Artykuły

"Emigranci" zachwycili widzów

"Emigranci" z warszawskiego Teatru Praga na XXV Gorzowskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Renata Ochwat w Gazecie Lubuskiej.

Dwaj znakomici aktorzy młodego pokolenia Tomasz Kot i Wojciech Mecwaldowski zachwycili w dramacie Sławomira Mrożka. Były brawa na stojąco.

Tomasz Kot: - To początkowo miał być tylko spektakl telewizyjny dla TVP Polonia. Były oczywiście obiekcje, czy wyjdzie, czy to jest nadal aktualne. Ale potem jakoś tak się stało, że spektakl przeszedł do Teatru Praga, no i jest - opowiadał na spotkaniu z widzami Tomasz Kot. Wraz z Wojciechem Mecwaldowskim zagrali "Emigrantów" Sławomira Mrożka. Było to siódme przedstawienie jubileuszowych XXV Spotkań Teatralnych.

Pieska dola emigranta

Dwaj bohaterowie mieszkają w jakiejś piwnicy w obcym kraju. Jeden - inteligent, w tej roli Tomasz Kot, czyta książki i duma jak tu zostać pisarzem. Drugi - robotnik, zagrał go Wojciech Mecwaldowski tyra na budowie, żeby odłożyć jak najwięcej pieniędzy na budowę domu w kraju.

Pomiędzy nimi toczy się nieustanna gra o to, kto jest lepszy. I na tym tle dochodzi do komicznych zderzeń, ot choćby okazuje się, że robotnik kupił sobie psie jedzenie, bo nie zna języka.

Właśnie w tych na poły komicznych, na poły tragicznych rozmowach wyłania się prawdziwy dramat człowieka skazanego na emigrację, wyrwanego z własnego środowiska, który nie potrafi żyć gdzie indziej. Ale z drugiej strony nie potrafi się też i wydostać z matni zarabiania pieniędzy i matni emigranckiego piekła.

Podpatrzył dresiarzy

Obaj aktorzy stworzyli wyjątkowo ciekawe kreacje. Zwłaszcza Wojciech Mecwaldowski, który poruszał się bardzo w bardzo charakterystyczny, toporny sposób. Mówił też krótkimi zdaniami z intonacją i akcentem człowieka niekształconego. Zapytany o sposób budowania roli tłumaczył, że ma masę znajomych, którzy wyjechali za granicę.

- No i wśród nich jest taki typ dresiarza, mięśniaka, więc go podpatrywałem. Ja dresiarzem nie jestem - mówił. I zaraz żartem dodał, że on się myje i skarpetki zmienia. Bo jego sceniczny bohater robi to nader niechętnie.

A Tomasz Kot żartował, że jego przyjaciel Wojtek jest takim typem amerykańskiego aktora, który musi wszystko przeżyć. - A tak naprawdę, to nasza garderobiana go sterroryzowała i nie miał wyjścia - śmiał się Kot.

Brali go za lumpa

Widzowie zgromadzenie w kawiarence teatralnej chcieli też wiedzieć, w jaki sposób Tomasz Kot przygotowywał się do roli Ryśka Riedla, lidera Dżemu, w filmie "Skazany na bluesa".

- Miałem mnóstwo czasu, żeby się do tej roli przygotować. Bo po pierwszym dniu zdjęciowym rozpędzili ekipę do domu. Pracowałem wówczas w krakowskim Teatrze Bagatela, teatr mi poszedł na rękę więc miałem czas - opowiadał aktor.

Pojechał więc na Śląsk, zamieszkał w Tychach, ruszył w trasę z Dżemem. - No chłopaki pokazali, co to znaczy życie - opowiadał. Tłumaczył, że jeszcze był nieznany, miał wtedy długie włosy, chodził w dżinsach. - No i jak wszedłem do Empiku, to ochroniarz natychmiast poszedł za mną, bo myślał, że chcę coś ukraść - wspominał.

Dodał, że wielką pomoc okazała mu w przygotowaniach do roli, nieżyjąca już Gola Riedel, żona Ryśka. - Byłem u niej w domu, oglądałem zdjęcia z prywatnego albumu - opowiadał.

Brawka na stojąco

Krótki spektakl wyreżyserował znany aktor Artur Żmijewski. - To był jego debiut sceniczny. No i wiadomo było, że sobie nie odpuści. Ale aktor z aktorem zawsze się łatwiej porozumie, bo obaj grają w tej samej lidzie - mówili obaj. Lekko skrócony i nieco uwspółcześniony dramat spodobał się gorzowskiej publiczności tak bardzo, że nagrodziła aktorów długimi brawami na stojąco. - No i to znów był znakomity spektakl, prawdziwy teatr. A co ważne z kurtyną - ocenili gorzowianie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji