Artykuły

Zmartwychwstanie mitu w sztuce Grzegorzewskiej

"Ifigenia" w reż. Antoniny Grzegorzewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

Wybitna inscenizacja "Ifigenii" w Teatrze Narodowym.

Trzeba prawdziwej odwagi, by skroić reżyserski debiut według takich miar. Antonina Grzegorzewska w warszawskim Teatrze Narodowym najpierw rozbija mit na miazgę, potem zanurza go w brudzie współczesności. Na koniec zaś odbudowuje, pozostając wierną duchowi opowieści o dziewczynie, którą ojciec poświęcił w ofierze bogini. Widzom zaś daje czyste wzruszenie.

"Ifigenia" to wydarzenie. Oto dramaturg w pierwszej wieloobsadowej sztuce wykazujący się absolutnym słuchem na dzisiejszy świat oraz wrażliwością na tradycję. I reżyser żelazną ręką prowadzący przedstawienie, w jednej chwili zaznaczający własny, osobny absolutnie styl - Antonina Grzegorzewska nie odwraca się od archetypicznych dzieł Ajschylosa, Sofoklesa, a przede wszystkim Eurypidesa, ale na ich kanwie konstruuje własną opowieść. I osadza ją najgłębiej, jak się da, w sparszywiałych i tandetnie kolorowych naszych czasach. To nie oznacza jednak, że komunikat młodej artystki jest oczywisty, brzmi jednoznacznie. Ze scenicznych znaków, dźwięków i specyficznej muzyki powstaje więcej niż proste odwzorowanie.

W "Ifigenii" można znaleźć chorą fragmentaryczność, natrętne szatkowanie dzisiejszego języka. Ifigenia (Anna Gryszkówna) może odbierać od Agamemnona (Jerzy Radziwiłowicz) maile i SMS-y, ale to nie przeszkadza Artemidzie (Magdalena Warzecha) twardo się domagać złożenia z niej ofiary. Achilles (Marcin Przybylski) zyskuje cechy geja polującego na młode ciała w modnych klubach. Klitajmestra (Aleksandra Justa) ubrana w kolorową sukienkę staje się odbiciem dzisiejszej matki - próbującej się nieskutecznie spełnić w swej kobiecości i relacjach z otoczeniem.

Grzegorzewska wraz ze scenograf Barbarą Hanicką umieszcza inscenizację w nieokreślonym teraz. Świat buduje ze znaków mających moc definicji. W centrum pola gry pstra kanapa jak z kompletu z meblościanką. Ifigenia w czerwonych rajstopach kręci lokówką włosy. Agamemnon, Menelaos (Arkadiusz Janiczek) i żołnierze chodzą po polu zasłanym potłuczonym szkłem - sceneria jak z Percevala. W tle drzwi jak w tanim mieszkaniu. Chór po raz pierwszy pojawia się z twarzami zakrytymi kwefami. Jego słowa przechodzą w niemal rapowane skandowanie. Wrażenie całkowicie kontrolowanego przez autorkę chaosu. Wszystko się kotłuje i wypiera wzajemnie. Ślady wielkości antyku zostają tylko w ułamkach słów i zdań zachowujących klasyczną melodię. Ale i w tej dziedzinie Grzegorzewska myli tropy. "Ifigenia" to utwór pisany prozą, ale z fragmentami wierszem. Ów wiersz drażni prostotą rymu i zaburzonym rytmem. W formie dramatu autorka "Ifigenii" znajduje klucz do opisu świata Mityczna ponowoczesność to w istocie zgliszcza. Na takim gruncie mit można tylko zabić, a potem dać mu nowe życie.

Tak się dzieje w Narodowym. Można odszukać w tym spektaklu wiele tematów. Komentarz do świata w stanie wojny, postrzeganie ciała jako celu i więzienia, do położenia kobiet wobec władzy mężczyzn, wreszcie relacji dzieci i rodziców. Przejmująco w kilku sekwencjach pokazują to Radziwiłowicz i Gryszkówna. Chcąc nie chcąc we fragmentach ich rozmów szuka się śladów autobiografii reżyserki, odniesienia do ojca Jerzego Grzegorzewskiego. Opowiedzieli o tym wspólnie w ostatnim spektaklu wielkiego artysty "On. Drugi powrót Odysa" w większości zbudowanym ze słów zapisanych przez Antoninę. "Ifigenia" Grzegorzewska przecina artystyczną pępowinę z ojcem, zdobywając od razu dla swego teatru autonomię. Wyobrażam sobie, że Jerzy Grzegorzewski zainteresowałby się tym tekstem. Jeśli jednak zrobiłby z niego przedstawienie, byłby to teatr zupełnie inny od tego, który powstał na Scenie przy Wierzbowej.

Zamyka go jednak scena-cytat z "On...". Żołnierz (Jacek Mikołajczak) przeciąga po scenie Ifigenię. I w tym momencie widać całą przekorę Grzegorzewskiej. A więc złożyła ojcu hołd sceną, która jest kluczem do tej wybitnej inscenizacji. W niej zawiera się bowiem ostateczna rehabilitacja, zmartwychwstanie mitu. W nim niezależnie od czasu zawiera się bowiem nieodwołalność boskich wyroków, bezlitosność wizerunku świata, opowiedzenie się - wbrew wszystkiemu - po stronie niezmiennych od zawsze wartości. To wszystko jest w "Ifigenii" Antoniny Grzegorzewskiej. To właśnie decyduje o wymiarze i szlachetności jej przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji