Kukuryku
KOGUT w tym przedstawieniu nie zawinił. Jest efektowny, malowniczy, jak z bajki. Stąpa lekko, tanecznym krokiem, jest fantastycznym tworem imaginacji ludzi wystraszonych, pogrążonych w zabobonach, żyjących na pograniczu schizofrenii. Zawinił raczej tłumacz. Jedyny w swoim rodzaju klimat utworu O'Casey'a (słynnego pisarza irlandzkiego, znanego u nas tylko z wystawionej w Teatrze Współczesnym sztuki "Cień bohatera") można by oddać w polskim przekładzie przez odpowiednią stylizację poetycką. Jest w tym utworze wiele elementów parodystycznych. Jest coś z ballady podwórzowej, a zarazem, z opery żebraczej. Wyobrażam sobie, że swoisty ton tej antyklerykalnej, satyrycznej bufonady zaprawionej melancholijną łezką, potrafiłby wyrazić Gałczyński czy też Sławomir Mrożek.
Nie pozbawiona walorów teatralnych, sztuka ta powinna być dla naszej sceny nie tłumaczona, lecz swobodnie adaptowana z dążeniem do redukowania taniego efekciarstwa i pustej żonglerki słownej. Niełatwym zadaniem jest znalezienie polskiego odpowiednika dla oddania tego rodzaju magii teatralnej, jaką zawiera "Cock-a-Doodle-Dandy", grany z wielkim powodzeniem na scenach anglosaskich.
ZYGMUNTOWI HÜBNEROWI nie udało się utrafić w osobliwy ton drwiny O'Casey'a. Zagubił się w realistycznej dosłowności, poprowadził spektakl w zbyt zwolnionym tempie. Jedynie parę akordów balladowych w końcowej części wydaje się propozycją trafnego rozwiązania problemu inscenizacji tej sztuki. Z zespołu aktorskiego wyróżniają się: Stanisław JAŚKIEWICZ, grający z zaskakującym poczuciem humoru postać Michała Marthrauna, Jerzy PICHELSKI, który wywołuje śmiech na widowni w farsowo wyrysowanej roli Sierżanta policji oraz Ryszard KUBIAK w roli Koguta.