Artykuły

ODRAMA. Dzień trzeci

O IV Międzynarodowych Dniach Młodej Dramaturgii "Odrama" pisze Monika Leonowicz z Nowej Siły Krytycznej.

Rok 2008 w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu upływa pod znakiem refleksji na temat szeroko pojętej tożsamości: narodowej, kulturowej czy religijnej. Życie bez tożsamości jest nieznośne, wręcz niemożliwe, potrzeba przynależności do jakiejkolwiek wspólnoty okazuje się sprawą nadrzędną. Czy tożsamość jest dana z góry? Kiedy można mówić o micie tożsamości, a kiedy już o tożsamości nowoczesnej? Czy redefinicja tożsamości spowoduje jej "odzyskanie"? I czy to jest w ogóle możliwe, skoro nie została zaprojektowana z góry? Ze wszystkimi pytaniami zmagali się twórcy teatralni podczas IV Międzynarodowych Dni Nowej Dramaturgii. Ich sceniczne wypowiedzi: etiudy, próby czytane, improwizacje oraz performance ukazują wielowątkowość przedstawianych tekstów, wielowymiarowość i ich intertekstualność.

Pretekstem do rozważań w ostatnim dniu festiwalu był dramat Bilijany Srbljanović "Upadek". Już sam tytuł otwiera różne konotacje. Autorki próby czytanej - Iga Gańczarczyk i Magda Stojowska - świadomie wypreparowały z dramatu didaskalia, które stanowiły tkankę polityczną poprzez konkretne odwołania do historii ostatnich lat w Serbii. Potraktowały tekst jako pewne uniwersum, opowiadając historię rodzenia się totalitaryzmu i przejmowania władzy. W patriarchalnym Królestwie tak naprawdę panuje Nadmatka (Judyta Paradzińska), kobieta zimna, głupia i "o szpetnym wnętrzu". Szuka dla swojego Królestwa Wodza (Michał Świtała). Okazuje się, że najlepiej do tej funkcji nadaje się człowiek tchórzliwy i zidiociały, podporządkowany i zmanipulowany przed kobietę-demona. Ale czy wychowany w kulcie nienawiści młody Jovan (Przemysław Czernik), syn władczyni - niedorozwinięty emocjonalnie, ciągle myślący kategoriami fizjologicznymi, chłopiec, nie przejmie władzy? To istota odarta z poczucia jakiejkolwiek tożsamości, dlatego, aby ją zbudować, prawdopodobnie władzę przejmie. Jednak pomiędzy przynależnością do narodu, a tożsamością nie można postawić znaku równości. Utworzenie jednolitego państwa, w którym nie istnieje słowo "chcieć", ponieważ zastąpiło je słowo "móc", nie staje się gwarantem odzyskania utraconej tożsamości, powrót do niej okazuje się więc zupełnie niemożliwy. W poszukiwaniu tożsamości narodowej nie pomaga nawet utworzenie wyraźnych granic i stworzenie wroga, który znajduje się za nią. W zunifikowanym Królestwie panuje zgoda na los. Jedynie Vera (Grażyna Rogowska) pragnie uciec czy to poprzez samobójstwo czy wyimaginowaną podróż. Oczywiście kończy się tylko na słowach, bo nikt nie jest w stanie wyłamać się z politycznego układu.

Michał Borczuch przeprowadził z aktorami improwizację na bardzo wysokim poziomie, choć przedstawiona forma skupiła się na postaciach dość odległych od bohaterów dramatu i relacjach, jakie zachodzą między nimi. Młode małżeństwo (Arleta Los-Płaszewska, Przemysław Czernik) świętuje wieczór przy szampanie i wspomina dobre czasy, upajając się wyjątkową chwilą. Sentymentalny charakter sytuacji podkreśla wygrywana przez żonę na fortepianie "Sonata dla Elizy" Beethovena, która zresztą znajduje się w "Upadku" Bilijany Srbljanović i jest bezpośrednim do niego nawiązaniem. Sielankowy nastrój wywołuje akt agresji pewnego jegomościa w garniturze (w tej roli znakomity Krzysztof Wrona), który od stanu zupełnego spokoju i równowagi przechodzi gradację negatywnych emocji: poprzez fazę frustracji, podenerwowania, zdenerwowania, kończąc na szale i nieokiełznanym gniewie oraz destrukcji krzesła. Wyładowany podchodzi do rozbawionych ludzi i mówi: "Już czas". Nakazuje im ściągnąć buty i wypić do końca szampana, po czym ich wyprowadza za kulisty. Jeśli po bohaterów przyszła śmierć, to improwizacja w znakomity sposób oddała atmosferę ostatnich pięciu minut przed egzekucją. Michał Borczuch w sposób bardzo przemyślany, a jednocześnie operując niesamowitym skrótem, zaprezentował utratę władzy i zamianę ról. Małżeństwo jest pokonanym jeńcem wziętym do niewoli, ich czas minął. Kto ma teraz rządzić? Tego nie wie nikt, bo burząc jeden porządek nie proponuje się niczego w zamian.

W etiudzie zaproponowanej przez Tomasza Koninę na plan pierwszy wysunął się aspekt niemożności, czy też "niechcenia" ucieczki z układu, który nam nie odpowiada. Bezsilność bohaterów wynika niejako z braku tożsamości: nie wiedzą kim są i po co żyją. Potrzeba zmiany zastanej sytuacji istnieje, ale nie jest ona na tyle silna, aby urzeczywistnił się "sen o lepszym świecie". Uciec? Tak. Tylko gdzie? Nawet, jeśli myśl o ucieczce zostaje na moment zaszczepiona w umysłach bohaterów (Grażyna Kopeć, Krzysztof Wrona) nie będzie ona dobrym plonem, ponieważ pod bacznym i zawsze czujnym okiem przepięknej władczyni (w tej roli posągowa Grażyna Misiorowska) żadna niesubordynowana myśl nie ma prawa rozwinąć się.

Ostatnią formą teatralną w trzecim dniu "Odramy" był performance autorstwa duetu "Sędzia główny": Karoliny Wiktor i Aleksandry Kubiak. Widzowie mogli ze sceny oglądać na ustawionych na widowni ekranach to, co dzieje się za ich plecami: dwie nagie kobiety z rozbiegu uderzały przodem ciała o żelazną kurtynę teatru. Ten swoisty spektakl nie otwierał dla widza żadnej możliwości wkroczenia w jego przestrzeń. Kruchość kobiecych ciał w zderzeniu z obcym, zimnym, twardym materiałem była niepokojąca, ale nie na tyle, żeby widownia zareagowała. Niewątpliwie najważniejszym słowem-kluczem w tym działaniu w kontekście całego dnia jest GRANICA - pojmowana w różnorodny sposób: jako bariera oddzielająca komunikację z Innym, a zatem Obcym, jako poznanie możliwości i granic swojego ciała, jako próba przebicia się przez społeczną znieczulicę. Możliwości odczytań było wiele, a autorki i zarazem wykonawczynie działań były bezkompromisowe.

Dopełnienie wieczoru stanowiła pofestiwalowa dyskusja twórców, wymiana poglądów i starcie postaw. Komentarz tłumaczki, Doroty Jovanki Ćirlić wzbogacił zaprezentowane improwizacje, etiudy i próby czytane o nowe sensy i znaczenia.

Dzień trzeci obfitował w największe wrażenia i emocje, ale formy teatralne ze wszystkich dni "Odramy" korespondowały i wchodziły ze sobą w dialog, mimo że robiły to, posługując się zupełnie odmiennymi narzędziami i sięgały po nowe zagadnienia w obrębie złożonego tematu tożsamości. Oczywiście, przeprowadzone dyskusje nie dały gotowych recept na to, jak "wrócić do źródła własnej tożsamości", nie dały gotowych rozwiązań, ale niewątpliwie rzuciły nowe światło na zagadnienia tak ważne w dobie współczesnego świata i rozgrywanych w nim konfliktów. Temat IV Międzynarodowych Dni Nowej Dramaturgii, który brzmiał "Bezradni wobec przeszłości - My i Oni wobec utopii powrotu do źródła własnej tożsamości" w założonej formule festiwalu przeprowadzony został konsekwentnie i ciekawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji