Artykuły

Ekspozycja mimo woli

Szansą dla spektaklu "Ekspozycjoniści" jest czas - młodzi aktorzy odważą się ryzykować i szukać rozwiązań, dzięki którym ich postaci zaczną być ciekawsze i bardziej niejednoznaczne - o spektaklu "Ekspozycjoniści" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w PWST w Krakowie pisze Marta Bryś z Nowej Siły Krytycznej.

Trudno powiedzieć, o czym reżyser chciał opowiedzieć w spektaklu "Ekspozycjoniści". Trudno też zrozumieć, dlaczego nie zachęcił absolwentów PWST do większej odwagi na scenie, zamiast pozwolić im ukryć się w bezpiecznej przestrzeni lekkiego żartu. Aktorzy nie dostali szansy na pokazanie swojego talentu, a ostatecznie taka powinna być idea spektaklu dyplomowego wydziału aktorskiego.

W sali muzealnej stoją dwa posągi ludzkie, ubrane w garnitury i kapelusze. Biel podłogi i ścian zaburzają jedynie czarne ślady butów turystów, tłumnie przybywających na wystawę. Na trzech ścianach drzwi wyjściowe do innych sal muzeum. Struktura dramatu Ribesa nie posiada klasycznej akcji, bardziej koncentrując się na analizie języka i sposobów komunikacji. Mieszczańska rodzina przybywa do Muzeum w Paryżu, by obejrzeć arcydzieła wielkich malarzy minionych epok i wziąć udział w nowoczesnym eksperymencie artystycznym. Matka (Magdalena Grąziowska) kłóci się z Ojcem (Łukasz Ignasiński), szukają samochodu. Piętra parkingu nazwane są nazwiskami wielkich malarzy, małżeństwo przerzuca się pseudointelektualnymi hasłami: "gdybyś tak nienawidziła Picassa, zostawiłbym tam samochód i nie byłoby kłopotu". Jedynie niedojrzały i skrępowany syn Lucjan (Jakub Perkowski) rzeczywiście interesuje się sztuką i ma o niej większe niż powierzchowne pojęcie.

Po obejrzeniu najważniejszych arcydzieł, rodzina trafia do białej sali, w której artysta zaaranżował eksperyment, polegający na istnieniu w przestrzeni. Nic się dzieje - Matka i Ojciec niecierpliwie krążą od ściany do ściany, nadwrażliwy Lucjan zaczyna dostrzegać coś na ścianach, a Córka (Barbara Biel) bawi się piłką. Po dłuższej chwili Krytyk (Maciej Litkowski), będący elementem eksperymentu ("każda sztuka zawiera w sobie krytykę") ujawnia sens eksperymentu - podważenie aktu percepcji, granie z oczekiwaniami widzów, postawienie pytań o sens i odbiorcę współczesnej sztuki. Jednak nie jest to scena kulminacyjna. Wpadający w coraz większe otępienie Lucjan, kładzie się na podłodze, obok niego Matka, przepraszając za brak czułości w dzieciństwie, obarcza się winą za jego homoseksualizm. W końcu Lucjan morduje Matkę, czemu przygląda się Krytyk i Przewodniczka muzeum, nazywając morderstwo w muzeum "family art". Następuje przełamanie sytuacji - Lucjan staje się docenianym artystą, przyjmuje komiczne pozy zamyślenia, a Krytyk zadaje mu profesjonalne pytania o inspiracje i sens instalacji z trupem Matki.

Tekst Ribesa wpisuje się w nurt dramatów o sztuce ("Kształt rzeczy" Neila La Bute'a, "Sztuka" Yasminy Rezy) i jej granicach, obnaża pustkę i przeintelektualizowanie aktów, które wielokrotnie zbyt pochopnie wynoszone jest na piedestał jako arcydzieło nie przez odbiorcę, ale tzw. znawców. Reżyser nie rozwinął tezy, nie znalazł pomysłu na krytyczne przedstawienie sytuacji scenicznej. Żadna z postaci nie ma mocnych rysów charakteru, aktorzy są bardzo wycofani, jakby obawiali się, że komizm unieważni ich słowa. Niepotrzebnie, bo nijakość jest największym wrogiem spektaklu. Mimo reżyserskiej zachowawczości, jest kilka scen zabawnych i ironicznie odnoszących się do dramatu - dwie Przewodniczki muzeum (znakomite Gracja Niedźwiedź, Anna Stela) w kilkuminutowym monologu szeregują turystów, jakby kierowały ruchem ulicznym, nazwiska malarzy i narodowości wycieczek wyrzucają z siebie z agresją, jakby chodziło o uspokojenie tłumu, czekającego na otwarcie supermarketu z wielką obniżką cen. Zdecydowanie najmocniejszym aktorsko punktem spektaklu jest Lucjan Perkowskiego, głównie dlatego, że postać przechodzi metamorfozę na scenie, w połowie okazuje się kimś innym, co dało aktorowi większe możliwości. Najgorzej wypadają sceny "żywych pomników", swoiste intermedia, w których cały czas obecne na scenie posągi prowadzą nocne rozmowy w muzeum. Śmigasiewicz stylizuje je na senne mary, nierzeczywiste byty, mówiące wolno, nienaturalne modulujące głos, mówiące z trudem i zaangażowaniem jednocześnie. Długie sceny bez treści, popisy aktorskie, rozbijają dynamiczną strukturę spektaklu i nie stanowią kontrapunktu dla właściwej akcji. Intrygująco wypada też Mosk (Kamil Urban) właściciel muzeum, swoiste urzeczywistnienie konfliktu Natury i Kultury (obsesyjnie chroni budynku przed świeżym powietrzem, roślinnością i wszelkim kontaktem ze światem zza murów). Niestety, na jego istnienie w spektaklu również zabrakło wyrazistego pomysłu.

Dyplomy szkół teatralnych zawsze sprawiają kłopot. Z jednej bowiem strony nie sposób krytykować młodych absolwentów, widzianych po raz pierwszy czasem w niewielkich rolach, dla których dyplom jest szansą na ujawnienie swoich umiejętności. Z drugiej, zaproszeni reżyserzy wielokrotnie bardziej koncentrują się na inscenizacyjnych konceptach, niż stworzeniu aktorom przestrzeni gry. Powstają spektakle słabe reżysersko i aktorsko, a traci na tym i reżyser, i aktor, i widz. Szansą dla spektaklu "Ekspozycjoniści" jest czas - młodzi aktorzy odważą się ryzykować i szukać rozwiązań, dzięki którym ich postaci zaczną być ciekawsze i bardziej niejednoznaczne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji