Ostatnia rozmowa z Piotrem Łazarkiewiczem
- Szukałem czegoś, co nie będzie fabułą typowo filmową. Od lat pracuję głównie w teatrze, który wyczulił mnie na inny język - niedosłowny, zagęszczony - tak mówił reżyser PIOTR ŁAZARKIEWICZ o swoim filmie "0_1_0".
Rozmowa odbyła się w maju 2008 r., kilka tygodni przed śmiercią reżysera
Paweł T. Felis: Na planie "0_1_0" [na zdjęciu] pracowałeś w zawrotnym tempie, potem długo dopieszczałeś ostateczną wersję filmu. Jesteś zadowolony?
Piotr Łazarkiewicz: Ciągle niepewny. Wiedziałem od początku, że zrobię jeden krok i wszystko może stać się wymyślone, pretensjonalne. Mówiąc szczerze, spodziewam się skrajnych reakcji.
Ryzykowna była już decyzja, by pisać scenariusz na bazie etiud Krzysztofa Bizia, które kiedyś wystawiłeś w Akademii Teatralnej jako "Generacje". Nie bałeś się, że ta teatralność zaciąży na filmie?
Szukałem czegoś, co nie będzie fabułą typowo filmową. Chociaż uważam np. "Cztery miesiące, trzy tygodnie i dwa dni" za film genialny, nie chciałem kręcić paradokumentu, klasycznej opowieści. Od lat pracuję głównie w teatrze, który wyczulił mnie na inny język - niedosłowny, zagęszczony. Krzysztof tę esencję - w postaciach, w dialogu - znakomicie potrafi uchwycić. Jest w tym dużo prawdy, podpatrzonej i podsłuchanej, ale jest też forma, metafora, która pozwala dobić się do głębszych znaczeń. Pomyślałem, że skoro robię film o ludziach, którzy boją się odsłonić i nawet w najintymniejszych sytuacjach przybierają maski, ta "esencjonalność" może się w kinie sprawdzić.
Bohater grany przez Rafała Mohra mówi ironicznie: "Jesteśmy na wizji, będziesz miała męża gwiazdora". Twoi bohaterowie ciągle grają - i są tego świadomi.
Żyjemy w czasach utraconej naiwności. Wiemy już, że każdy nasz gest, wypowiedziane zdanie ma jakąś nazwę w języku psychologii, wpisuje się w konwencję, coś powtarza. To nas drażni, więc wymyślamy siebie ciągle na nowo.
Kiedyś, żeby zrobić film dokumentalny w małym miasteczku, trzeba było tam spędzić dwa tygodnie, zdobyć zaufanie i dopiero wtedy ruszyć kamerę. Teraz wiele osób natychmiast "zagra" samych siebie. To pokłosie telewizji i kultury obrazkowej. Ale skoro wszyscy gramy tak dobrze, coraz trudniej mi rozpoznać, kim ten człowiek jest naprawdę. Może ten radosny facet, którego znam na co dzień, wraca do domu i płacze przed lustrem? Albo przebiera się za kobietę?
Zrobiłeś film o pokoleniu 30-latków?
To film o mechanizmach, które widzę u ludzi młodych, ale też u swoich rówieśników. Nie ma czegoś takiego jak prawda o pokoleniu. Ktoś niedawno mi udowadniał, że młodzi nie interesują się tym, co ich otacza. Kompletna bzdura. Jedni się interesują, inni nie. Rok temu byłem jurorem na festiwalu klipów w Gdańsku i tak się złożyło, że finał wypadał w niedzielę wyborczą. Przyjeżdżały zespoły popowe, metalowe, DJ-e. I co? Wszyscy przywozili ze sobą karteczki z biura meldunkowego i pytali: Gdzie tu można głosować?
A jednak widać, że tych 30-latków dobrze rozumiesz.
Może dlatego, że to moje środowisko - w tym wieku jest mój syn, jego koledzy i większość aktorów, z którymi pracuję w szkole filmowej, w teatrze, Teatrze Telewizji. Dlatego kiedy oglądam "Suplement" Zanussiego, to mam wrażenie, że młodzi ludzie na prywatce zachowują się tam tak, jak my zachowywaliśmy się 40 lat temu.
Akurat w "0_1_0" scena w klubie jest fantastyczna - niby nic się nie dzieje, a miałem ciarki na plecach.
Może ci bohaterowie się tam widzą, a może nie, może są blisko, a może przeciwnie. To scena ważna dlatego, że być może pokazuje jedyną możliwą dziś bliskość - bliskość w osobności. Niby wszyscy są obok siebie, ale tak naprawdę każdy jest w swoich myślach sam dla siebie. W jakimś sensie - bezinteresownie.
Nie realizowałeś filmu od kilkunastu lat
Dlatego mam tremę: jakbym dopiero debiutował. Ale dzięki "0_1_0" pojawiło się nagle mnóstwo pomysłów. Myślę o kilku nowych spektaklach, serialu, paru filmach. Żyję w zawrotnym tempie, ale mam wrażenie, że to jakiś nowy, dobry czas. Zobaczymy.