Artykuły

"Indyk" wiecznie żywy

"Indyk" w reż. Andrzeja Hrydzewicza w Teatrze Polskim w Szczecinie. Pisze Ewa Podgajna w Gazecie Wyborczej - Szczecin.

Reżyser Andrzej Hrydzewicz wywodzi mrożkowskiego "Indyka" z "Wesela" Wyspiańskiego. Okrutny mit o polskiej niemożności budzi śmiech i grozę w czasach Wyspiańskiego, PRL-u i kolejnej Rzeczypospolitej.

W mrożkowskiej melofarsie "rzecz dzieje się w romantyzmie, na obszarze księstwa". Na scenie Teatru Polskiego, w wykoślawionym wnętrzu, spotyka się dziwne towarzystwo. Poeta (Marek Żerański), który tworzyć nie może, a z nudów rozrzuca tomy klasyków i gazety. Kapitan (Adam Zych), który nie jest w stanie werbować rekrutów, wiec gra na skrzypcach, choć nie ma umiejętności. Książę (świetny Jacek Piotrowski), który planuje stworzenie urzędu Pary Kochanków Państwowych. Do tego są owi kochankowie (Dorota Chrulska i Sławomir Kołakowski). Pustelnik (Jacek Polaczek), który chciałby świat utrzymywać w normie. Wszystkich łączy poczucie całkowitego bezsensu i zniechęcenie. Zamierają na scenie, byśmy posłuchali dialogów trzech Chłopów, pokazywanych jako wejścia z konferencji prasowej znajomo wyglądających chłopskich polityków grzeszących - nie mniej niż pozostali bohaterowie - niemożnością.

Smutna diagnoza polskiej bezsilności. Ten straszny mit poruszony w arcydziele Wyspiańskiego z 1901 r. przypomniany przez Mrożka w czasach PRL-owskiej stagnacji ("Indyk" ukazał się w 1960 r.), 50 lat później na scenie Teatru Polskiego znów budzi śmiech i grozę. Wyspiański, Mrożek wiecznie żywi. Przez kolejne dekady rozpływa się w nas zdolność do czynu, a w uszach pozostaje melodia z "Wesela" "Miałeś chamie złoty róg...", tu też przywołana w zakończeniu przy opadającej kurtynie.

Śmiech i grozę budzi jednak przede wszystkim sam tekst. Wystawianie "Indyka" w manierze melofarsy z lat 60. ma zdecydowanie znamiona teatru z lamusa. W wyblakłej konwencji mamy tu do czynienia z czymś archaicznym, sztucznym, co bezlitośnie spycha w groteskę i dystansuje publiczność do bohaterów, omija emocjonalnie. A wprowadzenie do tego świata współczesnego młodzieńca z dredami, który w roli Śpiącego-Chochoła pozostaje uśpiony na stole, to raczej nie sygnał do diagnozowania współczesności, ale jakaś karykatura myślenia o nowoczesności w teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji