Artykuły

Broadway nigdy nie będzie Bronksem

- O repertuarze decyduje przymus rynku i mój muzyczny gust, któremu jestem wierna. Pewnej muzyki nie toleruję i nie mogę sobie na to pozwolić. Dlatego właśnie założyłam Teatr Broadway, by śpiewać to, co lubię i potrafię- mówi MAŁGORZATA OBŁÓJ, założycielka i dyrektorka Teatru Broadway w Szczecinie.

Rozmowa z Małgorzatą Obłój, założycielką i dyrektorką "Teatru Broadway

Teatr muzyczny o nazwie "Teatr Broadway" powstał siedem lat temu w Szczecinie. To jeden z nielicznych prywatnych teatrów muzycznych i nie tylko muzycznych zresztą - w Polsce.

- Wszystko się zgadza. Stworzyłam ten teatr praktycznie z niczego. Mając 15-letnią praktykę w zawodzie solistki i aktorki, ukończone studia wokalno-aktorskie, telefon, faks i swój talent do nawiązywania kontaktów z ludźmi. W porównaniu do potrzeb teatru to kropla w morzu. Dzisiaj teatr to prawie trzydziestoosobowy zespół, który wystawia kilkadziesiąt przedstawień rocznie.

Kochasz muzykę amerykańską z lat dwudziestych, trzydziestych, muzykę filmową, musicale, lata 70., Franka Sinatrę... i tego repertuaru konsekwentnie trzymasz się prowadząc swój teatr. Tymczasem Amerykanie mają czarnego prezydenta. Może czas otworzyć się na ciemniejszy odcień muzyki rodem z Ameryki?

- Nie ma takiej potrzeby. Repertuar musicalowy wywodzi się przecież z muzyki jazzowej. Widzowie często komentują moją barwę głosu - "Jak na białą wokalistkę śpiewa pani czarną barwą". W związku z tym chyba jestem na topie. Z jednej strony o repertuarze decyduje przymus rynku, z drugiej mój muzyczny gust, któremu jestem wierna. Pewnej muzyki nie toleruję i nie mogę sobie na to pozwolić. Nigdy nie będę śpiewać hip-hopu, bo - skrótowo mówiąc - to jest Broadway, a nie Brorw. Nie będę też wykonywać repertuaru ludowego, bo po prostu nie przepadam. Dlatego właśnie założyłam Teatr Broadway, by śpiewać to, co lubię i potrafię.

Skoro amerykańskie wybory nie robią na tobie wrażenia, to może robi je światowy kryzys finansowy, którego źródła znajdują się za oceanem? W latach 30. w czasie wielkiego kryzysu gospodarka ledwo zipała, ale niezwykle dynamicznie rozwijał się przemysł rozrywkowy.

- Liczę na to. Ludzie zawsze chcą się bawić, a ja prowadzę teatr rozrywki. Oczywiście można dostosować repertuar do poetyki wielkiego kryzysu, ale po co. My nie musimy reagować na wydarzenia jak publicyści. Gramy swoje.

Niedawno mieliście mały jubileusz. Jak spędziliście tę "okrągłą" siódmą rocznicę istnienia teatru?

- Graliśmy serię spektakli. Słowem - pracowaliśmy. Nie było czasu na świętowanie.

n

Jak podsumowałabyś te siedem lat w swoim teatrze?

- To jest sukces, bo nie padliśmy, nie rozsypaliśmy się, a teatr rozwija się, mimo braku dotacji. Wartością tego teatru jest zespół. Ludzie przychodzą do mojego teatru, czasem odchodzą z różnych powodów, a najczęściej osobistych, i bardzo często wracają. Tak było z moim najlepszym tancerzem, który uległ wypadkowi. Wrócił, bo nie umiał żyć bez teatru. Podobnie było z innymi członkami zespołu. Nie muszę robić castingów, wystarczy trochę poczekać.

Kiedy rozmawialiśmy trzy lata temu o "Teatrze Broadway", mówiłaś, że to przedsięwzięcie jakby na wariackich papierach...

- Teatr to wielka, skomplikowana machina. Ale pomysł był wariacki z tego też powodu, że wówczas nie zdawałam sobie sprawy, że poza reżyserią, pisaniem scenariuszy, tworzeniem choreografii i śpiewaniem będę musiała wykonywać pracę za marketingowców, prawników i PR-owców. Nie myślałam, że będę musiała poznać przepisy prawne, zająć się organizacją przedstawień, ich sprzedażą, promocją i że to wszystko będzie tyle kosztowało. Dopiero na samym końcu możemy zatańczyć, zaśpiewać i ukłonić się.

Jesteście teatrem komercyjnym. Ale chyba w dobrym tego słowa znaczeniu...

- Robimy też na przykład "integracyjne imprezy" dla firm, gdzie prezesi przebierają się za Bee Gees... i sami śpiewają. Członkowie zarządów mają tak stresującą pracę, że chcą jakoś odreagować. Niektórzy gotowi są nawet stanąć na naszym miejscu i zobaczyć, jak to jest zaśpiewać i zatańczyć w damskiej peruce na przykład dla 500 własnych pracowników. Zdarzają się też i takie imprezy.

Przed kilkoma laty mówiłaś, że teatr bardzie znany jest w głębi kraju niż w samym Szczecinie

- To się nie zmieniło. Nadal częściej gram w Warszawie czy na południu Polski niż w Szczecinie. Tyle tylko, że teraz dodatkowo organizuję także warsztaty dla dzieci i młodzieży. Otrzymuję taki zlecenia od Różnych Domów Kultury.

Nie otrzymujecie żadnych dotacji, ale jak się na was patrzy - widać rozmach i styl.

- Usłyszałam kiedyś, że jak się na nas patrz to widać miliony... Kiedyś jakiś prezes powiedzie mi: to wszystko takie drogie, piękny ten was teatr. Kto za panią stoi? Obejrzałam się za siebie i odpowiedziałam - nikt, a pomyślałam - praca ciężka praca. Chciałabym, żeby "Teatr Broadway pozostał taki jaki jest. Może kiedyś uda mi się wybudować teatr stacjonarny w moim mieście bo kocham Szczecin.

Nikt tak pięknie nie opowiada o Szczecinie jak ty, a jednocześnie Szczecin jakby cię ni doceniał...

- Bo to jest moje ukochane miejsce. Lubi ten rozmach i urok architektury tego miasta, środowisko artystyczne też. Tworzą go wspaniali wartościowi ludzie. Powinni jednak bardziej wyjść do publiczności, bardziej się otworzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji