Artykuły

Miała być "Lalka", są laleczki

"Lalka" w reż. Wiktora Rubina w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

"Jestem wierny myśli Prusa, a nie literze tekstu" - mówił w wywiadzie Wiktor Rubin. Przesadził. Był najwyżej wierny własnym skojarzeniom na temat "Lalki" Na przykład takiemu, że Ignacy Rzecki, uczciwy i poczciwy pierdoła konserwatysta, to w istocie endekoid. Problem jednak nie w tym, że reżyser, galopując skroś epoki, wkłada aktorowi w usta myśli Dmowskiego, każe grać na pianinie "Deszcz jesienny" i brać młodszych subiektów na musztrę.

Problem w tym, że to wyłącznie chodzący pretekst do zaprezentowania nawet nie myśli o postaci, ale myślowego zawiązka; po wykonaniu zadania niepotrzebny. Jak i inni. Izabela została potraktowana jako ożywiona ilustracja tezy, że arystokraci to celebryci, a ich życie to przerafinowany teatr. W imię tego panna Łęcka w japońskim kimonie recytuje lament Kazimierza Przerwy-Tetmajera o nieszczęsnej matce i złym synu (!!!), zatem trudno się dziwić, że aktorka rangi Kingi Preis nie jest w stanie zbudować nawet namiastki roli. Ponieważ jest załącznikiem do zalążka - nie postacią. I tak przez całą obsadę. Spektakl wrocławskiego Polskiego ma zalety: rozmach, scenografię Mirka Kaczmarka świetnie zagospodarowującą wielką przestrzeń, także - owszem! - wariactwo tych pomysłów od czapy. Jest jednak brulionem, notatnikiem rozwichrzonych skojarzeń, czymś, co winno być dopiero początkiem roboty scenicznej, nie jej zwieńczeniem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji