Artykuły

Filozoficzne aspekty Gwałtu na Lukrecji

"Gwałt na Lukrecji" w reż. Petera Telihaya w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Piotr Pożakowski w Ruchu Muzycznym.

Festiwal i Konkurs Operowy w Szegedzie na Węgrzech (3-17 listopada) to nowy pomysł stacji telewizyjnej Mezzo. Istotą konkursu jest wyłonienie dzieła o największych walorach artystycznych, ale też podkreślenie, że opera jest dziełem scenicznym. Wybierając najlepszy spektakl oraz najlepszych wykonawców partii męskich i żeńskich jury ma więc zwracać szczególną uwagę na interpretacje aktorskie oraz na teatralną stronę inscenizacji. Do udziału w pierwszym konkursie zaproszono pięć teatrów: Opera de Rennes (Francja), Theater Bremen (Niemcy), Dicapo Opera Theatre (Nowy Jork), Szeged National Theatre (Węgry) oraz Operę Bałtycką, która przygotowała na konkurs napisaną w roku 1946 kameralną operę Brittena Gwałt na Lukrecji. Premiera w Gdańsku miała miejsce 17 października, następnego dnia, po "premierze studenckiej", była też okazja do spotkania i rozmowy z twórcami spektaklu.

Libretto oparte jest na dramacie Le viol de Lucrece Andre Obeya. Akcja rozgrywa się w V wieku p.n.e. w ogarniętym wojną imperium rzymskim. Collatinus i Junius, dowódcy wojskowi, rozmawiają o wydarzeniach poprzedniej nocy, kiedy to udali się do swych domów, by przekonać się o wierności żon. Okazuje się, że tylko Lukrecja, żona Collatinusa, pozostała prawdziwie cnotliwą. Junius namawia syna królewskiego Tarkwiniusza, aby wystawił na próbę jej wierność. Sugeruje, że nieprawdziwa cnota, a jedynie brak okazji jest źródłem wierności Lukrecji. Tarkwiniusz udaje się do domu Collatinusa i prosi o nocleg. Lukrecja przyjmuje gościa z godnością i należnym mu szacunkiem. Nocą Tarkwiniusz zakrada się do sypialni Lukrecji i pocałunkami próbuje rozbudzić w niej namiętność. Jego zabiegi okazują się bezskuteczne, posuwa się więc do gwałtu. O świcie wyjeżdża niepostrzeżenie. Zrozpaczona Lukrecja chce posłać służącą po Collatinusa. Ten jednak, wiedziony złym przeczuciem, pojawia się wkrótce wraz z Juniusem. Lukrecja opowiada mu o wydarzeniach minionej nocy. Choć Collatinus nie wini jej za to, co się stało, zhańbiona kobieta odbiera sobie życie.

Przedstawione w skrócie wydarzenia stają się pretekstem do filozoficznych rozważań na temat systemu wartości i ludzkich postaw w sytuacjach, które mimo upływu czasu nie tracą aktualności. Akcja toczy się w starożytności, kiedy Britten pisał to dzieło, po zakończeniu II wojny światowej, rozprawiano o jej okrucieństwach, etyce i moralności, lecz i dziś przecież - w obliczu nowych wojen i konfliktów - ludzkość staje przed podobnymi problemami. Tekst, śpiewany w oryginale, czyli po angielsku, ma ambicje poetyckie, owocujące czasem ciekawymi myślami i metaforami, niekiedy jednak (zapewne częściowo za sprawą tłumaczenia) ociera się o grafomanię ("Kremowe pantofle snu skradają się przez miasto i ciągną smoliste cienie nocy przez odłamki dnia"). Bardzo ciekawa jest natomiast forma dzieła, zwłaszcza zaś nawiązujące do teatru antycznego wprowadzenie komentującego akcję chóru (u Brittena jest on dwuosobowy - kobieta i mężczyzna), przez co wiele scen zyskuje niezwykle ciekawą wymowę teatralną. Jakże oryginalne staje się dajmy na to przybycie Tarkwiniusza do domu Lukrecji: widzimy akcję sceniczną, lecz uczestniczące w niej postaci nie odzywają się, a wszystkiego dowiadujemy się z relacji chóru, który obserwuje wydarzenia i przedstawia je poruszając się wśród bohaterów sztuki, niemal jak współcześni reporterzy prasowi

("My jako dwoje obserwatorów stoimy między tu obecną publicznością a sceną").

Wierność Lukrecji to w wojennym chaosie symbol dawnych, trwałych wartości. Według Petera Telihay - węgierskiego reżysera gdańskiej inscenizacji - czekanie Lukrecji na Collatinusa ma sens filozoficzny, w czym dopatrzyć się można nawet analogii do Czekając na Godota Be-cketta. Sama sztuka jego zdaniem nie dotyczy tylko miłości i zniewolenia kobiety, mówi raczej o niewoli i zniewoleniu narodu. Wiele jest też w niej nawiązań do chrześcijańskiego mesjanizmu. Zgodnie z tą koncepcją Telihay przygotował spektakl pełen symboliki i metafor, spektakl odwołujący się do głębszych, nie tylko powierzchownych emocji, skłaniający do refleksji. Także sama scena gwałtu nie rozgrywa się dosłownie, ale ogranicza się do czytelnego przekazu, pozostawiając resztę wyobraźni widza. Piękna była scena powrotu Collatinusa, w której wyraźnie zasygnalizowane psychiczne załamanie Lukrecji przywoływało na myśl sceny szaleństwa bohaterek oper belcanta. Piękna, poruszająca - i w warstwie inscenizacyjnej, i plastycznej - była także scena finałowa.

W budowaniu klimatu spektaklu istotny udział miała scenografia i nastrojowe światła. Miejsce akcji to prosta, geometrycznie zaznaczona przestrzeń ozdobiona po bokach reprodukcją Porwania córek Leukippa Rubensa, z wielką sofą o szerokości sceny, która przesuwa się na szynach, stając się miejscem wydarzeń lub oddzielając plany akcji. Zarówno dekoracje, jak kostiumy (nowoczesne w formie, choć niezbyt jednorodne stylistycznie) utrzymane są przeważnie w biało-czerwono-zielonej kolorystyce, co ma także wymiar symboliczny, bo to przecież barwy narodowe Polski i Węgier. Były też w inscenizacji symbole trudne do odczytania. Zagadką pozostawała na przykład pierwsza scena, w której Tarkwiniusz, Collatinus i Junius rozmawiają stojąc pod trzema strumieniami wody. Okazuje się jednak, że dla Węgrów woda i deszcz to jeden z symboli rewolucji, bo październik 1956 roku był na Węgrzech wyjątkowo deszczowy...

Międzynarodowa obsada spektaklu wyłoniona została przed rokiem w drodze konkursu przeprowadzonego w pięciu uczestniczących w projekcie teatrach, który był wstępnym etapem przygotowań do festiwalu w Szegedzie. Bardzo dobrą wokalnie i obdarzoną rzadkim talentem aktorskim Lukrecją była chorwacka mezzosopranistka Janja Vuletic. Ujmując delikatną, klasyczną urodą stworzyła postać pełną godności, prawdziwą i przejmującą w każdej frazie, każdym ruchu i geście. Czołowe role męskie odtwarzali Polacy - Bartłomiej Misiuda (Tarkwiniusz) i Adam Palka (Collatinus) oraz holenderski baryton Wiard Witholt (Junius), wokalnie i aktorsko na wysokim i wyrównanym poziomie. Sopranową partię Łucji śpiewała z powodzeniem Julia Iwaszkiewicz, a mezzosopranową partię Bianki - Katarzyna Otczyk, studentka warszawskiej Akademii o oryginalnym w barwie, choć jeszcze nieco surowym głosie. Rozbudowane i wymagające pod względem wokalnym partie chóru doskonale interpretował niemiecki tenor Johannes Weiss wraz z Yang Li - chińską sopranistką, absolwentką Konserwatorium w Budapeszcie. Obydwoje stworzyli też wyraziste interpretacje aktorskie, wykorzystując ciekawy pomysł reżysera zarysowania tych postaci.

W drugiej obsadzie (18 października) wystąpili Mariusz Godlewski (Tarkwiniusz), Piotr Nowacki (Collatinus), Alicja Węgorzewska-Whiskerd (Lukrecja), Krzysztof Witkowski (Junius), Monika Fedyk-Klimaszewska (Bianca), Magdalena Witczak (Łucja), Katharine Jakhelln-Semb (Chór żeński) oraz - wobec choroby Ryszarda Minkiewicza - ponownie Johannes Weiss (Chór męski). Pod względem wokalnym druga obsada nie ustępowała pierwszej; niektóre głosy przyciągały uwagę oryginalnością (głęboki, pełen ekspresji mezzosopran Węgorzewskiej z doskonałym rejestrem piersiowym), inne mocą (baryton Godlewskiego i - jak zawsze niezawodny - bas Nowackiego). Pod względem kunsztu aktorskiego prymat przyznałbym jednak pierwszej obsadzie, choć różnice były niewielkie.

Orkiestrą Państwowej Opery Bałtyckiej (w kameralnym, kilkunastoosobowym składzie: instrumenty smyczkowe, pojedyncza obsada dętych, perkusja i fortepian) dyrygował Jose Maria Florencio. Trudne muzycznie dzieło Brittena poprowadził pewnie i barwnie, z precyzją techniczną, uwypuklając wiele oryginalnych i pięknych miejsc, jak choćby niesamowita scena, kiedy Tarkwiniusza skrada się do sypialni Lukrecji, co opisuje Chór męski parlando na tle coraz bardziej niepokojącej perkusji albo powitanie Collinusa przez zhańbioną Lukrecję z "łkającym" obojem na tle smyczków.

Gwałt na Lukrecji ma pozostać w repertuarze Opery Bałtyckiej - warto wybrać się na ten spektakl. Zadowoleni będą miłośnicy śpiewu i amatorzy teatru, zaś miłośnicy opery zyskają dowód, że w gatunku tym - jeśli reżyser znajdzie odpowiedni pomysł - może współistnieć muzyka, słowo, teatr i plastyka, tworząc spójną i artystycznie ciekawą całość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji