Artykuły

Koncert w Powszechnym

Na otwarcie nowego sezonu Zygmunt Hübner zaproponował koncert w teatrze. Tytuł okre­ślił bohatera wieczoru, nikt jed­nak nie wiedział, co będzie "w środku" - wszak teatr jest i do oglądania. Nie było jednak żad­nej nałożonej na tekst muzycz­ny fabuły ani bohaterów, ani ukrytych głęboko zamysłów, by oto poeksperymentować z tea­trem bez akcji.

Słuchaliśmy po prostu akto­rów wykonujących mozaikę uło­żonych w dwa nastroje fragmen­tów z rozmaitych przedstawień, do których muzykę skomponował Stanisław Radwan. W krajach o bogatej kulturze muzycznej ist­nieje zwyczaj honorowania wy­bitnych kompozytorów lub wy­konawców specjalnie napisany­mi dziełami, u nas jednak przed­sięwzięcie Hübnera stało się zda­rzeniem wyjątkowym. Co cie­kawsze zaś, nie przerodziło się ono w jeszcze jedno wyłącznie środowiskowe homagium. W spo­sób niemal roboczy poznawaliś­my rozmaitość światów dźwięko­wych, w których porusza się Radwan, jego ulubione rozwiązania, a także niemały stopień trudności, które muszą pokony­wać aktorzy.

Wybierając niemal trzydzieści fragmentów z różnych spektakli (w reż. m.in. Hübnera, Jarockiego, Grzegorzewskiego) reżyser nie założył sobie zbudowania pomni­ka artysty. Założenie skromniej­sze - przyniosło ciekawszy efekt.

Część pierwsza toczy się w mroku. Rozpoczyna chór z "Orestei", a potem uczestniczymy w "mszy za Ojczyznę", trochę tak jak we "Śnie o Bezgrzesznej", z którego to przedstawienia son­gi (bo nie piosenki) stają się tekstami niosącymi nastrój zbyt chyba jednak celebrowany. Su­gestywny w każdym razie. Dru­gą część zbudował Hübner z fragmentów dwóch przede wszy­stkim spektakli: "Snu o Bez­grzesznej" (finałowy kabaret) i "Panny Tutli-Putli". Inne towarzy­szące numery śpiewane (m.in. z "Ameryki", i "Powrotu Pana Cogito") są także w podobnej aurze nastroju. Ale nastrój różnicowała nie tylko muzyka. Ciemnym ko­stiumom i przytłumionemu świa­tłu przeciwstawiono biel części drugiej - co razem mogło się złożyć w wyobraźni widza w pewną parabolę.

Najbardziej zaś przyciągającym widzów składnikiem warstwy muzycznej miało być zaproszenie tria jazzowego Wojciecha Karolaka. Grał on oczywiście na syn­tezatorach, Czesław Bartkowski - to perkusja, a Tomasz Szukalski - saksofon. Wspomnieć wypada o laserach - były, a jakże. Jednak kontentowanie się samym faktem uruchomienia te­go urządzenia w dobie, gdy technika laserowa zaczyna wkra­czać do mieszkań - przypomi­na nieco popisy z kinematogra­fem u progu naszego wieku (np. w Teatrze im. Słowackiego). A co działo się w środku tak przy­rządzonego widowiska?

Zaskoczenie faktem, że nic się właśnie na scenie nie dzieje, bardzo szybko rekompensowała przyjemność płynąca ze słucha­nia aktorów Teatru Powszechne­go. Wystąpiła młodsza część ze­społu (miał jednak oddzielny występ także Gustaw Lutkiewicz) i dowiodła, że aktorzy praskiego teatru mogą podejmo­wać się bardzo nawet trudnych zadań muzycznych. Ten zespół - śpiewa. Z przedstawienia na przedstawienie rosła precyzja wykonania i to zarówno muzycz­nego, jak i aktorskiego. Śpiewa­jący aktor musi przecież przede wszystkim grać, interpretować tekst.

Każdy punkt tego koncertu stał się etiudą aktorska, było coś z atmosfery egzaminu "z piosenkami" w szkole teatralnej. Dynamiczne, inteligentne ujęcie najrozmaitszych tekstów (od Ajschylosa po Herberta z Kafką, Witkacym, ale i zasłużonym Wincentym Polem w środku) po­zwalało w pewien sposób zacho­wać kontynuację wątków aktor­skich, dzięki zaś tak pomyślanemu scenariuszowi działań miał wieczór ten swoich liderów: Barbarę Dziekan, Mariusza Benoit, Piotra Machalicę, Krzyszto­fa Majchrzaka. Pokazali oni, jak wiele zaczerpnąć można z zapominanego coraz bardziej sty­lu wykonywania piosenki lite­rackiej, jak - niczego nie tra­cąc z walorów muzycznych - pokazać sens śpiewanych teks­tów.

Z "przełożeniem na zespół" muzyki Radwana sprawa na pe­wno nie była prosta. Kompozy­tor uważa swe prace za integral­ne części przedstawień, broni się przed nazywaniem jego partytur samodzielnymi utworami mu­zycznymi. A w Powszechnym trzeba było wypreparować z ca­łości owe części do śpiewania (szkoda, że znikły w ten sposób wszystkie fragmenty ilustracyj­ne). A więc reżyser musiał in­terpretować muzykę. Wybrał rozwiązanie estradowe i pewnie dlatego utwory te wydały się niezwykle gładkie, inne niż w przedstawieniach, z których kil­ka przecież pamiętam. Wrażenia muzyczne ze spektakli, do któ­rych Radwan pisywał muzykę, pozostawiły ślad dźwięku chro­pawego, kanciastego, znaczącego w dysonansach pomiędzy fragmentami pastiszowymi i uderza­jącymi w ton ciemny, tajemni­czy. Nie idzie mi o nastrój, lecz o wewnętrzne, muzyczne, znaczenia. W Powszechnym mu­zyka ta zracjonalizowała się, ujawniła to, co w technice kom­pozytorskiej jest najbardziej pro­fesjonalnego. Od tego miejsca o muzyce Radwana powinien pi­sać muzykolog. Słów kilka o drugim planie muzycznym wie­czoru.

Pomysł łączenia poezji z jaz­zem wraca stale i w różnych zestawieniach. Podkreślić warto, że zapraszając formację Karolaka, reżyser uniknął dysonansu stylistycznego - muzyka czer­piąca tematy do improwizacji z fraz Radwana jest równie kul­turalna jak aktorskie śpiewanie i niestety - za zimna jak na jazz. Wybijała się obecność To­masza Szukalskiego, godnego kontynuatora romantycznej, pol­skiej improwizacji saksofonowej, którą wcielał dotąd najlepiej Zbigniew Namysłowski. Premie­rowa publiczność chwyciła oczywiście konwencję proponowaną na scenie, nagradzano solówki oklaskami, ale i tak nie udało się zamienić sali Powszechnego w klub jazzowy. Bo jazz, jest sam w sobie wspaniałym tea­trem muzycznym, tylko bardzo trudnym do połączenia z innymi rodzajami ekspresji artystycz­nych.

Istnieją wyświechtane określe­nia oddające jednak najlepiej sens wrażeń, które odnieśliśmy w teatrze - powiem więc, że był to ciekawy, sympatyczny wieczór w teatrze. Oddaje to za­równo atmosferę stworzoną przez wykonawców, jak i atmosferę widowni. Stąd jeszcze jeden wniosek: rośnie potrzeba wspól­nej pieśni (nie piosenki). Spore powodzenie telewizyjnego "Śpiew­nika domowego", symptomy od­radzania się chórów amatorskich - to być może przesłanki pro­cesów ważniejszych. Hübner naj­wyraźniej to wyczuwa. A na ko­niec jeszcze jedna uwaga.

Oprócz tego, że Powszechny ma w repertuarze premierę, któ­ra będzie długo utrzymywać się na afiszu, podejrzewam, że dy­rektor miał na uwadze także cel kształcący całego przedsięwzię­cia. Ów egzamin "z piosenki", który zdali wszyscy wykonawcy, będzie przecież procentować w innych spektaklach. Nie pierw­szy raz wybrał Hübner tę meto­dę kształcenia aktorów. Przypomnijmy przedstawienia z lat ostatnich: "Wszystkie spektakle zarezerwowane", także widowiska dla dzieci. W ten sposób cel społeczny teatru łączy się harmo­nijnie z celem wewnątrzteatralnym - dzięki muzyce Stanisła­wa Radwana tym razem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji