Artykuły

Ateneum Fest na jubileusz

- Zdecydowałam się zaatakować ostro: teraz będzie inna propozycja, teraz będziemy rozmawiać poważnie - mówi Izabella Cywińska, dyrektor artystyczna Teatru Ateneum

Dorota Wyżyńska: Obejmując dyrekcję w Teatrze Ateneum, sięgnęła pani do pism, listów, swoistego testamentu patrona Stefana Jaracza. Na jubileusz 80-lecia teatru przypomina pani jego słowa. Że Jaracz żądał od teatru, aby "ze sklepu, przedsiębiorstwa sztuki stosowanej, areny tanich pomysłów przemienił się w trybunę idei!". Jak to aktualnie brzmi i czy to dziś możliwe?

Izabella Cywińska: W zamierzeniu jest możliwe. Jako dyrektor mogę stworzyć piękną wizję i próbować ją zrealizować. Próbować! Bo cel możliwy dziś do osiągnięcia nie będzie, niestety, pełny. Żyjemy w takich a nie innych czasach. Sztuka sztuką, ale życie życiem. I to życie, czyli gonitwa za pieniądzem, często bierze górę.

Kilka dni temu miałam próbę, na której kolejny raz denerwowałam się na powtarzającą się nieobecność kilku aktorów. Nie da się tak próbować. Teatr to sztuka zespołowa. Nie można mylić go z estradą. Tłumaczyli się innymi zobowiązaniami jeszcze z przeszłości.

W gabinecie rzuciłam okiem na listę płac. Zrobiło mi się trochę głupio. Jedna z czołowych artystek teatru ma 1400 zł miesięcznie! Czy mogę wymagać od niej pełnej dyspozycyjności? Jeśli mówi się dziś o gigantycznych zarobkach aktorów, to trzeba pamiętać, że to środowisko jest wyjątkowo zróżnicowane. Są ludzie bardzo bogaci i są, czasem wśród wielkich aktorów, nędzarze, bo z zasady nie korzystają z propozycji, na których mogliby zarobić krocie. Czy słusznie? Nie wiem, ale jako dyrektor teatru muszę dbać o nich szczególnie.

"Trybunę idei", o której pisał Jaracz, rozumiem też jako dążenie do stworzenia takiego repertuaru, który dotyka, porusza problemy społeczne, polityczne. Tak będzie w Ateneum?

- Próbuję to robić, ale jaki będzie skutek - zobaczymy. Zawsze interesował mnie teatr zaangażowany. Uważam, że teatr finansowany z pieniędzy podatnika, podobnie jak telewizja publiczna, musi realizować misję! To nieetyczne korzystać ze społecznych środków i robić teatrzyk łatwy, miły i przyjemny. Oczywiście, rozrywka też jest potrzebna, ale mamy ogromną paletę możliwości rozerwania się w teatrach komercyjnych czy oglądając telewizję, która dziś tańczy, śpiewa i jeździ na lodzie. Sądzę, że główny cel teatru powinien być inny. Teatr musi szukać nowych środków wyrazu i zachowując prawo do eksperymentowania, uczyć ludzi wrażliwości, otwierać im oczy. Nic się nie zmieniło od czasów Szekspira, dzisiejszy teatr też powinien być odbiciem rzeczywistości. I jeszcze coś! Szczególnie ważne jest, żeby teatr nie rezygnował z obowiązku permanentnego dokształcania młodych aktorów. Bo czego mogą się oni nauczyć, zarabiając w serialach - "gotowości" i sztampy, która bywa tak niebezpieczna.

Podoba mi się to, że proponuje pani na początek swojej dyrekcji w Ateneum aż trzy premiery w ciągu niespełna miesiąca. Jak to sama pani nazwała: będziemy mieć Ateneum Fest. A te trzy premiery to teksty nowe, trudne...

- Zależało mi na wyraźnym sygnale: Ateneum się zmienia. Przez ostatnie sezony teatr prowadzony przez chorego już Gustawa Holoubka realizował przeważnie marzenia publiczności. Oczywiście, były też propozycje ambitne: wspaniały "Edyp", interesujący Pinter i Bergman. Jednak większość spektakli była z tzw. nurtu telewizyjnego. Myślę, że Ateneum ma swoją publiczność, która tych oczekiwań jeszcze nie zmieniła i prawdopodobnie tak szybko nie zmieni. A jednak zdecydowałam się zaatakować ostro: teraz będzie inna propozycja, teraz będziemy rozmawiać poważnie. Wiem, że to ryzykowne.

Na szczęście Vaclav Havel napisał sztukę, która - nie mam wątpliwości - przyciągnie widzów do naszej teatralnej kasy. Jest w niej polityka, ale z przymrużeniem oka - i śmieszna, i straszna.

I nie jest to w żadnym wypadku teatralna publicystyka. Havel odnosi się do swoich doświadczeń politycznych, ale - o czym mówi w wywiadach - nie jest to rzecz autobiograficzna. To doświadczenie zbiorowe, próba uniwersalizacji.

Bohater - reprezentant najwyższej władzy, w swoim mniemaniu szlachetny dobroczyńca ludzkości - stojąc wobec bolesnej konieczności odejścia, próbuje usprawiedliwić swoją niemoc. Do jakiego stopnia okłamuje siebie? Jak bardzo oszukał innych? To wszystko zapisane jest u Havla w sposób mistrzowski. To gogolowskie: "z kogo się śmiejecie, z samych siebie się śmiejecie? ". Jeżeli bohaterowi brakuje słów, to Havel szuka ratunku u Szekspira. Były kanclerz może wykrzyczeć swój ból istnienia głosem Leara, a tęsknotę za umykającą przeszłością słowami Czechowa.

Jeśli nam się uda, "Odejścia" mają szansę być i rozrywkowe, i misyjne.

Z kolei dwie następne premiery są propozycjami do bólu poważnymi. Jestem szczęśliwa, że udało mi się zdobyć prawa do prapremiery "Trash Story" Magdy Fertacz - młodej autorki, która wygrała tegoroczną pierwszą edycję konkursu dramaturgicznego w Gdyni i z tej racji do teatru gdyńskiego należała. U nas wyreżyseruje ten spektakl Ewelina Pietrowiak.

Bardzo lubię tę sztukę. Myślę, że w dzisiejszych czasach, kiedy tak dużo mówi się o historii, a nawet stara się pisać tę historię na nowo, sprawa pamięci i naszej tożsamości jest naprawdę ważna. A o tym jest ta sztuka.

Trzecia nasza propozycja to "Szarańcza" Biljany Srbljanović. ramat, który pokazuje ludzi jako szarańczę, jako stado nieżyczliwe, okrutne, wyrywające sobie nawzajem ostatni kąsek jedzenia, egoistyczne. Nie wiem, jak ten świat przedstawi na scenie młoda reżyserka Natalia Sołtysik, która po świetnym debiucie "Szafa" w Teatrze Współczesnym będzie to realizować u nas, ale na pewno wiem, że z racji swojego wieku inaczej, niżby to zrobił ktoś z mojego pokolenia.

Wszystkie trzy sztuki to współczesne teksty z kręgu Europy Środkowo-Wschodniej. A więc wspólne doświadczenie, podobne myślenie, a jednak różne Wydaje mi się to interesujące. Nie znaczy to, że nie będę chciała w przyszłości sięgać także po klasykę, ale na pewno nie po to tylko, żeby ją napisać od nowa.

Wielokrotnie udowodniła pani, że ma pani dobrą rękę do aktorów. Potrafi pani odkryć młody talent, ale też pokazać światu aktora, który grał podrzędne role w małym teatrze. Albo dać komuś nieoczywistą rolę, która wpłynie na jego dalszą drogę aktorską. Pamiętam, jak zaproponowała pani Katarzynie Figurze rolę w "Hannemanie"...

- Katarzyna Figura zagrała wtedy zgwałconą ukraińską służącą odesłaną przez los do szorowania podłóg. To była kreacja tragiczna, wymagająca od Kasi Figury drastycznych środków... Świetnie się z nią pracowało.

I właśnie wtedy reżyserzy zauważyli, jaką jest wspaniałą aktorką charakterystyczną. A co zrobić z zespołem aktorskim Ateneum?

- Z niektórymi aktorami z Ateneum jest problem, bo z powodu swoich częstych występów w serialach w telewizji czy na estradzie mają poprzyklejane łatki, szufladki często ich krzywdzące: "Dzień dobry, ja jestem śmieszny, a ja poważny, a ja amantka". Marzy mi się, żeby udało się to jakoś przezwyciężyć. Januszowi Gajosowi udało się uciec od "Pancernych", od "Kabareciku", ale to było jego wielkie chcenie... Jeżeli się to uda także aktorom Ateneum, to będziemy dalej walczyć razem, a jeśli nie? Z takimi z nalepkami, łatkami nie bardzo lubię pracować.

Ale też przyciągnęła pani do Ateneum nowych, m.in. Katarzynę Herman, którą zobaczymy w "Szarańczy", i wreszcie Jadwigę Jankowską-Cieślak.

- Kasia przyszła tu za mną. To radość! A Jadwiga Jankowska-Cieślak bardzo lubię jej aktorstwo - rodzi się najprawdziwszej prawdy, ale wznosi, wzbija bardzo wysoko. To niby normalne. Tak powinno być, ale u niej wszystko jest szczególne. Zagra w "Trash Story".

Zaprosiłam też do nas młodych aktorów po łódzkiej Filmówce. Bo młodych tu było niewielu. Jednego zobaczymy w dużej roli w "Trash Story", drugiego u mnie w "Odejściach". Zaangażowałam też aktora od Augustynowicz. Cenię aktorów, którzy pracowali poza Warszawą, bo to daje im inną perspektywę. Ale potrzebny mi jeszcze rok, żebym mogła powiedzieć: mam już swój zespół.

Powiedziała pani w jednym z wywiadów, że Havel jako autor "Odejść" jest takim "czeskim Mrożkiem".

- Z naszej polskiej perspektywy i naszej bogatej teatralnej tradycji - Mrożek, Gombrowicz, Witkacy - tak tę sztukę odbieram i w takim duchu próbujemy ją realizować. W Czechach, gdzie podobno teatr wyrasta z tradycji głównie realistycznej, ten tekst na praskiej prapremierze potraktowano inaczej. Tam to była opowieść łagodna, obyczajowa, bez takiego mrożkowskiego, od czapy, spojrzenia na świat. Ten tekst już z samej swojej natury pozwala na wiele możliwych interpretacji.

Główną rolę powierzyła pani Piotrowi Fronczewskiemu.

- W pewnym momencie mężczyźni aktorzy mają dosyć robienia min i zaczynają szukać w teatrze czegoś więcej. Albo uciekają w reżyserię, albo całkiem odchodzą z teatru. Ale są też tacy, którzy marzą o tym, żeby mówić do widzów od siebie, komentować ze sceny otaczający nas świat. Myślę, że tak jest też z Piotrem. A Havel mu na to pozwala.

Matkę Fronczewskiego w "Odejściach" gra Danuta Szaflarska na zmianę z Barbarą Horawianką, "długoletnią przyjaciółkę" Riegera - Halina Łabonarska (zaczynała przed laty u mnie w Kaliszu), drugiego kanclerza - Krzysztof Tyniec, a dwór kanclerski - czołówka aktorów tego teatru: Marian Opania, Jan Matyjaszkiewicz, Artur Barciś.

Tak się składa, że trzy premiery przygotowują kobiety. Przypadek?

- Trudno uwierzyć, ale naprawdę przypadek. Dyrektorki to kobiety, reżyserki - kobiety, i dwie sztuki napisały kobiety. Niezwykle cenię sobie pracę z kobietami, szanuję ich specyficzne podejście do pracy i ich odpowiedzialność. Kobiety mają inną ciekawość świata, mężczyźni są bardziej skoncentrowani na sobie.

Przez kilka ostatnich lat byłam od teatru daleko. Nie znałam młodych reżyserów. A chciałabym, żeby to młodzi wytyczali tu kierunek. Odbyłam szereg rozmów z reżyserami. Dlaczego wybrałam kobiety? Bo wydały mi się ciekawsze...

Kiedy przyszło do zaproponowania dyrektora naczelnego teatru, też wybrałam kobietę. Podoba mi się, że Sławka Łozińska ma ogromną wiarę w to, co robi. To cenne w dzisiejszych czasach. Żeby wierzyć, że warto, bo inaczej nie warto. A ja oprócz wiary mam tę komfortową sytuację, że już nie muszę robić kariery, bo co miałam w tej sprawie zrobić, to już zrobiłam (śmiech). Pracuję tylko dla radości z pracy No i dlatego, że nie wyobrażam sobie bez niej życia .

Na jubileusz 80-lecia teatru przygotowuje pani też sesję o Ateneum, o Jaraczu.

- Chcemy m.in. zaprosić dyrektorów teatrów im. Stefana Jaracza z Łodzi i z Olsztyna. I zadać im pytanie, do czego ich zobowiązuje ten tytuł. Ostatnio dużo czytałam o Jaraczu i muszę przyznać, że coraz bardziej zaskakuje mnie ta skomplikowana i niejednoznaczna postać. Jak on nisko upadał jako człowiek, ile spektakli zawalił, grając po pijanemu, i jak niezwykle wysoko odbijał się od tego dna i szybował w górę jako artysta teatru! O antenatach trzeba mówić prawdę i wyciągać wnioski. A sesja powinna starać się dać odpowiedź na pytanie o aktualność przesłania testamentu Jaracza dziś. To ważne dla przyszłości teatru w Polsce.

Czego życzy pani Teatrowi Ateneum z okazji 80. urodzin?

- Życzę realizacji planów Jaracza. Tych sprzed 80 lat. Ale to przecież prawie nierealne. Dziś.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji