Artykuły

Muzyka w teatrze?

Eksperymenty formalne, manipulowanie treścią, ryzykowne decyzje estetyczne - wszystko to pokazane na scenie mieści się w worku bez dna o nazwie "teatr" - o spektaklu "Uwiedzenie" prezentowanym podczas festiwalu Boska Komedia pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Teatr wiele wchłonie i wiele wytrzyma. Jego pojemność trudno właściwie wymierzyć, bowiem od kilkudziesięciu lat artyści systematycznie poszerzają jego granice. Eksperymenty formalne, manipulowanie treścią, ryzykowne decyzje estetyczne - wszystko to pokazane na scenie mieści się w worku (czy rzeczywiście bez dna?) o nazwie "teatr". To jednak, co zaproponował indyjski spektakl "Uwiedzenie", lepiej chyba oddziaływałoby na estradzie koncertowej. A może to bariera kulturowa sprawiła, że mój odbiór spektaklu jest kaleki i niepełny?

Trzyczęściowa, wysoka ściana postawiona w polu gry to jedyna scenografia. W licznych oknach, umieszczonych w ścianie, podświetlonych małymi lampkami, pojawiają się muzycy i wokaliści, wykonujący ogromny, skomplikowany utwór muzyczny. Jego rytm, dynamika wykonania i energia płynąca ze sceny to solidna dawka pozytywnych bodźców, działających na ciało wręcz fizjologicznie: wielu widzów rytmicznie kołysało się na krzesłach, wyklaskiwało rytmy, współdziałało z muzykami i sterującym nimi "dyrygentem". On, trochę jak demiurg, wydobywa gestem dłoni z półmroku poszczególnych solistów lub grupę wykonawców, która natychmiast włącza się w utwór - i tak to trwa przez niespełna półtorej godziny. Poza "dyrygentem", wszyscy wykonawcy podczas całego widowiska zostają w swoich oknach, nieliczni z nich przemieszczają się między nimi, jest to jednak działanie wyłącznie techniczne. Tylko ów frontman skacze, biega, dyryguje, gra, nadaje rytm frazie muzycznej, miotając się w przestrzeni między ścianą a widownią.

Nie wiemy, o czym śpiewali artyści. Z ich zachowań, gestów oraz tego, w jaki sposób pieśń była podawana od jednej grupy do drugiej, jak się nią bawiono, można swobodnie budować własne skojarzenia, obrazy, czy całe historie. Ja znalazłem tam obraz pojedynku miedzy dwiema grupami solistów jednoczącymi siły, niepokojące, narzucające swoją wolę donośne bębny, umieszczone na skrajach ściany, rzewne wspomnienia z młodości w wykonaniu śpiewaków, na twarzach których czas już odcisnął swoje piętno. Do takich interpretacji prowokuje forma, w jakiej prezentowano "Uwiedzenie". Być może jednak są one zbudowane na wyrost? Może nie powinno się zagłębiać w samodzielnie skonstruowane konteksty, jedynie pozostać przy magnetyzującej muzyce?

Nie sposób odmówić wykonawcom profesjonalizmu, wysokiej klasy kunsztu i umiejętności muzycznych, pracy zespołowej czy wreszcie zaangażowania w pokaz. Jakość wykonywanej przez nich muzyki jest najwyższej próby. Jednak czy uteatralnienie nie sprawiło, że całemu widowisku na siłę starano się dorobić "gębę"? "Uwiedzenie" sprawdziłoby się równie dobrze - a może i lepiej - jako koncert: widzowie mogliby bez skrępowania zatańczyć do żywiołowej, egzotycznej muzyki. Uscenicznienie całości odebrało im tę szansę. Można było wręcz odnieść wrażenie, że energetyczna, pulsująca nastrojami i nieokiełznaną rytmiką muzyka nie mieści się na scenie w studio telewizyjnym w Łęgu.

Potrzebę przekraczania granic w sztuce doskonale można zrozumieć. W "Uwiedzeniu" jednak zadziałał mechanizm odwrotny: sztuce postawiono bariery nie do przekroczenia. Fale zmiennej, atrakcyjnej, porywającej muzyki wtłoczone zostały w ramy spektaklu. Nie zastosowano jednak w całym pokazie niemal żadnych rozwiązań teatralnych, a te ich elementy, które się pojawiły, budzą zakłopotanie. Czerwone kurtynki, zasłaniające poszczególne okna, jak i lampki podświetlające same okna, przywołują w pamięci obrazki z rozlicznych dzielnic rozpusty - ale co z tego wynika? Że muzycy to kurwy? Jeśli tak, to nie prowadzi nas to nigdzie dalej. Nie upominam się nawet o postaci czy opowieść, ale choćby o działania sceniczne wskazujące interpretację wyśpiewywanego tekstu, o stosunek twórców do wykonywanego dzieła - słowem: o coś, czego nie dostrzegę, gdy zamknę oczy i skupię się na samej tylko muzyce. Niczego takiego nie dostałem. A muzyki z zamkniętymi oczami słuchało się znakomicie. Czy wobec tego byłem na spektaklu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji