Artykuły

Widzowie podpowiadali aktorowi

"Stawrogin - wieczór autorski" w reż. Natalii Korczakowskiej w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Monika Wasilewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Stawrogin to najbardziej wyrazista postać "Biesów" Fiodora Dostojewskiego. A "Stawrogin - wieczór autorski" z Teatru Nowego to, póki co, najciekawsza w tym sezonie premiera w Łodzi. Choć ogląda się ją z trudem.

Monodram wg "Oświadczenia Stawrogina" z "Biesów" zrealizowało dwoje warszawskich artystów - Natalia Korczakowska i Piotr Głowacki. Najpierw w formie spotkania autorskiego w księgarni "mała litera". Z czytelnikami spotkał się bohater powieści Mikołaj Stawrogin. Teraz w podobnej konwencji przeniesiono rozdział "Biesów" na scenę.

Stawrogin przychodzi w nim do archireja Tichona (arcykapłana prawosławnego) z "oświadczeniem", czyli pisemną spowiedzią. Przedstawia swoje liczne zbrodnie, m.in. gwałt na 14-letniej Matrioszy. Przyznanie się do winy, jak można sądzić, powodowane najszczerszą skruchą, u Dostojewskiego ma ambiwalentny charakter. Wyznanie zapisane staje się bowiem literaturą. To produkt wypreparowany z myślą o odbiorcy, obliczony na efekt. "Pragnie pan celowo przedstawić się gorszym niż jest w istocie", "Chwyta się pan każdego drobiazgu, byle tylko zadziwić czytelnika" - podsumuje spowiedź Tichon. Stawrogin nawet nie wypowiada oświadczenia, każe je odczytać kapłanowi. W ten sposób przestaje być jego narratorem, a zostaje bohaterem własnej literackiej opowieści.

Korczakowska przełożyła tę zasadę na język sceny. Tym samym dała dowód dojrzałego rozumienia reżyserii, w której każde posunięcie wyprowadzone jest z uważnej lektury tekstu, ale nie oznacza jego prostej ilustracji. Jeśli zatem Stawrogin-postać literacka jest pisarzem swojego życia, Stawrogin-postać teatralna zostanie jego aktorem.

Spektakl utrzymano w konwencji spotkania autorskiego. Widzowie dostają do ręki program z wydrukowaną spowiedzią. "Postanowiłem odbić tę broszurę w 300 egzemplarzach" - czytają. Dowiadują się też, że Mikołaj miał już spotkania w Warszawie, Olsztynie i Petersburgu. Granica między rzeczywistością i fikcją zaciera się na każdym poziomie. W trakcie monologu wygłaszanego przy stoliku z napojem energetyzującym - bo to żaden XIX-wieczny rosyjski ziemianin - Stawrogin nagle wchodzi na widownię i zaczyna rozmowę z publicznością. Streszcza fragment "Biesów" i prowokuje do głośnych refleksji na temat odczuwania lęku (w książce bohater przyznaje się do tego jednorazowego odczucia, ale go nie opisuje). Ludzie zaczynają mu pomagać - że to ucisk w klatce piersiowej, rozdarcie, dygot. Nie wie tego chory na obojętność Stawrogin, nie wie tego aktor, który ma nim być. Bohater wróci na scenę i podsumuje rozmowę ironicznym parsknięciem. Dalej objawi się jeszcze w wersji psychologicznej, ekspresjonistycznej, postdramatycznej, w krzyku i monotonii, lamencie i recytacji - za każdym razem tak samo zewnętrznie, jak niezdolna do prawdziwości jest ta postać. Bohater Dostojewskiego nie czuje nic, dlatego też Głowacki go nie "wciela", a jedynie "pokazuje". Żaden rdzeń, żaden autentyczny Stawrogin nie istnieje. Są tylko jego kolejne kreacje. Stawrogin jest aktorem.

Spektakl Korczakowskiej nie zamyka się w inteligentnej grze deziluzji. To całkiem poważna zaduma nad moralnością, pochylenie nad człowiekiem, którego krzyżem jest nie-czucie. Kolejne etapy jego monologu to kolejne stacje drogi krzyżowej, których wizualizacje wyświetlane są w tle. Imię bohatera, od greckiego stauros oznacza przecież krzyż.

"Stawrogin" jest wymagający. Nie ma tu mowy o prostym psychologizmie, jasno zarysowanej historii, realistycznym aktorstwie. I dobrze. Bo i tekst Dostojewskiego to nie powieść Grocholi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji