Artykuły

Sprzeciw jednak był

O Studenckim Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym Kontestacje w Lublinie pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.

"Najwidoczniej festiwal pokazuje kontestację poprzez jej brak" - te dosyć ironiczne słowa jednego (jedynego?) podsumowania ubiegłorocznej edycji Kontestacji streszczają w sobie cały posmak bezideowości współczesnego teatru studenckiego, który po festiwalu odczuwał niejeden widz. Alternatywne działania teatralne przegrywały z własną historią, z legendą tych o jedno czy dwa pokolenia starszych, tych prawdziwie zaangażowanych. Przegrywały także w starciu ze współczesną kulturą - z oswobodzeniem obyczajów, wolnością słowa i masowością wszelkich zjawisk. Oprócz kilku rzeczywiście wartościowych (i niekoniecznie wpisujących się w nurt kontestacyjny) prezentacji, na tej bazie powstawały w główne mierze spektakle miałkie. Raziły one banałem na wyrost nazywanym działaniem artystycznym, zakrztuszały się własną, brutalną tkanką i niewydolnością warsztatu.

Po takich doświadczeniach, ciężko oczekiwać w przeciągu roku jakichś przełomowych zmian, zwłaszcza, że wciąż tkwimy w tej samej rzeczywistości. I faktycznie - nie można powiedzieć, by ogólny poziom spektakli jakoś zdecydowanie polepszył się. Ale jakby nie patrzeć, tegoroczna, czwarta już edycja Kontestacji, po raz pierwszy zdołała mnie przekonać, że naprawdę realizuje swoją nazwę. A i zauważyć trzeba, że sam program był znacznie uboższy w totalne klapy, zmiany i sławetne "obsuwy". Nawet spektaklom nieudanym i masowo opuszczanym przez widownię nie można odmówić pewnych walorów, a przecież w krótkiej historii Kontestacji zdarzały się już rzeczy pozbawione jakichkolwiek atutów, sytuujące się na przeciwnym biegunie niż teatr choćby przyzwoity (np. "Dusza na deskach" Pro Formy).

Właśnie w tym miejscu zachodzi najcenniejsze przesunięcie w festiwalu. Większość prezentujących się teatrów stawia przed sobą zadanie zbudowania pełnowymiarowego spektaklu, zarówno na płaszczyźnie gry aktorskiej, jak i kreowania scenicznego świata poprzez scenografię, światło i muzykę, które tym razem najczęściej wykracza poza ciężką do wytrzymania skrajną amatorskość. W parze z tym, u większości prezentujących się twórców, nie idzie niestety potrzeba poszukiwania własnej, oryginalnej formy. Kreowanie alternatywnego świata, poszukiwanie indywidualnego języka dostrzec możemy jedynie w bardzo charakterystycznym Teatrze Brama, w szerzej znanym Teatrze Porywacze Ciał oraz pełnym absurdu Teatrze Napięcie.

Drugą kluczową kwestią tegorocznej edycji jest samoistne wyodrębnienie się głównej tematyki, a tym samym sprzeciwu. Silny akcent na wszelki kontekst seksualny czy przesycanie spektaklu wulgaryzmami nadal wiodą prym, jednak nie są one pozostawione same sobie, wyczuwa się kompletny zamysł i potrzebę tworzenia. Tegoroczna kontestacja młodych zdaje się skupiać wokół kompleksu Polaka. W mniejszym lub większym stopniu realizowany był on w znacznej części spektakli, w jego kontekście pokazana została walka o tożsamość, wolność czy podmiotowość wzrastającej jednostki. Temat ten był także ciągle obecny jako tło, na którym rozgrywa się los konkretnego człowieka, na którym dochodzi do zmierzenia się twórców ze specyfiką funkcjonowania współczesnego świata.

Temat kompleksu Polaka nie nowy, bo obecny niemal od zawsze, choćby w literaturze polskiej, jednak wraz ze zmianami społecznymi wciąż ewoluujący i wciąż, może poprzez naszą mentalność, dziwnie aktualny. Pojawia się na co dzień w teatrze nie tylko alternatywnym, i czego łatwo się domyślić, przewijał się także we wcześniejszych edycjach Kontestacji (np. Zielony Wiatrak "Drapacze chmur"). Podejmowany w teatrze przez młode pokolenie, wybrzmiewa jako rzeczywisty protest przeciwko zastanej rzeczywistości. W tym roku został zaatakowany wyjątkowo mocno i wielostronnie.

Najbardziej bezpośrednią, a zarazem najbardziej amatorską, próbą określenia swojego stanowiska wobec polskości, jest "Produkt polski" teatru.pieprz z Bydgoszczy. Przedstawiając historię dojrzewania jednostki w gęstej, często trafnej, grze językowej, młodzi twórcy jednoznacznie wskazują na brak możliwości utożsamienia się z wciąż obecnym wzorcem Polaka. Ostrym językiem protestują przeciw narzucania im legendy martyrologii, odcinają się od wiążącej ich historii, pozorów religijności czy obyczajowych ograniczeń. Pełno tu kompleksów, dziecięcych wspomnień z okresu PRL czy nieporozumień z najbliższym otoczeniem.

Podobny w wymowie, acz zupełnie różny formalnie, jest spektakl "My" wspomnianego już Teatru Brama. Młodzi twórcy umiejętnie łączą różne estetyki. Chóralny śpiew, rodem z Gardzienic czy Chorei, przechodzący w ludowe pieśni towarzyszy całemu kolażowi scen - przerysowanych, komicznych, jak i dramatycznych, pełnych napięcia sekwencji. Młodzi aktorzy z bardzo dobrym warsztatem tworzą tym samym wyróżniającą się i niecodzienną całość. "My" nie atakuje tak dosłownie jak "Produkt polski", ale dzięki celności spostrzeżeń, ośmieszaniu stereotypów, wydobywaniu właściwych pragnień człowieka i kilku świetnym scenom zdecydowanie wybija się spośród prezentowanych spektakli.

Temat Polaka pojawia się także w aspekcie emigracji za pracą, w spektaklu "Very" Teatru Porywacze Ciał. Ten monodram Macieja Adamczyka oparty na nieustannie postępującej metamorfozie bohatera, który nieoczekiwanie został wyalienowany, pozostawiony sobie w zamkniętym pomieszczeniu, polega na postmodernistycznym łączeniu i zderzaniu różnych estetyk, co wymaga od aktora dużej elastyczności, z którą Adamczyk radzi sobie niestety różnie.

Co ciekawe, obok swoistej walki o wyzwolenie się z dotychczasowej, archaicznej i wiążącej w stereotypach polskiej tożsamości równie ważnym tematem okazuje się także współczesna medycyna - problem zdrowia, choroby cywilizacyjnej czy takich kwestii jak aborcja. To też swojego rodzaju kontestacja, polegająca bardziej na wskazaniu, co w dzisiejszym czasie nas nurtuje, czego się boimy, co jest wciąż obecne, co wzbudza nasz wewnętrzny sprzeciw. W ten nurt na pierwszym miejscu wpisuje się Teatr Ecce Homo ze spektaklem "Paddame. Paddame" opartym na motywach powieści Aleksandra Sołżenicyna "Oddział chorych na raka". Reżyser Marcin Bortkiewicz pozostawia na boku sensy polityczne, najsilniej wydobywa zaś zmiany, jakie zachodzą w człowieku w obliczu choroby, zbliżającej się śmierci, w jaki sposób kondensują i intensyfikują się przeżycia, do jakich dochodzi przewartościowań. "Paddame. Paddame" to także dopracowana i budująca cały spektakl gra świateł oraz niezłe aktorstwo, prowadzona z pełną swobodą wymiana ról między aktorami na znikającej dopiero w finale osi lekarz - pacjent. Innym wpisującym się w ten nurt, a zarazem skrajnie różnym jest spektakl o epilepsji Teatru Napięcie "Lewa Strona. Prawa Strona". Na scenie epileptyczny świat rozrasta się w wewnętrzne rozdwojoną, pełną nonsensu całość, konstrukcyjnie opartą, jak mówią sami twórcy, na czerstwym dowcipie. Spektakl będący niewątpliwie wyrazem ciągłych poszukiwań teatru, niebezpiecznie zderza ciężką tematykę z poetyką absurdu i niemal komiksowym przerysowaniem w warstwie wizualnej i muzycznej.

Pomimo zróżnicowanego poziomu prezentacji, idee i spostrzeżenia twórców, choć czasem oczywiste czy zbyt natarczywe, wybrzmiewają jako rzeczywiste racje, o które ma się prawo walczyć. Tak dzieje się nawet w "Następnych" Teatru La M.ort, w spektaklu, który poprzez silne formalne nawiązania do "Umarłej Klasy" niechybnie poległ w zderzeniu z mistrzem. W nudnych tyradach głównego bohatera, notabene grającego z niezwykle irytującą manierą, wybrzmiewa jednak wiele istotnych dookreśleń pozycji młodej jednostki, jej szans wybicia się, tworzenia; pozycji, która przez ostatnie dziesięciolecia zmieniła się równie dynamicznie, jak cała nasza kultura.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji