Artykuły

Wszystkiemu winni młodzi

W spektaklu Cieplaka młodość jest tandetna i wtórna, starość - agresywnie dopominająca się o prawo, by trwać, trwać, trwać. "Król umiera, czyli ceremonie" miał być hołdem złożonym odchodzącym legendom Starego Teatru. Ale czy Trela, Polony, Dymna rzeczywiście odchodzą? I czy to agresywna, bezrefleksyjna młodość jest winna ich przemijaniu? - pyta Joanna Derkaczew w recenzji w Gazecie Wyborczej.

Wybrany przez Piotra Cieplaka dramat Eugene'a Ionesco to jeden z najpiękniejszych tekstów o egoizmie śmierci. Król (Jerzy Trela) zgodnie z logiką teatru absurdu wie, że ma umrzeć pod koniec spektaklu. Lekarz (Jacek Romanowski) odlicza mu czas, który pozostał: godzina dwadzieścia, pół godziny, szesnaście minut, dwie, jedna. Ale władca nie zamierza poddać się woli autora sztuki. Krnąbrny i uparty próbuje wzywać na ratunek lud, błaga o pomoc żony Marię (Anna Dymna) i Małgorzatę (Anna Polony), przeciąga pogaduszki z pokojówką Julią (Dorota Segda). Nagle liczy się każda sekunda, gdy jeszcze czuje, oddycha, istnieje. Zrozpaczony żąda, by wszystko zginęło wraz z nim. Cokolwiek przetrwa - ma go rozpamiętywać, żyć jego życiem. Ale nic już nie słucha jego rozkazów. Ani chmury, ani dworzanie, ani jego własne ciało. Królestwo się rozpada. Ze śmiercią człowieka kończy się Wszechświat.

Cieplak i Trela spotkali się już w podobnych scenach rozpadu świata. W "Szczęśliwych dniach" Becketta (Teatr Polonia w Warszawie, 2007 r.) Trela partnerował Krystynie Jandzie jako Willie, niemy mąż obserwujący powolne obumieranie swojej Winnie. Z jego niezdarnej krzątaniny i słowotoku przykutej do fotela Jandy powstał ciepły, gorzki spektakl o starych ludziach, których nikt już nie potrzebuje.

Ten przejmujący, osobisty wymiar miał szansę pojawić się także w krakowskim przedstawieniu. Reżyser jednak zamienił "Króla..." w sentymentalną przypowieść o odchodzącym micie Starego Teatru. Scenę zmienioną w halę fabryczną (aluzja do postindustrialnej przestrzeni nowohuckiej Łaźni Nowej - czołowej "młodej sceny" Krakowa?) wypełniają rekwizyty i meble z teatralnych magazynów. W przerwach między buntowniczymi przemowami Król zmienia się w Konrada z "Wyzwolenia" Konrada Swinarskiego (1974 r.). Anna Polony staje się dawną Muzą, Anna Dymna nuci melodie Zygmunta Koniecznego z legendarnych "Dziadów" (Swinarski, 1973 r.), Dorota Segda znów jest Albertynką, cud-dziewczynką z "Operetki" Tadeusza Bradeckiego (1988 r.). Wracają nawet pieprzne przyśpiewki a la "Jarmark piosenek" Aleksandra Bardiniego.

Kraków, miasto benefisów, zna takie wieczory wspominkowe aż za dobrze. Cieplak chciał jednak rozegrać historię odchodzących sław w kontrze do nacierającego "młodego teatru". To przecież właśnie o Swinarskim, o rolach tych właśnie aktorów mówi się za każdym razem, gdy powraca temat "dawnej wielkości polskiego teatru", której dziś sprzeniewierzają się "nowi". Tłem do sprzeczek Króla i Królowych są układy wrocławskich tancerzy - to delikatne i senne, to znów brutalne, ostre, pełne erotyzmu. Teatr tańca staje się tu formą nową - pustą, wtórną i nieciekawą w stosunku do tego, co na świecie robili z ruchem artyści pokolenia Treli i Polony. Młodzi tancerze wystąpią także jako modele w pokazie mody pogrzebowej. Skóra, bieliźniane koronki, odsłonięte piersi, kiczowate dodatki. Brak szacunku do przemijania? Świętokradztwo - tym gorsze, że łatwe, zamówione z katalogu zimowych trendów?

W spektaklu Cieplaka zarówno nieciekawa giętkość tancerzy, jak i anachroniczny styl gry mistrzów szybko stają się trudne do zniesienia. Młodość jest tandetna i wtórna, starość - agresywnie dopominająca się o prawo, by trwać, trwać, trwać. Czy którykolwiek z tych obrazów jest trafny? Polony u Grzegorza Jarzyny, Dymna u Jana Klaty, Segda u Michała Borczucha - wszyscy udowodnili, że nie tylko nie odchodzą, ale także nadal potrafią być twórczy, porywający, odkrywczy. Młodzi reżyserzy tworzą dziś spektakle, w których pokazują, że ich wrażliwość nie jest z gatunku porno.

Gdy Królowa/Polony w finale wyprowadza umierającego Króla/Trelę z sali teatru, w szparze drzwi pokazuje się figura Matki Boskiej, błyszczy kolorowe światło, słychać płacz dziecka. Dzieje się coś niezwykle prywatnego i poruszającego. Trudno jednak przejąć się tym obrazem, pamiętając, ile fałszu niosły wcześniejsze sceny.

Narodowy Stary Teatr w Krakowie, "Król umiera, czyli ceremonie" Eugene Ionesco, scen. i reż. Piotr Cieplak, scenografia Andrzej Witkowski, muz. Stanisław Radwan i Kormorani, występują: Jerzy Trela, Anna Polny, Anna Dymna, Dorota Segda, Jacek Romanowski, Zbigniew Kosowski, premiera 29 listopada

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji