Artykuły

Dużo - tanio - kiepsko

Owszem, można twierdzić, że nie należy doczepiać akurat do "Pastorałki" głębokiej interpretacji, że to okolicznościowy spektakl, poprzez który widzowie mają dać wprowadzić się w świąteczny nastrój. Jeśli jednak buduje się spektakl, by opowiedzieć po raz kolejny znaną nam historię, dlaczego nie zdecydować się na prostotę estetyki? - o "Pastorałce" w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Jak zrobić tanim kosztem i przy niewielkim nakładzie pracy spektakl, na który widzowie na pewno przyjdą? Innymi słowy - jak to zrobić, żeby było dużo (ludzi) i tanio (w znaczeniu pieniędzy włożonych w produkcje spektaklu), by jak najbardziej zbliżyć się do hasła reklamowego jednego z marketów? Receptę idealną posiada chyba Opera Krakowska i współpracujący z nią stale Laco Adamik. "Pastorałka" w jego reżyserii, której premiera miała miejsce w ubiegłym roku, również i w tym sezonie zapewnia operze (wciąż jeszcze gościnnie występującej na Dużej Scenie Teatru im. Słowackiego) komplety na sali. Sukces frekwencyjny z artystycznym nie poszły w parze. Trudno wnioskować o premierowej wersji spektaklu. To, co krakowianie mogą obejrzeć w tym roku, to naszpikowany zastępstwami, rozpadający się w oczach twór sceniczny, którego nikt z wykonawców nie ma ochoty ratować.

Zebrane i opracowane przez Leona Schillera teksty ludowych kolęd, opowiedziana w prostych rymach święta historia, w interpretacji Adamika otwierane są kluczem teatru w teatrze. Aktorzy wchodzą na scenę w prywatnych (bądź stylizowanych na prywatne) kostiumach, jeszcze bez atrybutów postaci scenicznych. W rytm pierwszego utworu, "Gore gwiazda", pojawiają się na scenie kostiumy, aktorzy wybierają sobie z przepastnych szaf skrzydła, suknie, ktoś chwyta turonia, ktoś inny kosę. Rysują się bohaterowie opowieści. Cóż z tego jednak, jeśli nie sposób pojąć logiki zastosowania tego chwytu. Gdyby bowiem konsekwentnie interpretować spektakl przy pomocy klucza metateatru, zawędrowałby on w niebezpieczne rejony herezji (oglądamy np. Nowonarodzonego "granego" przez mechaniczną lalkę - co z tym fantem zrobić?) lub samozapętleń (w miarę rozwoju opowiadanej historii wzrasta poziom serio w grze aktorów, aż do ostatecznego przejaskrawienia w postaci Herodowej - a powaga rozwala metateatr w drobny mak). Chodziło zatem tylko o efektowny pomysł na otwarcie spektaklu? Mało. Owszem, można twierdzić, że nie należy doczepiać akurat do "Pastorałki" głębokiej interpretacji, że to okolicznościowy spektakl, poprzez który widzowie mają dać się wprowadzić w świąteczny nastrój. Jeśli jednak buduje się spektakl, by opowiedzieć po raz kolejny znaną nam historię, dlaczego nie zdecydować się na prostotę estetyki?

Obsada spektaklu bardzo się zmieniła - i to wyraźnie widać. Aktorzy w wielu sytuacjach jedynie odgrywają zakodowane wcześniej sytuacje, odtwarzają gesty, dość, niestety, mechanicznie. Szwankują zbiorowe sceny ruchowe, w które wkrada się chaos i nieporządek. Niedomagają sceny z pasterzami: są bez wyrazu, bez nerwu scenicznego - zwyczajnie nudzą. Naiwne i martwe są występy anielskie. Cały spektakl rozsypuje się i zaczyna grawitować w stronę chaotycznego zbioru nieporadnych indywiduów. Jasnym punktem w całości widowiska jest Śmierć w interpretacji Bożeny Zawiślak-Dolny. Śpiewaczka swobodnie posługuje się środkami aktorskimi, nadaje swojej postaci lekkość i wdzięk. Nie jest to już groźna kostucha o mechanicznych ruchach - raczej kobieta o niepokojącej finezji, groźna, ale atrakcyjna, niejednoznaczna - a przez to przyciągająca uwagę.

Wizualna strona spektaklu jest toporna i nieporadna. W konkurencji na bubel wieczoru na czoło peletonu wysuwają się:

- brzydkie, sztuczne zwierzęta w "szopce",

- Maryja zasiadająca przy żłóbku na krześle (bynajmniej nie pochodzącym "z epoki"),

- zupełnie prywatne zegarki na rękach kilku chórzystek,

- statyczne postaci Maryi i Józefa, którzy podczas scen adoracji Dzieciątka zastygają jak w żywych obrazach, ich drobne ruchy zaś ulegają upiornej mechanizacji.

Trudno wskazać lidera.

Widowisku służy jednak zdecydowanie strona muzyczna. Szczególnie mocno pracuje na to chór. Potężne, energetyczne uderzenie głosów anielskich niesie z sobą autentyczne przejęcie niedolą Świętej Rodziny, czy rzeczywistą radość z dnia Bożego Narodzenia. I nawet wtedy, gdy wyraźnie słychać niezgranie z orkiestrą, nierówne wejścia czy zakończenia fraz, emocją i potęgą głosu artyści nadrabiają te niedostatki.

We wznowionym przedsięwzięciu Opery Krakowskiej można dać się uwieść pociągającej Śmierci lub z chórem aniołów dotknąć nieba. Niewiele więcej. Widać reżyser wyszedł z założenia, że temat sam się sprzeda. Miał rację. Szkoda, że ją miał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji