Artykuły

"Oresteia"

Największą wartością krakowskiej "Orestei" jest sposób przedstawienia starożytnej Grecji. Zwykliśmy bowiem kojarzyć ten czas ze szlachetnością posągów, a jego istotą oceniać wielkością odkryć i dokonań ówczesnych umysłów. A przecież wystarczy zapoznać się z grecką mitologią, żeby zrozumieć ile pierwotnej dzikości było w tym świecie. I to właśnie starał się zaprezentować reżyser spektaklu, Zygmunt Hübner.

Początkowo spektakl odpycha swoją obcością. Brzydkie, jakby oślizgłe od jaskiniowej, czy lochowej wilgoci mury pałacu, obszarpany, monotonnie zawodzący chór starców (świetna stylistycznie muzyka Stanisława Radwana!), nieprzyjemne szare światło - wszystko to wywołuje w widzu niechęć i obawę. Zawodzenie starców nabiera stopniowo rytmiczności: akcenty wyznaczają równomierne uderzenia kamieniem o kamień. Starcy skupieni w niedużym kręgu, pochłonięci całkowicie "grą" na tych kamiennych instrumentach, skandują kolejne wersy aischylosowego tekstu. I wtedy wszystko staje się oczywiste: uczestniczymy w obrzędzie. W pierwotnym obrzędzie teatralnym, w którym aktorzy, zachowując ów szczególny dystans do roli, właściwy konwencji takiego teatru, przedstawią konflikt racji dwóch światów.

Punkt kulminacyjny tragicznych losów rodu Atrydów to zbrodnia mężo- a wkrótce i matkobójstwa. Orestes, najmłodszy przedstawiciel tej rodziny, zmuszony jest przyjąć tragiczny spadek po rodzicach i dziadkach, ich wzajemne nienawiści i krwawe żądze zemsty. Zabija matkę, Klitemnestrę, mszcząc w ten sposób śmierć ojca, Agamemnona z rąk niewiernej żony.

Jednak nie ponure zbrodnie są w gruncie rzeczy tematem i głównym problemem "Orestei". Dramatyczne wydarzenia w pałacu w Argos są odbiciem starcia bóstw z dwóch systemów społecznych, matriarchalnego i patriarchalnego.

W pierwotnym świecie Bóg był kobietą - Matką, która miała, wyższość nad mężczyzną dzięki darowi rodzenia dzieci (i w ten sposób tworzenia nowego życia). Z czasem jednak, podobnie jak w strukturze społeczeństwa śmiertelnego, ludźmi zaczęli rządzić Bogowie - mężczyźni tworzący... słowem, (por. pierwsze zdanie Starego Testamentu: "Na początku było Słowo").

"Dla świata matriarchalnego - pisze E. Fromm, analizując "Oresteię" w "Zapomnianym języku" - istnieje tylko jeden święty węzeł, więź łącząca matkę z dzieckiem, a matkobójstwo stanowi ostateczną i niewybaczalną zbrodnię. Z patriarchalnego punktu widzenia miłość i poszanowanie, jakie syn żywi wobec ojca, są jego fundamentalnym obowiązkiem, tym samym zaś ojcobójstwo jest głównym przestępstwem". Dlatego Erynie, należące do pierwotnego świata Bogiń, prześladują Orestesa - matkobójcę, uniewinniając jednocześnie Klitemnestrę, mężobójczynię, ponieważ "nie łączyła jej więź krwi z mężczyzną, którego zabiła". Czyn Klitemnestry jest natomiast najwyższej kary godny według Apolla, Boga nowego, patriarchalnego porządku, zaś odwet Orestesa to po prostu wypełnienie synowskiej powinności.

Aischylos ostatecznie przyznaje rację nowemu systemowi. A Zygmunt Hübner? Otóż wydaje i się, że reżyser opowiada się po i stronie świata matriarchalnego, rządzonego systemem praw wynikających z miłości i namiętności, a sądzonego sumieniem. Kobiety bowiem grające Erynie lepiej i wyraziściej prezentują swoje racje niż ściszony Apollo (Edward Wnuk). W dodatku najlepszą rolą w tym przedstawieniu jest Klitemnestra (Teresa Budzisz Krzyżanowska), więc widz automatycznie staje po stronie sugestywniej:przez nią wypowiadanych argumentów. Tym bardziej, że racje jej (i tylko jej!) wydrukowano w programie krakowskiego spektaklu, chyba na wypadek, gdyby na widowni pozostał jeszcze ktokolwiek nie przekonany do końca o słuszności jej postępowania... (W programie znajduje się także piękny esej J. Stempowskiego "Dla Kasandry", kierujący uwagę widza na tę postać, nb. doskonale i wstrząsająco zagraną przez Ewę Kolasińską). Mężczyźni w tym spektaklu są niezdecydowani i słabi. Potęga Agamemnona (Jerzy Bińczycki) uzewnętrznia się jedynie we wspaniałej zbroi,, a okrucieństwo i siła Aigistosa (Tadeusz Huk) tylko w demonstracji oddziału uzbrojonych siepaczy z zakrwawionymi tarczami. Pozbawieni tych zewnętrznych atrybutów jakże są bezbarwni i pokorni wobec impulsywnej osobowości Klitemnestry! To samo tyczy się również Orestesa (Jerzy Radziwiłowicz); wątpliwe to bardzo, czy ważyłby się on w swoim rozedrganiu i braku pewności siebie na dokonaną zbrodnię, gdyby nie perswazje Elektry, jego siostry (Anna Dymna).

Zapytał mnie po skończonym spektaklu pewien blisko stuletni starzec, towarzyszący mi tego wieczoru w teatrze: Jak sądzisz, dlaczego Hübner wystawił dziś "Oresteię"? Co z tej sztuki ma dla nas wynikać? - Oj, czy w końcu rzeczywiście wszystko musi się jakoś odnosić do współczesności? - żachnęłam się. Wówczas uśmiechnął się ironicznie i powiedział: - Przyjrzyj się Orestesowi. Posłuchaj dialektyki Apolla, posłuchaj, jak ostrzega głosujących w Argos przed postępowaniem sprzecznym z jego oczekiwaniami. Zważ na groźby Aigistosa i towarzyszących mu żołdaków. Przypatrz się reakcjom ludzi oburzonych na pałacową zbrodnię, a jednak nie mogących zdobyć się na jawny bunt... Cóż, dziś już wiemy na pewno, że walkę systemów matriarchalnego i patriarchalnego zwyciężył ten drugi. Zimny i nieczuły. Szanujący bezwzględne prawo i ceniący posłuszeństwo wobec niego, lecz obojętny na głos sumienia. Uzbrojony w argumenty o konieczności dziejowej i obowiązującym porządku społecznym. Ale pokonane Erynie nie zginęły przecież, przyczaiły się tylko w swoim podziemnym królestwie, zawsze gotowe przypomnieć śmiertelnym o wartościach najcenniejszych, o miłości, godności i czystości moralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji