Artykuły

Wolność albo sława

"Rent" w reż. Andrzeja Ozgi w Operze na Zamku w Szczecinie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Młodzież z pokolenia telewizyjnego "Idola" potwierdza talent w tym spektaklu. Ale "Rent" jest dla nich muzyczną zabawą bez głębszych treści, mimo że utwór Larsona opowiada o trudnych dylematach współczesnych artystów.

Jeden z najsłynniejszych musicali poprzedniej dekady - "Rent" Jonathana Larsona - wystawiła szczecińska Opera na Zamku. Skromny teatr, z rocznym budżetem o połowę mniejszym niż inne sceny operowe w Polsce, potrafił przygotować profesjonalne, nowoczesne widowisko muzyczne.

Oglądając wszakże "Rent" po polsku, trudno zrozumieć, dlaczego po 12 latach od prapremiery wymieniany jest on wśród najważniejszych dzieł w całej historii musicalu. Szczeciński spektakl jest atrakcyjną rozrywką, a przecież przedwcześnie zmarłemu Jonathanowi Larsonowi, który nie zobaczył już na scenie utworu swego życia, nie tylko o to chodziło.

"Rent" bywa nazywany współczesną wersją "Cyganerii" Pucciniego, bo XIX-wieczną opowieść o życiu paryskich artystów przeniósł do współczesnego Nowego Jorku. Larson, na szczęście, nie poprzestał na prostych zapożyczeniach. W "Rent" skopiował postaci i zarys akcji, ale mocno osadził ją w dzisiejszym świecie. Miłość w wersji homo, choć pokazana na drugim planie, jest tu tak samo namiętna i tragiczna jak tradycyjna, a największym zagrożeniem dla artystów łamiących obyczajowe tabu nie jest gruźlica, lecz AIDS.

"Rent" powstał w czasach strachu przed wirusem HIV, a pokazanie na scenie miłości lesbijskiej szokowało. Dziś z chorobą AIDS już się oswoiliśmy, a drastyczność obyczajowa musicalu znacznie zwietrzała. "Rent" nie szokuje już jak w latach 90., ale i nie stracił drapieżności.

"Rent" dotyka problemu ważnego i dzisiaj, zwłaszcza w Polsce. To prawo do wolności artystów, którzy nie chcą dostać się w bezlitosne tryby kultury masowej. Larson sportretował prowokujących publiczność performerów, muzyków niedbających o sławę, filmowców niechcących kręcić głupawych filmików dla komercyjnych stacji telewizyjnych. Gdyby ten wątek wydobyć na plan pierwszy, "Rent" skłaniałby dzisiaj do refleksji, czy warto płacić taką cenę za artystyczną swobodę. W Szczecinie reżyser Andrzej Ozga nie dostrzegł tej szansy. Musical potraktował wyłącznie jako okazję do stworzenia dynamicznego widowiska, bez głębszych wszakże treści.

Cała niemal obsada składa się z młodych ludzi wyłonionych w castingu. Dobrze muzycznie przygotował ich Maciej Cybulski, a Opera na Zamku pozyskała kilka talentów wokalnych: Mariusza Totoszka (Roger), Renatę Gosławską (Maureen), Magdalenę Smuk (Joan) czy rewelacyjnego jako drag queen Angela Filipa Cembalę. Ci młodzi ludzie zdobyli już pewne musicalowe doświadczenia w Warszawie i Gdyni, próbowali szczęścia na rozmaitych festiwalach piosenki. Na szczecińskiej scenie dają z siebie wszystko, by udowodnić, że warto na nich stawiać. Ale dylematy bohaterów musicalu są im w gruncie rzeczy obce, bo oni marzą zapewne nie o artystycznej niezależności, ale o sławie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji