Artykuły

Trudne poszukiwanie

Anegdota przedstawienia jest banalna i wymienna. I nie ona stanowi o wartości dzieła sztuki, jakim jest i powieść Władysława {#au#12}Terleckiego{/#} i jej adaptacja sceniczna w Teatrze Powszechnym.

"Odpocznij po biegu" - to proza gęsta i subtelna, o skomplikowanej, wielopoziomowej narracji ł interesującym ładunku refleksji filozoficzno-moralnej i społecznej. Spektakl oddaje jedynie wybrany poziom złożonej narracji powieści brany poziom złożonej narracji powieści - i wzbogaca go pięknym, twórczym opracowaniem aktorskim.

Ze słabości, pobłądzenia a nawet występku poszczególnej jednostki nie powinno się wyciągać ogólnych wniosków, odnoszących się do etosu moralnego zbiorowości, w jakiej ta jednostka uczestniczyła. Istotnie nawiązuje Terlecki w swej powieści do głośnego przed niemal 70 laty morderstwa w klasztorze, ale nie traktuje sprawy jako sensacji o dwuznacznym wydźwięku. Zresztą i wówczas, i dziś podobne zdarzenia podniecają niezdrowo jedynie ludzi małodusznych. Pisarza tymczasem interesuje wnętrze człowieka przede wszystkim, charakter motywacji, jakie nim powodują. Jest to w przypadku "Odpocznij po biegu" człowiek szczególnego rodzaju - ktoś, kto drastycznie złamał surowe rygory, jakie sam był sobie narzucił przez wybór drogi życiowej.

Sędzia, badający sprawę Sykstusa, pragnie poznać mechanizm psychologiczny owej decyzji; tak samo, sądzę, badałby sprawę lekarza, łamiącego etykę swego zawodu, czy może oficera, plamiącego honor munduru. Sędzia więc, a nie brat Sykstus, jest główną postacią tego dramatu - gdyż właśnie dramatem jest poszukiwanie prawdy, owa daremność najlepszej woli, przezeń okazywanej.

Poszczególny człowiek bowiem - powiada jakby pisarz - nie mieści się w schemacie, jego własna prawda i motywy, jakimi się kieruje, są dla innych dostępne i rozpoznawalne jedynie ułamkowo. Łatwiej zwykle przychodzi zrozumieć kogoś, kto konsekwentnie urzeczywistnia ideał obranej drogi życiowej, trudniej zaś tego, kto miota się wśród sprzeczności. Czy tkwi w tym apel o wyrozumiałość? Nie sądzę; fakty mają zresztą zwykle odrębną i jednoznaczną wymowę, która ułatwia osąd. Z drugiej przecież fakty tkwią także w historii i w czasie, mają zatem rozległe i trudne czasem odniesienia, stąd między oceną a zrozumieniem rozciąga się często obszar pytań bez odpowiedzi.

Sytuacja sędziego śledczego, Iwana Fiodorowicza, jest szczególnie trudna przez te właśnie implikacje; jego instynkt, takt i humanizm sprawiają też, że śledztwo nie staje się ani procesem przeciwko klasztorowi, ani konfrontacją odmiennych kultur, lecz właśnie poszukiwaniem moralnej motywacji dla czynu, popełnionego przez jednostkę. Ta rola jest wybitnym osiągnięciem Władysława Kowalskiego, powyższe bowiem odnosi się tyleż do postaci z powieści, co i do postaci, stworzonej przez aktora.

Sceptycznie odnosi się oni do misji, narzuconej sędziemu przez rację stanu, z pasją jednak szuka prawdy - i to szukanie staje się z czasem jego własną sprawą. Kowalski ma już niejedną piękną rolę w dorobku, obecnie pokazuje na nowo, jak wielką ma przyszłość w rolach inteligentnych i subtelnych rezonerów, którym potrafi dać życie i prawdę wyrazu.

Drugim wybitnym osiągnięciem spektaklu jest rola Prezesa sądu; w ujęciu Gustawa Lutkiewicza potraktowana jest ta postać jako biegunowe przeciwieństwo sędziego śledczego, jako typ dosyć taniego politykiera, traktującego swą pozycję instrumentalnie i koniunkturalnie.

W tym przedstawieniu także i mniejsze role zasługują na baczną uwagę i komplement, szczególnie mam tu na myśli Jana Jeruzala - sugestywnego protokolanta, Franciszka Pieczkę - dorożkarza, Ewę Dałkowską - jego żonę, Annę Seniuk - damę z Warszawy, Kazimierza Kaczora - Damiana, Tadeusza Białoszczyńskiego - zakonnika i Martę Ławińską - Barbarę.

Zamknięty, nieco monotonny w wyrazie jest Sykstus Macieja Rayzachera; być może jest to wynik potraktowania postaci przez reżysera, który tym większy stwarza przez to dystans między szukającym prawdy sędzią a oskarżonym.

W ogóle trzeba tu jednak powiedzieć, że Zygmunt Hübner przypomina się tym przedstawieniem jako inteligentny, stroniący od taniego efektu interpretator, jako reżyser zdyscyplinowany i może nieco chłodny, ale też realizujący odmianę teatru, apelującego przede wszystkim do intelektu widowni. Jego spektakl jest mądry i, zważywszy anegdotę, niezwykle taktowny, nie dotyka uczuć, a zaprasza do przemyśleń. I jeśli ma błędy, to niewielkie: jest troszkę za długi i ma dwie lub trzy zbędne pointy, które symulują finał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji