Artykuły

Historia w figurkach

Na półkach stoją francuscy grenadierzy w futrzanych czapach, polscy woltyżerowie w rogatywkach, oficerowie ze sztabu Napoleona. Niewiele osób jednak zna jeszcze jedną pasję ANDRZEJA BUSZEWICZA, która sprawia mu prawie tyle samo przyjemności co występowanie na scenie. Ta pasja to kolekcjonowanie figurek żołnierzyków oraz historia wojskowości.

Od 50 lat profesor Andrzej Buszewicz pracuje jako aktor, reżyser i pedagog. Na swoim koncie ma dziesiątki ról teatralnych w Teatrze "Baj Pomorski" w Toruniu i krakowskim Starym Teatrze. Może pochwalić się rocznikami adeptów, których wypuścił spod swoich profesorskich skrzydeł z Akademii Muzycznej. Sympatię młodych widzów zdobył, kreując sympatyczną rolę Dziadka w polskiej wersji "Ulicy Sezamkowej". Mimo 70 lat ciągle występuje w teatrze i w telewizji, nadal prowadzi działalność pedagogiczną. Niewiele osób jednak zna jeszcze jedną pasję profesora, która sprawia mu prawie tyle samo przyjemności co występowanie na scenie. Ta pasja to kolekcjonowanie figurek żołnierzyków oraz historia wojskowości.

Niewielki pokój profesora w bloku na jednym z krakowskich osiedli przypomina bibliotekę połączoną z muzeum. Większość miejsca zajmują książki - z kilku określonych dziedzin: historii, historii wojskowości, bronioznawstwa, munduroznawstwa, falerystyki - i ogromna kolekcja figurek. Na szklanych półkach stoją karne szeregi kolorowych żołnierzyków. Są średniowieczni rycerze, XVlI-wieczni żołnierze najemni, XVIII-wieczni gwardziści i XX-wieczni komandosi." "Przeważają jednak figurki XIX-wiecznych armii z okresu wojen napoleońskich. To ulubiony okres historyczno-wojenny pana Andrzeja.

- Przed laty przyjaźniłem, się z nieżyjącym już znanym krakowskim scenografem Jerzym Jeleńskim. Był on jednym z założycieli Stowarzyszenia Miłośników Dawnej Broni i Barwy w Krakowie. On też wyszedł z inicjatywą rodzimej produkcji figurek żołnierzy. Kiedyś dostałem od niego w prezencie dwie postaci żołnierzy z okresu Królestwa Polskiego. 'To zapłodniło mają wyobraźnię i na nowo obudziło zainteresowanie tematem - wspomina profesor.

Dzieciństwo Andrzeja Buszewicza przypadło na okres okupacji. Rodzina mieszkała w Toruniu na terenach włączonych do Rzeszy. Pośród ogólnej biedy nie było nawet co marzyć o posiadaniu jakichkolwiek zabawek. Jednak starszy brat pana Andrzeja, Janusz, dotarł do niemieckich płaskich figurek żołnierzy. - Radość była wielka. To była pierwsza autentyczna zabawka, jaką dostałem do ręki i jaką mogłem się nacieszyć. Po latach, gdy Jerzy ofiarował mi dwie figurki, tamte uczucia znów się odezwały - mówi profesor.

Młodzi Buszewiczowie sami zaczęli odlewać postacie żołnierzy, zdobywając gdzie się dało kawałki ołowiu i wykorzystując do tego domowy piec kuchenny. Brat, który pracował w lakierni, przyniósł farby, dzięki którym figurki nabrały życia. Wtedy młody pan Andrzej nie przypuszczał jeszcze, że po latach z radością powróci do tych dziecięcych zabaw. Po wojnie, podczas studiów w szkole aktorskiej zainteresował się kostiumologią i mundurami. Robił własne projekty kostiumów i dekoracji. Dopiero jednak przyjaźń z Jerzym Jeleńskim obudziła dawną pasję militarną. Rozpoczął zbieranie figurek. Z czasem poznał krajowe i zagraniczne środowisko hobbystów i producentów. Okazję do tego dawały i dają częste wyjazdy zagraniczne z zespołem Starego Teatru do Niemiec, Francji, Anglii, a to właśnie te kraje są europejską czołówką figurkowego przemysłu.

Po pewnym czasie pan Andrzej kupił formy do odlewania i przystąpił do samodzielnej produkcji żołnierzy. - Sprawia mi to ogromną przyjemność. Uważam, że człowiek nie może posiadać tylko jednego zawodu i jednego zainteresowania - mówi profesor.

Trzeba wiedzieć, jak funkcjonowały ubiegłowieczne armie i jak rozgrywały się ówczesne bitwy. Stąd bogata historyczna biblioteka, a w niej m.in. historyczno-wojskowe dzieła Gembarzewskiego i Kukiela, wspomnienia hrabiego Tyszkiewicza. Jak przystało na prawdziwego kolekcjonera, pan Andrzej zaopatruje się w fachową zagraniczną literaturę, w tym także katalogi firm produkujących figurki. Zamawia co ciekawsze modele - Napoleona, pięciu jego marszałków (w tym Wincentego Krasińskiego), generałów ze sztabu wielkiej armii czy pomniejszych oficerów.

- Wciąga mnie to ogromnie. Gdy widzę wystawę z figurkami, nie mogę obok niej przejść obojętnie - uśmiecha się profesor. Kolekcjonerstwo figurek nie jest, niestety, tanim hobby. Zwykła puszka farby akrylowej do malowania to koszt 20 zł, a na jedną figurkę potrzeba średnio 5-7 kolorów. - Podczas ostatniego teatralnego pobytu we Francji za pół diety mogłem sobie kupić jedną figurkę. W sumie przywiozłem ich stamtąd cztery - śmieje się profesor.

Obok zakupionych Andrzej Buszewicz ma także kolekcję żołnierzy zrobionych przez siebie. Zrobionych, czyli odlanych, oczyszczonych i pomalowanych. Pierwszym krokiem przy takiej produkcji jest stworzenie dobrego materiału odlewniczego. Używa się do tego stopu cyny, arsenu i ołowiu. Proporcje muszą być należycie dobrane, by materiał był odpowiednio "penetrujący", tzn. pozwalał na precyzyjne odlanie elementów drobnych i - delikatnych - bagnetu, szabli, kity u czaka. Stop rozgrzewa się w tyglu nad palnikiem, a następnie wlewa do wcześniej przygotowanej formy. Odlew czyści się dokładnie z nierówności. Niektóre bardziej skomplikowane figurki - np. postaci na koniach - wymagają odlewania w częściach, osobno jeździec, osobno koń. Niekiedy w częściach odlewa się także pojedyncze figurki - osobno głowa, osobno ramiona, korpus, broń. Poszczególne części następnie należy skleić. Kolejny etap to malowanie. Figurkę pokrywa się precyzyjnie farbami za pomocą cieniutkich pędzli, pod szkłem powiększającym. Tutaj konieczna jest dokumentacja, by należycie oddać kolory mundurów, sztandarów i broni. Podstawową zasadą jest bowiem maksymalna wierność historycznym realiom. Europejskie armie w XIX w. miały swoje kolory - Austriacy byli biali, Rosjanie zieloni, Francuzi niebiescy, Anglicy czerwoni.

Profesor zamierza skompletować wszystkie armie z okresu napoleońskiego, biorące udział w europejskim konflikcie. - Może to być dość trudne - nie ukrywa - bo Napoleon siedem razy zmieniał umundurowanie armii francuskiej. XIX wiek przeważa jednak w jego zbiorach. Na półkach stoją francuscy grenadierzy w futrzanych czapach, polscy woltyżerowie w rogatywkach, oficerowie ze sztabu Napoleona, na koniu galopuje książę Józef Poniatowski. Ulubiona bitwa profesora to Waterloo, bitwa zadziwiająca, którą Bonaparte mógł wygrać. Bitwa, która ostatecznie przekreśliła szansę cesarza na odzyskanie przewagi.

- Cała Europa sprzysięgła się tam przeciw niemu - Anglicy, Prusacy, Holendrzy, Belgowie... Pozostali z nim tylko Polacy -mówi profesor.

Cała kolekcja liczy około 250 figurek. W czerwcu tego roku z okazji jubileuszu 50-lecia pracy artystycznej prof. Buszewicza jej część została zaprezentowana na wystawie w Galerii PWST w Krakowie. Wśród bliskich znajomych i współpracowników pasja profesora jest znana i akceptowana. Profesor znalazł wspólny język ze swoim teatralnym kolegą Janem Fryczem, który pasjonuje się dla odmiany sklejaniem modeli żaglowców.

Na zakończenie spotkania profesor pokazuje zarys swojego najnowszego projektu - dioramę nieistniejącego już dziś odwachu na placu Saskim w Warszawie. Na planszy powstanie budynek XIX-wiecznego odwachu, z wartownią, kozłami na broń i bęben, dzwonem alarmowym i oczywiście postaciami żołnierzy. Trzeba będzie zadbać o należyte odwzorowanie zdobień na frontonie odwachu właściwe oświetlenie dioramy. Profesor Buszewicz żałuje trochę, że jego dwaj synowie nie połknęli figurkowego bakcyla. Owszem, czasem coś skleją i pomalują, lecz nie jest to prawdziwa pasja. - Ale czuję, że jak minie trochę więcej czasu, wrócą do tego. Ze mną tak właśnie było - zdradza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji