Artykuły

Kraków. Vivat Anna Polony! 70. urodziny artystki

Jest dumą i perłą krakowskiego teatru od blisko pięćdziesięciu lat. Wspaniałą artystką i uwielbianym pedagogiem.

Była ulubioną aktorką Konrada Swinarskiego, w którego spektaklach stworzyła niezapomniane kreacje, wcielając się m.in. w Claire w "Pokojówkach", Stellę w "Fantazym", Helenę w "Śnie nocy letniej" czy Muzę w "Wyzwoleniu". Mówią o niej: rozbrykana, szalona, nieobliczalna, diabeł wcielony, dynamit, a przede wszystkim: WIELKA. Anna Polony świętuje dziś 70. urodziny, choć nikt uwierzyć w to nie chce, bo przecież dla nas zawsze jest i będzie młoda.

Szanowna Jubilatko: ad multos annos, a dziękując za wszystkie role, prosimy o następne. Sto lat, Pani Profesor.

ANNA POLONY O SOBIE

Teatr - miłość, która blednie

Dziś najchętniej rozmawiam o prawnuczce siostrzanej Mai, która wyrasta na pannicę, niebawem skończy pięć lat i cały świat wokół niej się kręci, o rodzinie stanowiącej sens mojego życia i o dwóch sznaucerach - małym i dużym, które żrą się z zazdrości potwornie, więc nie mogą być razem. A teatr? To była miłość mojego życia, ale jak to z miłością bywa, wraz z upływem czasu trochę blednie, jej kolor traci wyrazistość. Teatr zmienia się, dzisiejszy jest nieco mi obcy, bo balansuje między zdziwaczeniem a weryzmem, brak mu poezji i wrażliwości - coraz rzadziej opowiada o ludzkim losie w sposób, który mi odpowiada. Z teatrem jest jak z kochankiem: im bliżej i dłużej go się poznaje, tym więcej wad w nim się zauważa. Co nie znaczy, że nie mam ochoty na ciekawą rolę. Na taką zawsze jestem gotowa.

Nic nie zapowiadało mojego charakterku

Mama była osobą ciepłą, ale i surową, a dla mnie wyrozumiałą. Od czasu do czasu dostawałam od niej lanie lub stosowała inne kary, żeby mnie poskromić. Ale też tolerowała moje wybryki. W dzieciństwie nic nie zapowiadało mojego diabelskiego charakterku. Byłam grzecznym dzieckiem, wszystkiego się bałam, nawet pójścia do szkoły. Po raz pierwszy pokazałam rogi w liceum. Z całej czwórki rodzeństwa największym wulkanem był brat, prokurator. Potem ja i reszta rodziny. Natomiast pewności siebie nabrałam w szkole teatralnej, jako zdolna studentka, a potem w zawodzie, kiedy poczułam, że jestem cenioną aktorką. Wtedy zaczęłam podskakiwać na dobre i ujawnił się mój charakterek. Kiedyś byłam bardzo trudna, chyba nie do wytrzymania dla innych. Teraz jestem o wiele spokojniejsza, choć wybuchy, owszem, zdarzają mi się.

Moje grzechy i cnoty

Moje grzechy główne wymienię jednym tchem: niecierpliwość, emocjonalność, gadatliwość - godzinami rozmawiam przez telefon, brak umiejętności aranżowania swojej osoby - dziesięć razy pomylę się, zanim ubiorę lub kupię właściwy kostium, sweter czy kapelusz. W tej materii jestem ciapowata. No i hipochondryczka, podobno. Do tego grymaśna w jedzeniu. A jeśli chodzi o cnoty - nie posiadam. No może poza dwiema: uczciwością i dobrym sercem.

Teatralne przyjaźnie

Teatralne przyjaźnie to osobny temat. Jeśli spędza się wspólnie po kilka godzin dziennie na scenie, podczas prób, w garderobie, to ludzie się zbliżają. Bo garderoba jest miejscem zwierzeń, plotek, chwil radosnych i smutnych. Również wyładowywania emocji, które wciąż towarzyszą temu zawodowi. Kiedy spotykaliśmy się w teatrze niemal codziennie, to i przyjaźnie rozkwitały: z Izą Olszewską, z jej mężem Tadziem Juraszem, z Ewą Kolasińską. Do dziś bardzo się przyjaźnimy z Jurkiem Trelą. Przed laty wciąż się kłóciliśmy, głównie z powodów politycznych. Jurek upychał mi od dewotek, a ja jemu jeszcze gorzej. Z Izą też przez chwilę byłyśmy skłócone. Poszło o zastępstwa w "Biesach". Powstało wielkie zamieszanie, w efekcie którego Iza przestała się do mnie odzywać. Wkroczył wkurzony Wajda, powiedział, że dość ma naszych histerii i postawił ultimatum: gracie albo poproszę aktorki z innego teatru. Oczywiście pogodziłyśmy się. Tylko z Kaziem Kutzem nie mam konfliktów. Bo się go boję.

***

Ludzie teatru o Annie Polony

AGATA DUDA-GRACZ, REŻYSER: Nagłe wyjście z próby

Pracowałyśmy nad "Kreaturą", w której Anna Polony stworzyła wspaniałą kreację. Próby przebiegały absolutnie bezkonfliktowo, pracowało nam się cudownie. Niemniej cały czas słyszałam od wszystkich, że to niemożliwe, bo Hanka to potwór w pracy. Mówiłam wszem i wobec, że to nieprawda, że jest wspaniała, młoda, że można ją jeść łyżkami. Nadeszła I próba generalna, na której pojawił się szezlong - główny mebel. Ania z rozmachem położyła się na nim i z całej siły...grzmotnęła głową o metalową ramę łóżka. "K..., to ja na stare lata mam pracować z takim miernym reżyserem i scenografem. Czego się doczekałam" - usłyszałam z ust artystki, która dostała ataku furii. Wściekłam się, także dostałam piany. A że nie należę do osób potulnych, odpyskowałam: "Widocznie sobie pani na stare lata na to zasłużyła". W tym momencie Anna Polony wstała i wyszła z próby. Pomyślałam: no to z głowy, spektaklu nie będzie. Następnego dnia na wszelki wypadek przyszłam na próbę, mając nadzieję, że i Ania przyjdzie. Faktycznie, przyszła. Weszła z uśmiechem na twarzy mówiąc: "Pięknie było wczoraj, prawda?".

ANNA DYMNA, AKTORKA: Najmłodsza koleżanka, jaką mam

Ania to osoba jedyna w swoim rodzaju - krucha, filigranowa, delikatna, leciusieńka, a zarazem jest zrobiona z jakiegoś niesamowitego kruszcu - tak jest silna. To kula energii. Z jednej strony zrobiona jakby ze szkła, a z drugiej - z ognia. Jest niezniszczalna i - przywołam słowo, które już wyszło z obiegu - prawa. I to we wszystkim, co robi, czy tupie nogą, czy się złości, czy walczy o coś - jest zawsze szlachetna. Ona naprawdę w coś wierzy, naprawdę kocha, naprawdę oddaje czemuś serce, naprawdę uczy studentów; wszystko to robi tak, jakby płonęła z jakimś niebywałym ogniwem. Bo Ania jest osobą bardzo emocjonalną, a zarazem tak pięknie umie formułować myśli; nawet jak się czasem pozłości i pokrzyczy, to zawsze na końcu tego krzyku czai się śmiech. Bo Ania ma wspaniałe poczucie humoru, także na własny temat. Ale też jest bardzo wymagająca - od siebie, od innych, ona potrafi kogoś przywołać do porządku, powiedzieć mu, że źle robi, a jak sama się pomyli, to umie się do tego przyznać.

Ja nie tylko znam Anię, nie tylko pracuję z nią, ale i siedzę z nią w garderobie, a to już jest skarb nieoceniony. Jakież wspaniałe są chwile, gdy Ania patrzy w lustro na swą twarz i mówi, co myśli o sobie - żebym ja to umiała napisać, ależ to byłby poemat! A przy tym jest najmłodszą koleżanką, jaką mam; moje niektóre studentki są przy Ani stare, taką ma w sobie żywotność, taką młodzieńczość... Jak ona umie się pięknie cieszyć - cały czas jest jak dziecko, pełna radości życia, entuzjazmu. Ania ciągle fruwa. I ten jej ogień nigdy nie przygasa i jest niemożliwe, żeby to się kiedykolwiek zmieniło. A z drugiej strony to mądra, dojrzała kobieta. Mam wielkie szczęście, że spotkałam ją w życiu.

JACEK TOMASIK, CHOREOGRAF: Na tron z lekkością motyla

Hankę znam od zawsze. I zawsze była taka sama: pełna energii, temperamentu, wiecznie młoda. Z każdego potrafi wydusić wszystko, nawet nie wiesz, kiedy jej powiesz to, co chce usłyszeć. Poza tym Hance się nie odmawia! A do tego ma siły za kilku. Pamiętam, jak próbowaliśmy "Termopile polskie". Grała Carycę Katarzynę, która w jednej ze scen musiała siadać na wysokim tronie będąc w obszernej krynolinie. Na tron wchodziła po schodkach. Zażądała, by na próby przynoszono te schodki, zabierała je wraz ze mną do holu teatralnego i godzinami ćwiczyliśmy. Co? Lekki krok. Tam i z powrotem. Tam i z powrotem. Przeczołgała mnie okrutnie. Byłem wykończony. Hanka - nie. No i na premierze wchodziła na ten tron z lekkością motyla. Ma tak niespożyte siły, że wykończy każdego choreografa. Pracowaliśmy wielokrotnie, nigdy nie byłem z Hanką skonfliktowany. No, chyba że ona była ze mną, ale nic mi o tym nie wiadomo.

JERZY TRELA, AKTOR: Jest wspaniałym scenicznym parterem

"Żegnaj Judaszu" i "Wszystko dobre, co się dobrze kończy" - to były pierwsze spektakle, w jakich partnerowałem mojej wspaniałej, cudownej koleżance, choć, jak przyszedłem do teatru, to wydawała mi się strasznie groźna. Ale szybko się okazało, że ona tylko tak straszy, a naprawdę jest bardzo subtelną, dobrą, ciepłą i życzliwą kobietą. I jeśli zdarzy się jej komuś zrobić drobną przykrość, to potem ma ogromne wyrzuty sumienia, przeprasza... Kiedyś byliśmy wzajemnie obrażeni, nie odzywaliśmy się do siebie w ogóle - aż głupio było; czułem, że nas to uwiera. Kupiłem wielki bukiet tulipanów i postanowiłem wręczyć go na scenie. A graliśmy wtedy w "Fantazym" - ja Majora, Anka - Respektową. Jest poważna scena powitania, pojawiam się w długim wojskowym płaszczu, Ania podchodzi i ja wyciągam schowaną za tym płaszczem rękę z bukietem. Dostrzegłem, że jest zaskoczona; w garderobie może by i rzuciła tymi kwiatami, ale na scenie - na oczach niczego się nie domyślającej widowni - nie tylko musiała je przyjąć, ale i jeszcze grać z nimi... A potem zrobiła mi awanturę, że już nie miałem jej gdzie dać kwiatków, tylko na scenie... Ale ja dobrze wiem, że ten jej "ostry" wizerunek, od którego w ostatnich latach odchodzi, wcale nie jest prawdziwy.

Niezwykle istotne jest to, że Hania jest nie tylko wybitną aktorką, która tyle daje publiczności, ale i wspaniałym scenicznym parterem, niezwykle kontaktowym, który dużo bierze, ale w zamian bardzo dużo daje. Jest niezwykle czuła, potrafiąc pomóc nawet w sytuacjach krytycznych. Kontakt z nią jest czymś niepowtarzalnym, co daje na scenie ogromne poczucie bezpieczeństwa.

JÓZEF OPALSKI, PEDAGOG, REŻYSER: Rozkoszna w swoich awanturach

Hanka jest osobą zupełnie wyjątkową. Rozkoszna w swoich awanturach, cudowna na scenie, uwielbiająca studentów. Kupuje im bułki, pożycza pieniądze, matkuje w chorobie i... ochrzania ich fundamentalnie. Ma cudowne poczucie humoru na swój temat. Jest kłębowiskiem sprzeczności, z którego wyłania się niezwykła osobowość ludzka i artystyczna. Anegdot z udziałem Jubilatki mógłbym opowiadać tysiące. Oto jedna z nich. Hania przy swoim poczuciu humoru ma nieprawdopodobne skłonności do "gotowania się" na scenie, czyli ulegania atakom śmiechu. Grała Ofelię - znakomicie. Jestem na jednym z przedstawień i co widzę: w scenie pogrzebu Ofelii nieboszczka zaczyna się raptem poruszać. Coraz bardziej i bardziej. W efekcie tego poruszania zaczyna cała drżeć. Dalej widzimy, że nieboszczka się śmieje, co powoduje, że wszyscy aktorzy na scenie dostali ataku śmiechu. Dołączyłem do nich, a widzowie patrzyli ze zgrozą na to, co się wokół dzieje. I to jest cała Ania Polony.

SONIA BOHOSIEWICZ, AKTORKA: Najsroższa pani pedagog

W szkole teatralnej to się pani Ani bardzo bałam, to była moja najsroższa pani pedagog; często powodowała, że płakałam. Krzyczała na przykład, że jestem za wysoka, że mam być niższa, jak do mnie mówi. Nawet nauczyłam się trochę przykucać... A potem się okazało, że prof. Polony jest po prostu cudownym człowiekiem - o czym mogłam się przekonać, gdy grałyśmy w Krakowie i w Katowicach w "Twórcach obrazów" - i teraz sobie w ogóle nie wyobrażam, jak mogłam się jej bać. Bo w ogóle nie jest sroga, ale tego nie mogą wiedzieć studenci. Jak sądzę, Pani Ania bardzo chce, żeby się jej studenci bali; jest tak kruchą istotą o gołębim sercu, że musi sobie jakoś radzić, by jej ta studencka zgraja nie weszła na głowę. A pamiętam, skończyłam PWST w 2000 roku...

A później nastał czas wspólnych podróży dzięki wspomnianemu spektaklowi w reżyserii Kazimierza Kutza, gdy jeździłyśmy razem na spektakle "Twórców obrazów" do Katowic. Te nasze podróżnicze rozmowy miały wrażliwość i ciepło, jakie daje szum silnika i autostrada nocą.

Tak naprawdę Pani Ania jest smoczycą, która ma wirtualny ogon i jak jest zadowolona, to nim lekko faluje, a jak jest zdenerwowana, to energicznie uderza nim o podłogę. Ale trzeba dostać od Pani Ani przyzwolenie, by ten ogon zobaczyć.

JERZY NOWAK, AKTOR : Miłość czysta i platoniczna

Anna Polony to jedna z tych kobiet, które autentycznie kocham. I choć od zawsze straszę Anię, że ją dopadnę, choćby w Skolimowie, ale tak naprawdę jest to miłość czysta i platoniczna.

SIOSTRZENICA BARBARA: Ciocia trzyma nas w garści

Ciocia jest kochana, chociaż trzyma nas w garści. Czasami musimy ją przywoływać do porządku, szczególnie z powodu hipochondrii, na którą cierpi. Na jej pokrzykiwania, upór, chęć dyrygowania nami patrzymy z wyrozumiałością. Poza tym trochę już przywykliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji