Artykuły

Tykocin: trzy razy koniec

- To, że Polacy myślą o sobie jako o narodzie wybranym czy niewinnym, jest niebezpieczne. Te mity trzeba rozmontowywać, bo mogą ożyć i pożreć nas - mówi Michał Zadara, reżyser spektaklu "Tykocin" powstałego w ramach projektu "Bat Yam-Tykocin". Premiera "Bat Yam" dziś w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu - pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Tykocin" [zdjęcie z próby] to nie jedyna premiera wieczoru - swój pierwszy pokaz będzie miał dziś także spektakl "Bat Yam" w reżyserii Yael Ronen. Izraelska reżyserka zrealizowała go z aktorami Teatru Współczesnego, zaś Zadara wraz z dramaturgiem Pawłem Demirskim pojechał do Tel-Awiwu, by w ramach polsko-żydowskiego projektu wystawić z aktorami Teatru Habima "Tykocin". Choć oba spektakle są niezależnymi od siebie produkcjami, łączy je fakt, że odważni reżyserzy opowiadają w nich o relacjach polsko-żydowskich z punktu widzenia dzisiejszych 30-latków.

Katarzyna Kamińska: "Tykocin" to Pana osobista historia?

Michał Zadara: Nasza sztuka nie jest tak osobista jak "Bat Yam " Yael Ronen.

Ważniejsza jest w niej warstwa teoretyczna. Opowieść toczy się pomiędzy dziennikarzami i intelektualistką - to jest mi jednak bardzo bliskie, bo świat postrzegam właśnie głównie przez filozofię czy różnego rodzaju koncepty. Poruszamy w niej wiele kwestii, które osobiście mnie bolą. W moim domu rodzinnym nie było antysemityzmu nawet w formie żartów. Będąc dzieckiem, nie miałem poczucia wrogości czy obcości wobec kultury żydowskiej. Pamięć mojej rodziny sięga jedynie do pokolenia prababci, która była służącą na Białorusi. Niewiele wiedziała o samej sobie, nie wiadomo jakiego była pochodzenia. Ta rodzinna niewiedza sprawiła, że bez lęku myśleliśmy o sobie jako o potencjalnych częściowych Białorusinach, Polakach czy Żydach.

Historia "Tykocina" jest fikcyjna, ale podobne przypadki się zdarzały.

- Długo szukaliśmy historii, która pozwoliłaby na pokazanie różnych ludzkich postaw wobec historii Polaków i Żydów. Chcieliśmy, żeby była jak najbardziej dwuznaczna. Wymyśliliśmy więc fikcyjną opowieść o mieszkance Tykocina, która ma zostać odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, nie wiedząc, czy możliwym jest oszukać Instytut Yad Vashem. Później okazało się, że zdarzyło się tak w przypadku obywatela Ukrainy.

Polaków, szczególnie młodych ludzi, w ogóle interesują kwestie polsko-żydowskie?

- Jeżeli nie podejmuje się pewnych tematów, stają się one pułapkami. Jeżeli nasze pokolenie nie dotknie tych kwestii, one same wcześniej czy później do nas wrócą. To tak jak z mitem Kosowskiego Pola, który zaatakował Serbów 600 lat później. To tak jakby bitwa pod Grunwaldem nagle zainspirowała jakiś konflikt. Staram się mówić o świadomościowych niebezpieczeństwach, które czyhają na Polaków. To, że Polacy myślą o sobie jako o narodzie wybranym czy niewinnym, jest niebezpieczne. Te mity trzeba rozmontowywać, bo mogą ożyć i nas pożreć.

Stąd pomysł muzeum hańby polskiej, w którym mielibyśmy się wstydzić za czyny naszych rodaków?

- Dojrzałe społeczeństwa, tak jak dojrzali ludzie, potrafią spojrzeć swoim problemom w oczy i zaakceptować swoje mroczne strony.

Zarówno w "Tykocinie" jak i "Bat Yam" pojawia się postać, która swoje problemy i wątpliwości leczy przy pomocy parapsychologii czy medytacji...

- Jedynym ewidentnie metafizycznym doświadczeniem, jakie możemy przeżyć we współczesnej Polsce, jest podróż do Auschwitz. Niezależnie od opcji politycznej czy religii nie możemy tam pojechać i wszystko od początku do końca zrozumieć. To, co tam widzimy, powoduje rozumową pustkę. Holocaust kojarzony jest więc z metafizyką, czasami staje się on swojego rodzaju religią. Naturalne jest to, że osoby, które otrą się o temat zagłady, szukają jej pozarozumowych rozwiązań w buddyzmie czy psychoanalizie.

"Tykocin" ma trzy zakończenia. To znaczy, że każdy z narodów potrzebuje swojej własnej, najwygodniejszej wersji historii?

- Kiedy chcemy opowiedzieć o czymś naprawdę ważnym, trudno jest sformułować jednoznaczne zdanie, a nawet jednoznaczną fabułę. Z tego powodu zostawiam pewne elementy w zawieszeniu. W Izraelu zauważyłem, że zakończenie, które napisałem, skierowane jest do polskiego widza, dlatego też dopisałem jeszcze izraelskie zakończenie. Co innego destabilizuje Polaków, a co innego Izraelczyków. Trzecie zakończenie nazywa się "Bez końca", bo nie jestem w stanie zaserwować na tacy gotowego poglądu na tę historię.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji