Artykuły

Sztuka Stuhrów

Jerzy Stuhr napisał książkę o przodkach. Maciej Stuhr, zajęty karierą, jeszcze jej nie czytał. Co łączy ojca z synem oprócz wspólnych występów w reklamie? - zastanawia się Katarzyna Janowska w Polityce.

Jerzy i Maciej Stuhrowie grają razem w popularnej reklamie pewnego banku. Zamysł scenariuszowy reklamowej serii opiera się na przekonaniu, że dziś młody, przedsiębiorczy człowiek (w tej roli syn) nie musi już słuchać rad seniora rodu (ojciec), które i tak bywały absurdalne. Seniora zastąpił rzutki doradca finansowy. Twórcy zabawnie zrealizowanych reklamówek odwołują się do powszechnego przekonania, że w konfrontacji z błyskawicznie zmieniającym się światem mądrość przekazywana z pokolenia na pokolenie jest bezwartościowa. Na przekór tej tezie Jerzy Stuhr w książce "Stuhrowie. Historie rodzinne" (ukaże się w połowie listopada) rekonstruuje dzieje swoich przodków, którzy pod koniec XIX w. przenieśli się z okolic Wiednia do Krakowa. Jerzy Stuhr: - Przez lata unikaliśmy z żoną mówienia o naszej prywatności. Ta książka jest wyjątkiem. Uznaliśmy, że nie chodzi o prywatność, ale o pokazanie, jakie wartości budują na stałe w człowieku to, co najważniejsze. To, co sprawia, że wytyczamy sobie takie, a nie inne granice. W jaki sposób wiedza o rodzinie, o ojcach, dziadkach i pradziadkach warunkuje nasze zachowania. Historia mieszczańskiej rodziny splata się ściśle z dziejami miasta i kraju. Stuhrowie (długo czekali na polskie obywatelstwo, kompleks bycia obcym przechodził z pokolenia na pokolenie) prowadzili znaną w Krakowie restaurację, kolejni potomkowie studiowali prawo na UJ, angażowali się w działalność patriotyczną, walczyli w pierwszej i w drugiej wojnie światowej (dziadek Jerzego Stuhra był jednym z pierwszych więźniów w Auschwitz). Ale też, jak to w rodzinie, nie brakowało skandali, zawiedzonych miłości, kłótni na śmierć i życie.

Maciej Stuhr jeszcze książki nie czytał.

Jerzy: - Maciek robi karierę i jest tym pochłonięty, brakuje mu czasu na refleksję, ale ona przyjdzie. Książkę z pewnością przeczyta. Zauważyłem, że pewne zachowania powtarzamy czasem bezwiednie. Mój dziadek miał piękny gabinet. Meble z jego pokoju stoją dziś w moim gabinecie. Maciek urządzał niedawno swoje mieszkanie w Warszawie. Jeden z pokoi przeznaczył na gabinet z książkami, z biurkiem, a przecież mógł tam zrobić coś innego.

Jerzego Stuhra świadomość rodzinnej ciągłości dopadała po śmierci rodziców. Likwidując ich mieszkanie, znalazł starannie złożone rodzinne dokumenty, fotografie, kartki, które wysyłał im z różnych miejsc na świecie.

Maciej Stuhr: - Podczas prób z Krzysztofem Warlikowskim dużo rozmawiamy o dziedzictwie, przeszłości i nieprawdopodobne jest, jak to człowieka dopada. Od momentu, w którym podjąłem decyzję, żeby najpierw studiować na Uniwersytecie Jagiellońskim, na uczelni, w której studiowali wszyscy moi przodkowie, zrozumiałem nagle, że tradycja nie jest pustym słowem, że klocki mojego życia zaczynają się w coś układać. Najśmieszniejsze jest to, że często w tradycję wpisujemy się nieświadomie. Łapię się na tym, że mówię jak ojciec, że podejmuję decyzje podobne do tych, które on kiedyś podjął.

Jerzy Stuhr przed studiami na PWST studiuje polonistykę na UJ, Maciej Stuhr psychologię. Obaj kończą krakowską szkołę teatralną. Jerzy Stuhr gra w Starym Teatrze u Wajdy, Swinarskiego, Jarockiego. Maciej Stuhr wychowuje się na legendarnych spektaklach Starego Teatru i już jako dziecko marzy, by zostać aktorem. Ale na scenie pierwsze kroki stawia we własnym kabarecie "Po żarcie" (słynne są jego parodie Gustawa Holoubka, Stanisława Sojki, Grzegorza Turnaua).

Jerzy Stuhr za swoje najważniejsze filmowe spotkanie uważa pracę z Krzysztofem Kieślowskim. Maciej Stuhr, jako nastolatek, zagrał w "Dekalogu" Kieślowskiego. Popularność Jerzemu przynoszą role filmowe w "Seksmisji", w "Kingsajz". Maciej staje się gwiazdą po rolach w komediach: "Fuks", "Chłopaki nie płaczą".

Ostatnio powraca do teatru. Zagrał świetną rolę w "Aniołach w Ameryce" Krzysztofa Warlikowskiego. Wszedł w skład jego zespołu.

Maciej: - Spotkanie Krzyśka Warlikowskiego było dla mnie przełomowe. Myślę, że ojciec nie mógłby, a nawet nie wiem, czy chciałby zagrać u Warlikowskiego, bo to nie jego światy, ale "Anioły" mu się podobały. Praca z Krzyśkiem jest więc dla mnie ważna także z tego powodu, że znalazłem swoją drogę tak inną od tej, którą szedł mój ojciec. Ale pomimo że poruszamy się z ojcem w innej stylistyce, w innych tematach, jest jedna rzecz wspólna. Kiedy ojciec opowiada o pracy z Konradem Swinarskim, słychać coś dziwnego w jego głosie. Mam dziwne wrażenie, że kiedyś opowiadając o pracy z laureatem nagrody Swinarskiego, czyli z Krzyśkiem, też będę miał tę dziwną nutę w głosie.

Jak ojciec i syn nawzajem oceniają swoje aktorstwo?

Jerzy: - Maciek wybrał ten sam zawód co ja, ja na dodatek jestem nauczycielem, który został tak wychowany, że zgłasza swoje uwagi tylko wtedy, gdy uczeń zrobi coś nie tak. Młodzi są dziś nieodporni na krytykę. Jeden ze studentów powiedział mi, że mogę mu dać tylko trzy uwagi krytyczne. Więcej nie zniesie. Maćkowi, na wszelki wypadek, mówię jedną dziesiątą tego, co myślę. Czasami z zaciśniętymi zębami mówię, że jest dobrze, bo boję się, że następnym razem nie pokaże mi tego, co zrobił. Mój ojciec nigdy nie widział mnie w teatrze, więc w relacjach ojciec-syn i tak jest postęp.

Maciej: - Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie byłem fanem aktorstwa ojca. Większość jego ról widziałem kilkadziesiąt razy. Znam arsenał jego możliwości, a mimo to do dzisiaj potrafi mnie zaskoczyć. Ojciec teraz mało gra. Jeżeli już, to w swoich filmach, w których wypracował pewien typ bohatera. Ale kiedy przypomnę sobie dawne role, przede wszystkim w "Zbrodni i karze", w "Kontrabasiście", to jestem ciągle pod wrażeniem.

W spektaklu "Anioły w Ameryce" Maciej Stuhr gra Joego, homoseksualistę/ który prowadzi podwójne życie, ale w pewnym momencie przez telefon wykrzykuje matce, kim jest. Scena budzi niepokój. Widzowi robi się nieswojo na myśl o własnych maskach przyjmowanych w życiu. Patrząc na Stuhra ma się wrażenie, że przełamuje coś w sobie. Próby nad sceną trwały długo. Szło ciężko, a właściwie nie szło. Granie u Warlikowskiego to coś więcej niż sprawne posługiwanie się warsztatem. Aktorzy zagłębiają się w swoje postaci, szukając w sobie psychologicznego uzasadnienia dla nich.

Maciej: - Próbowaliśmy z Krzyśkiem Warlikowskim i Staszką Celińską, która grała matkę, dojść do sedna tej sceny, popijając czerwone wino. Ciągle jednak to nie było to. W pewnym momencie coś we mnie pękło. Wpadłem w rodzaj nawet nie psychicznego, ale fizycznego dygotu. Rozpłakałem się. Wspólnie odkryliśmy stan, który miałem zagrać. Długo nie mogłem po tym dojść do siebie. Ale to nie znaczy, że co wieczór wyrzucam z siebie flaki. Zapamiętałem ten stan i umiem go powtórzyć. U Krzyśka nie ma sztuczek. Za każdą sceną stoi myśl.

Jerzy: - Cieszę się, że Maciek wrócił do teatru, że Warlikowski stał się dla niego tym, kim przed laty był dla mnie Konrad Swinarski. Nie muszę się zgadzać ze światopoglądem Krzysztofa Warlikowskiego, z tym że np. "Poskromienie złośnicy" interpretuje się poprzez kompleksy seksualne, ale doceniam jego warsztat. W tym jest fantastyczny.

Maciej: - Nieświadomie przymierzamy swój los do losu rodziców. Zdarza mi się myśleć, co ojciec grał będąc w moim wieku. Że np. był już po "Wodzireju" albo po wielkiej roli w teatrze. Ale nie stresuje mnie to, bo szybko zrozumiałem, że nie mogę się z ojcem ścigać. Muszę robić swoje.

Jerzy Stuhr w latach 90. zaczął reżyserować. Debiutował "Spisem cudzołożnic", za "Historie miłosne" zdobył Złote Lwy Gdańskie. Nakręcił "Tydzień z życia mężczyzny", "Duże zwierzę", "Pogodę na jutro", "Korowód".

Jerzy: - Aktorstwo jest już dla mnie tylko wspomnieniem. Tyle poznałem tajników tego zawodu. Wiem, gdzie sztuczka, udawanie, gdzie prawda, gdzie boli. Człowiek nie ma już ochoty na zwierzenie, bo ono kosztuje. Podziwiam Tadeusza Łomnickiego, który do końca na scenie dawał z siebie wszystko. Ja bardzo nie lubię grać. Zresztą cała formacja moich kolegów ze Starego Teatru nie lubiła grać. Jurek Trela, Jerzy Binczycki. Byliśmy wściekli na publiczność. Przyszli, siedzą rozparci i żrą cukierki, a my musimy do nich wyjść igrać! Aktorstwo, które uprawialiśmy, było ciężkim, fizycznym i psychicznym wysiłkiem. Brawa nie rekompensowały tego, ile nas to kosztowało. Z latami coraz trudniej było mi znaleźć w sobie siły, by wyjść na scenę. Dziś większość ludzi ma problem ze światem, który ich przerasta. Od artysty oczekują, że odda ich stan, ale jednocześnie nie będzie ich pouczał. Artysta jest medium, czutym instrumentem, który aby być wiarygodny, powinien odbierać drgania swojego czasu. Na ile może się otworzyć, ujawnić, co czuje, jak żyje?

Maciej; - Z. tym jest problem, bo kiedy ktoś pokaże swoją słabość, zaczyna się za nim pościg jak za zwierzęciem. Z drugiej struny, jeśli artysta nie odważy się przekroczyć czegoś w sobie, to nie tylko nic ciekawego nie zrobi, ale stanie się śmieszny, a w najlepszym wypadku anachroniczny.

Co może być dzisiaj dla młodych łudzi punktem odniesienia? Maciej Stuhr wspomina, że jako dziecko potrafił płakać w kościele ze wzruszenia. Dziś wiele rzeczy w kościele instytucjonalnym go razi, ale jednocześnie nie wyobraża sobie wychowania córki w oderwaniu od lej tradycji.

Maciej: - Mam gdzieś w sobie głęboko wpisane katolickie poczucie winy i mani świadomość, że ono w jakiś sposób deformuje psychikę. Ale jednocześnie trzyma mnie w ryzach, jestem podatny na nałogi. Pewnie bez katolickiego poczucia winy moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej. Bez tego bylibyśmy jak w Fabryce Warhola. Można byłoby zrobić wszystko, tylko po co?

W "Historiach rodzinnych" Jerzy Stuhr krytycznie odnosi się do polskiego katolicyzmu, drażni go wiernopoddańcze, bezkrytyczne, bałwochwalcze oddanie się w ręce Kościoła katolickiego. Parę lat ternu Stuhrowi-reżyserowi zarzucano wtórność wobec filmów jego mistrza Krzysztofa Kieślowskiego. Dziś, kiedy młodzi twórcy uciekają od uogólnień, wybierają prywatny ton, filmy autora "Korowodu" chwilami drażnią dydaktyzmem.

Jerzy: - Tak, wiem, wiem, zarzuca mi się chęć bycia autorytetem. Ale ja uważam, że kiedy opowiadam jakąś historię, to muszę widzowi powiedzieć, co o niej myślę.

W filmach moich młodszych kolegów nie widzę, za czym oni się opowiadają. Zapytałem kiedyś pana Darka Gajewskiego, autora filmu "Warszawa" (nagroda Złote Lwy w Gdyni), to jak, panie Darku: warto jechać do tej Warszawy czy nie warto, bo z filmu się lego nie dowiedziałem. Oczywiście chciałbym się wystrzegać dydaktyzmu, ale jednocześnie nie chcę jako reżyser stracić własnego charakteru pisma. Myślę, że im bliżej siebie ustawiam kamerę, tym widz lepiej przyjmuje ode mnie tzw. uniwersalne prawdy. O sobie mogę powiedzieć wszystko. Widzowie często mi dziękują, że miałem odwagę pokazać, jakbym się zachował w takiej czy innej sytuacji.

Domowa kuchnia, jak wspomina Maciej w książce "Stuhrowie. Historia rodzinna", też bywała dla ojca sceną. W dzieciństwie siadał w kącie i obserwował ojca opowiadającego dowcipy, anegdoty, biesiadującego z przyjaciółmi.

Maciej: -Z wiekiem wesołkowatość ojcu przeszła. Łańcuch magnificencji trochę go związał. Czasami mnie to martwi. Miał kiedyś więcej dystansu do siebie. Ale jakoś się tak dzieje, że ludzie związani ze szkolnictwem przestają rozmawiać i zaczynają wygłaszać.

Jerzy: - To nie rektorowanie (był rektorem krakowskiej PWST) mnie zmieniło, to wiek. Zauważyłem, że mężczyźni z wiekiem mówią mniej. Patrzę, widzę. i nie chce mi się.

Rodzina Stuhrów, od ponad stu lat związana z Krakowem, powoli emigruje do Warszawy. W stolicy mieszka Maciej z rodziną i jego siostra Marianna. Jerzy Stuhr ostatnio też kupił mieszkanie w Warszawie.

Jerzy: - Kraków pęta młodych ludzi. Giną w tłumie aktorów Starego Teatru. Dawniej widzowie wiedzieli, jaka to jest paka, że w Starym grają Trela, Nowicki, Budzisz-Krzyżanowska. Dziś nie ma identyfikacji twarzy ze sceną. W Krakowie warto studiować, ale pracy trzeba szukać gdzie indziej.

Maciej; - Wyzwoliłem się z pęt Krakowa. To jest zresztą dziwne spętanie, bo kiedy się w nim tkwi, to się go nie odczuwa. Człowiek się upaja dymem papierosowym w knajpach, poetami, kardynałem Macharskim przechodzącym przez Rynek. Trzeba zrobić parę kroków w bok, żeby sobie uświadomić, że ów dym papierosowy trochę nas zaczadził. Ale Kraków ciągle mam w sobie. To zresztą coś więcej niż tylko miasto, to także tradycja CK, Wiedeń, z którego wywodzą się moi przodkowie, wartości takie jak stabilność charakteru, poczucie odpowiedzialności, obowiązku, spokój, który jest charakterystyczny dla członków mojej rodziny. Staram się te cechy w sobie pielęgnować.

Maciej Stuhr bardzo lubi filmy Milośa Formana. Uważa, że wszystkie opowiadają o wolności.

Maciej: - Czym jest wolność? Nie chcę odpowiadać banalnie, więc powiem to, czego często nie wypada mówić na głos: wolność dają również pieniądze. Kiedyś zapytano Mastroianniego. czy wziąłby udział w reklamie, a on odpowiedział: Nigdy nie sprzeniewierzę się ideałom mojego zawodu, chyba że będzie mi potrzebny nowy basen.

Od momentu, gdy postanowiłem "sprzeniewierzyć się ideałom mojego zawodu", okazało się, że o wiele bardziej mogę się tym ideałom przysłużyć, robiąc teraz tylko te rzeczy, które są dla mnie istotne. I dziś możemy rozmawiać o Warlikowskim czy filmie Małgorzaty Szumowskiej. Byłem też w tym roku już trzy razy na wakacjach, co dla mojej rodziny było nowym doświadczeniem.

Jerzy: - Jak ja rozumiem wolność? Chciałbym, żeby mi dano żyć według moich zasad, a ja się już nie będę lenił.

Jerzy Stuhr przygotowuje się do filmu o Witkacym.

Maciej Stuhr przygotowuje się do roli w nowym spektaklu Krzysztofa Warlikowskiego.

Na zdjęciu: Jerzy Stuhr i Maciej Stuhr podczas premiery filmu "Pogoda na jutro",2003 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji