Artykuły

Titanic kontra góra lodowa

Ważna dla Teatru Ochoty, możliwe że w jego obecnym kształcie ostatnia, premiera uwypukla wady tekstu Christo Bojczewa i utwierdza w przekonaniu, że zmiany mogą Ochocie wyjść tylko na dobre - o "Orkiestrze Titanic" w reż. Tomasza Mędrzaka w Teatrze Ochoty pisze Jan Ensztein z Nowej Siły Krytycznej.

Z punktu widzenia obecnej sytuacji teatru, najnowsza premiera była ważna. Biuro Kultury warszawskiego ratusza zdecydowało o nowatorskich zmianach w placówce. Dyrektorowi Tomaszowi Mędrzakowi nie przedłużono kontraktu, a niedawno poinformowano, że od 1 stycznia teatr w dotychczasowej formie przestanie funkcjonować. Zostanie przekazany wybranej organizacji pozarządowej - fundacji lub stowarzyszeniu. To ona zdecyduje o dalszym losie zespołu. Do końca listopada decyzja o wyborze organizacji miała być podjęta. Nadal jednak nic nie wiadomo. Czy realizacja "Orkiestry..." pokazała urzędnikom, że mylą się co do Ochoty? Nie sądzę.

Po lekturze tekstu bułgarskiego autora trudno spodziewać się świetnego przedstawienia. Jest to słaby, pseudofilozoficzny dramat o powtarzających się schematach dialogowych z kilkoma potencjalnie zabawnymi momentami. A przecież humor to jego główny walor. Historyjka Christo Bojczewa opowiada o czwórce wyautowanych alkoholików, którzy pędzą proste pijackie życie na nieczynnej stacji kolejowej. Ubolewając nad losem, przerabiają wciąż plan obrabowania pasażerów wagonu, który w końcu zatrzyma się na zapomnianym peronie. Wszystkie przejeżdżają jednak, aż do czasu, gdy z pociągu specjalnego wyrzucona zostanie podczas krótkiego postoju skrzynia z piątym rezydentem - "tajemniczym" Harrym (jak się później okazuje - Houdinim). Od tej pory gość będzie wypijać pozostałej czwórce alkohol oraz wygłaszać długie monologi o iluzoryczności świata i przestrzeniach ducha, zdające się interpretować świat z wnikliwością jedenastolatka czytającego Junga. Lekcje Harry'ego mają przygotować pozostałą czwórkę na wielką podróż - ucieczkę, której tak pragną.

Inscenizacja Mędrzaka boleśnie uwypukla wady tekstu. Beztreściowe dialogi dłużą się, czemu towarzyszy bezruch aktorów. Siedzą na ławkach, czasem któryś zatoczy kółko po małej scenie. Najlepiej wychodzi im wydobywanie zza pazuchy kolejnych butelek żołądkowej. Monologi showmana Harry'ego (Mędrzak), utrzymane w drażniącej wznosząco- opadającej intonacji, nie dodają głębi i sensu tekstowi. Przeciwnie, potęgują jeszcze wrażenie paplaniny. Reżyser paradoksalnie nie wykorzystuje komediowego potencjału dramatu. Zabawne kwestie brzmią poważnie, nawet patetycznie, a lekkość zostaje na siłę wepchnięta w przesadną refleksyjność. Jednak ta, oparta na wiejskiej filozofii Harry'ego, nie prowadzi do żadnej konkluzji.

Realistyczna inscenizacja nie działa. Techniczne możliwości małej sceny po prostu na to nie pozwalają. Na przykład z przejeżdżających pociągów na bezdomnych mają sypać się śmieci. W Ochocie ktoś zza kulis po prostu rzuca w aktorów puste plastikowe butelki - takich wywołujących zażenowanie momentów jest niestety więcej. Wierność didaskaliom jest głównym wrogiem przedstawienia. Mimo że części pomysłów po prostu nie da się zrealizować, reżyser często nieudolnie szuka rozwiązań, w efekcie przygnębiająco śmiesznych. Mógłby Mędrzak zrezygnować na przykład z zagrań takich, jak wyciąganie wyczarowanego jajka z ust.

W Polsce "Orkiestra" wystawiana była trzy razy. Ostatnio w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie w reżyserii Andrzeja Domagalika. Żadna z inscenizacji nie była sukcesem, z czego można by wyciągnąć wnioski. Warszawa zdaje się jednak nie uczyć na cudzych błędach. Krakowskie przedstawienie nie było tak przygniatająco realistyczne, w Warszawie scenografia jest wiernym odtworzeniem stacji kolejowej: kamienny tunel, drewniane tory, wychodek. Nie można jednak w teatrze realistycznie pokazać przejeżdżającego pociągu! Gdy dźwięk zwiastuje jego przyjazd, w tunelu pojawiają się dwa czerwone światełka. Co to? Przód, czy tył wagonu? Nie wiadomo.

Brakuje pomysłu na inscenizację. Brakuje pomysłu na prowadzenie aktorów. Nie ma żadnego punktu zaczepienia, przyciągającego uwagę widza. Bezbarwność spektaklu nie pozwala na skupienie, a treści o pozornie dużej wadze przechodzą bez echa.

Jestem przeciwnikiem ingerowania urzędników w tworzenie repertuaru teatrów czy wewnętrzne sprawy placówek. W przypadku Ochoty mam jednak nadzieję na zmiany, a eksperymentalny pomysł Biura Kultury nie budzi we mnie wielkiego sprzeciwu. Pogłoski mówiące o przejęciu warszawskiego teatru przez jeden ze stołecznych zespołów niezależnych napawają optymizmem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji