Artykuły

Do zobaczenie, Aischylosie

Zygmunt Hübner - przed kilkunastu laty dyrektor Starego Teatru, następca Władysława Krzemińskiego i poprzednik Jana Pawła Gawlika jako ostatniego z trójki kierowników artystycznych a jednocześnie twórców wieloletniego wyżu nad scenami im. H. Modrzejewskiej - należy do grona tych reżyserów z naszej czołówki krajowej, którzy nie muszą się uciekać do mód na zawijasy inscenizacyjne, celem oryginalnego wypowiedzenia w teatrze swych przemyśleń o sztuce.

Warsztat dramatyczny Hübnera kojarzy mi się z metodami pracy K. Dejmka i E. Axera, choć każdy z nich jest na swój sposób inny pod względem upodobań estetycznych, czy praktycznego wykorzystywania technik realizacyjnych przy kształtowaniu własnych widowisk. Ale wspólną ich cechę - przynajmniej dla mnie - stanowi rzetelność podejścia do tekstu, do intencji autora. Bez przekręcania, zmętniania i pogoni za tanią aluzyjnością opracowywanych dzieł.

Tego rodzaju refleksje nasunęły mi się po obejrzeniu premiery inaugurującej nowy sezon Teatru Starego, przygotowanej gościnnie przez dawnego dyrektora, aczkolwiek tym razem na obszarze repertuarowym, dotąd raczej przez niego nie ruszanym. Antyczna tragedia - i od razu autorstwa twórcy, od którego zaczynają się oficjalne dzieje literatury dramatycznej! Mowa o Aischylosie, pierwszym tragediopisarzu starożytnej Hellady. Z kilku zachowanych utworów dramaturga, trylogia "Agamemnon", "Ofiarnice" i "Eumenidy" pod wspólnym mianem "Orestei", jest najciekawsza i najpełniejsza w sensie konstrukcji (na swoją ówczesną miarę!).

Pokazanie jej obecnie na scenie wypada uznać za przedsięwzięcie tyle ambitne, co ryzykowne. Ambitne, gdyż Oresteję grywa się niezmiernie rzadko, chociaż teatr dbający o swą rangę i reputację placówki upowszechniającej wielką literaturę dramatyczną na terenie dużego i prężnego ośrodka kultury, winien bodaj raz na jedno pokolenie wystawić tę sztukę. Ryzykowne, albowiem nie tylko idzie tu o zademonstrowanie chwalebnych aspiracji powrotu do źródeł historii dramatu, lecz także o możliwości ob sadowe, i to sporej liczby ról. Ryzyko czai się ponadto w niepewności przewidywania reakcji na odbiór tego typu klasyki, a więc dotyczy i czasu trwania spektaklu, złożonego z trzech członów opowieści o winie, karze i przebaczeniu. Czyli o boskiej i ludzkiej sprawiedliwości na zewnątrz: w kłębowisku namiętności i tragicznej walce osób dramatu, do których to osób należy również władza - popierana, lub nie, przez bóstwa olimpijskie - zaś od wnętrza: w sumieniu bohaterów wydarzeń. Wszystko to poddane jeszcze osądowi publiczno-moralnemu (Chóry Starców - obywateli, Ofiarnic-branek trojańskich i Furii, zamienionych potem w wybaczające Eumenidy):

"Oresteia" w warstwie fabularnej zajmuje się pokłosiem wojny trojańskiej, gdy jeden ze zwycięskich wodzów greckich, Agamemnon wraca do swojego królestwa naznaczony klątwą bogów (za okrutną ofiarę, uczynioną z życia córki, Ifigenii), zaś jego żona Klitemnestra zabija wespół z kochankiem Aigistosem) męża, by pomścić śmierć Ifigenii, choć moralnie sama też nie jest czysta. I do tego jeszcze pożera ją żądza władzy, którą to władzę jednak przejmie... Aigistos. Mścicielem wiarołomności i zbrodni stanie się syn, Orestes dokonując matkobójstwa (przy okazji zginie i tyran Aigistos). Trup ściele się gęsto, wkraczają rywalizujący ze sobą bogowie i rozstrzygają o winie Orestesa. Miał prawo moralne, czy nie miał, aby przeprowadzić samosąd w obronie czci ojca (też zresztą, sprowadzającego na dwór brankę Kassandrę, nie wiadomo w jakim charakterze)? A może po prostu chodziło o przywrócenie bardziej demokratycznych rządów, jak za Agamemnona, zastąpionych despotyzmem Aigistosa - wzrosłym na występku Klitemnestry?

Kto to wie. Zapewne dopiero Szekspir w "Hamlecie" i jego następcy... W każdym razie buntownik Orestes wraz z siostrą Elektra znajdują łaskę bogów, gdy lud wypowiada swój wyrok: w połowie "za" i w połowie "przeciw". A zatem tylko uśmiech losu decyduje o podtrzymaniu nadziei. Jakiej? Ba, tu Aischylos uchyla się od odpowiedzi - kończąc tragedię...

Tyle streszczenia z krwawej i długiej historii rodu Atrydów. Dramat istotnie kipiący namiętnościami ale - co warto i trzeba podkreślić - pionierski! Więc literacko uproszczony, zgrzebny, nie wywodzący się jeszcze z przedstawionych oraz umotywowanych scenicznie starć postaw i poglądów, podbudowanych rozwojem postaci w ciągu akcji dramatycznej. Wszystkie osoby występują tu jako "etykietki". Ich dzieje, przeżycia dawne i obecne a nawet przyszłe, opowiada Chór.

One jedynie ilustrują słowa narracji i napięć przy pomocy mniejszej, lub większej ekspresji. Właściwie: ekspresji na najwyższych koturnach krzyku, ruchu, gestu i mimiki. Taki to już kanon (?) pierwocin antycznych tragedii. Żeby zatem owe, dwie relacje stopić w jedną całość, strawną dla dzisiejszej widowni, inscenizatorzy muszą dysponować nadzwyczaj sprawnym zespołem wykonawczym. Sami zaś winni zadbać o taką oprawę widowiska i uruchomienie statycznych sytuacji werbalnych by pobudziło to wyobraźnię oraz zainteresowanie współczesnej publiczności. Żeby - utrzymując pomnikowe rysy autentyku i jego uniwersalny charakter, nie dopuścić do skamienienia form i środków wyrazu. Uzyskać przy tym klarowny obraz i oczyścić z fałszywych brzmień język, jakim posługują się postacie tragedii. Bez sztucznego dystansu, ale i bez tzw. cudzysłowu, czyli porozumiewawczego "perskiego oka", w grze na niby.

Hübnerowi udało się przede wszystkim nadać spektaklowi godną podziwu optykę - co w równej mierze jest zasługą reżysera, jak i scenografów: Lidii Minticz oraz Jerzego Skarżyńskiego. Przedstawienie zyskało też prostotę (pozbawioną prymitywizacji) wymowy tragicznych spięć między losami ludzi, jakby osadzonych na kanwie opowieści balladowej. Całość ma tedy zgrabnie stonowany wyraz plastyczny, kamienny w kolorycie jak pałac-grobowiec, do którego wiodą potrójne wejścia, w tym jedno zamykana na podobieństwo opadającego klina skalnego (a może ostrza wielkiego dzirytu?) niby symbol tragedii. Zwisające zaś nad siedzibą Atrydów głazy, mnożą się wraz z tokiem akcji - aby w ostatnim obrazie dopełnić scenerię, w której na tle martwego posągu-giganta złoci się ożywiony Apollo i srebrzy Atena. Ale oprawa scenograficzna, to tylko połowa wizualności spektaklu, ponieważ inscenizator wkomponował w malarską przestrzeń równie widowiskowe sytuacje, potęgujące nastrój. Osobiście, miałbym pretensje o zbyt groteskowe (zamiast groźnych!) maski Furii, wywołujące niezamierzone chyba wrażenia śmieszności. Widowisko, w zasadzie, może się podobać. Zwłaszcza, że eksponuje warsztat aktorów mówiących współczesnym językiem przekładu Macieja Słomczyńskiego oraz zadziwia muzycznością (Stanisław Radwan), szczególnie w układach chóralnych, kunsztownie zestrojonych wedle wzorów rapsodyczno-kościelnych (acz historycznie rzecz biorąc, byłoby akurat na odwrót). Pierwsze skrzypce aktorskie gra tu Teresa Budzisz-Krzyżanowska (Klitemnestra), prezentując czystość rysunku postaci w końcu dwuznacznej moralnie, ale przez to jeszcze bardziej tragicznej. A czyni to w pełnej gamie środków wyrazu teatralnego. Zresztą, rola ta została najhojniej wyposażona przez autora w możliwości wewnętrznego wzbogacenia "etykietki". Przekonywająco, bo z rozważnym umiarem dozuje swe kwestie komentatora Edward Lubaszenko (Przodownik Chóru), skontrastowany z Przodownicą Chóru Branek (Elżbieta Karkoszka) w jej przejmujących zaśpiewach. Agamemnon Jerzego Binczyckiego, pyszny w scenie wjazdu rydwanem, zachowuje rycerską, lecz odpatetyzowaną postawę przyszłej ofiary zbrodni, a Ewa Kolasińska (Kassandra) demonizuje szlachetny patos wieszczki i ( raczej mało usprawiedliwiony inscenizacyjnie) akt., od tyłu. Postać trochę "nawiedzonego" Orestesa potraktował Jerzy Radziwiłowicz - dziwacznie ubrany - z należną wadzeniu się z sobą i losem, dynamiką. Tadeusz Huk był w większym stopniu tyranem Aigistosem aniżeli kochankiem Klitemnestry, zaś Anna Dymna niewiele- miała, prócz aparycji, do wygrania jako Elektra. Srebro Ateny (Izabela Olszewska) błyszczało solidniej od złota Apolla (Edward Wnuk). Tadeusz Jurasz wyraziściej pokazał się jako Strażnik, niż jako Sługa. W roli cierpiętniczej Piastunki wystąpiła Wanda Kruszewska, podczas gdy Ewa Ciepiela (Przodownica Erynii) musiała cierpieć wskutek niefortunnie dobranego kształtu plastycznego maski-wodogłowia. Podobnie, jak jej "chórzystki" (Margita Dukiet, Renata Kretówna, Zofia Więcławówna i Elżbieta Willówna).

W charakterze Herolda odzywał się na scenie Kazimierz Borowiec, natomiast Edward Dobrzański, jako małomówne wcielenie Pyladesa "odstał" cierpliwie swój czas. W Chórze Starców przewagę mieli młodsi: Tadeusz Bradecki, Krzysztof Globisz, Andrzej Hudziak, Rafał Jędrzejczyk, Marek Litewka, Leszek Świgoń, Wiesław Wójcik ale najgodniej wyglądali starsi: Juliusz Grabowski, Roman Stankiewicz, Roman Wójtowicz i Antoni Żukowski. Chór Branek tworzyły śpiewnie: Grażyna Laszczyk, Beata Malczewska (PWST), Dorota Pomykała, Monika Rasiewicz i Grażyna Trela.

No i teraz pytanie o wrażenia ogólne? Przedstawienie jest nieco męczące (ponad 3 godziny) i mimo sugestywnej inscenizacji - tyle, że wciąż ocierającej się o tony wysokiego C - może chwilami nużyć. Dlaczego? Przecież mechanizmy, które odkrywa poprzez sploty losu bohaterów "Orestei" bynajmniej tak się nie zmieniły w ciągu dwu i pół tysięcy lat. Jednakże mechanizmy mechanizmami, a dramat (na scenie) odszedł już nieco od swego pioniera i wymaga - w odczuciu przeciętnej widowni - pełniejszego zarysu działań osób, przy całym zrozumieniu dla konwencji tragedii klasycznej. Tym niemniej zobaczyć tę "Oresteję" oraz tego Aischylosa - warto i trzeba! Choćby po to, żeby sobie uzmysłowić, co w wielkiej dramaturgii (u jej początków) pozostaje niezniszczalne, więc nadal żywe , a co wyszczerbiły tryby czasu i... teatru. W każdym razie robocie inscenizacyjnej, a także aktorskiej (po większej części) należą się wyrazy szacunku. Bo przeżyć życie z teatrem i nie ujrzeć nigdy Aischylosa, to prawie wstyd. Nie wspominając już o znacznym zubożeniu kulturalnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji