Artykuły

Bajki i "Grimmbajki"

- Cała filozofia dialogu i jej przedstawiciele jest mi bardzo bliska. Jeśli ktoś czyta uważnie moje bajki, to takie odniesienia tam znajdzie - BOGUSŁAW KIERC opowiada o premierze swojej bajki "Naprawda" w lubelskim Teatrze Arlekin.

Paweł Franczak: W sobotę w Teatrze im. H. Ch. Andersena odbędzie się premierowe przedstawienie "Naprawda - sztuka latania według braci Grimm", którego jest Pan reżyserem. W "Naprawdzie..." opowiada Pan o krainie, do której odchodzą "ci, za którymi tęsknimy". Tam właśnie chce dolecieć jeden z bohaterów opowieści, Samolotnik. Tym samym porusza Pan tematykę śmierci, która obecnie jest tabu. Dzieciom o śmierci się nie mówi, tak jak o wielu innych rzeczach - nie mówi się np. o fizyczności. Pan przełamuje to tabu?

Bogusław Kierc: Tematyka tabu zajmuje mnie w całej mojej twórczości, ale akurat to tabu nie powinno być dosłownie złamane. Tu trzeba być ostrożnym, bo można zachwiać bardzo cenną równowagę. Ale zgadzam się - nie żyjemy w rodzinach wielopokoleniowych, nie spotykamy się ze śmiercią, przestajemy traktować ją naturalnie. Podobnie jest, mówiąc żartobliwie, z mlekiem. Dzieci nie wiedzą skąd się bierze, myślą, że po prostu z kartonu.

...nie wiedzą też, że krowę i hamburgera coś łączy.

- Oczywiście. A potem ci "starsi młodsi" mają poważny problem, bo nie umieją sobie z tymi sprawami poradzić. W tej wszechogarniającej promocji młodości są takie obszary, o których się nie mówi. Tematem tabu jest nawet dzieciństwo, traktowane bezrefleksyjnie. Dzieci są traktowane tak, jak Japończycy odnoszą się do elektronicznych stworzonek, które można karmić.

Czy ta sztuka ma być bajką terapeutyczną?

- Wydaje mi się, że baśnie i bajki w ogóle są terapeutyczne. Pisząc, zastanawiałem się nad tą terapeutyczną funkcją, zresztą robię to także wtedy, gdy piszę cokolwiek innego. W sensie ogólnym - tak jest tu coś terapeutycznego, jest pewien element budujący, choć nie ma nachalnej dydaktyki.

Można oczywiście powiedzieć, że teatr jako taki jest terapią...

- Zgadza się - dla mnie ta katartyczna, oczyszczająca cecha wciąż jest żywa, katharsis to - tak jak w antyku - ważne zadanie teatru, po to przecież został stworzony. Takie oczyszczanie sztuką nazywam w mojej twórczości "przemywaniem" - kiedy można oczyścić, przetrzeć szybę między mną a drugim.

Mówi Pan jak przedstawiciel filozofii dialogu (nurt współczesnej filozofii - przyp. aut)...

- Tu Pan trafił w sedno. Cała filozofia dialogu i jej przedstawiciele jest mi bardzo bliska. Jeśli ktoś czyta uważnie moje bajki, to takie odniesienia tam znajdzie.

Baśnie braci Grimm bywają okrutne. To pierwowzory horrorów. Czy "Naprawda" też ma "straszne elementy"?

- Nie, tu nie ma okrucieństwa. W swojej karierze trzykrotnie realizowałem bajki na podstawie braci Grimm i wiele się przy nich nauczyłem, ale nigdy nie zajmowałem się okrucieństwem, straszeniem, choć tych rzeczy z pewnością u braci Grimm jest wiele. Chodzi mi bardziej o radykalność duchową, która tam jest obecna - np. że jeśli podejmujemy jakieś działania, to musimy ponieść konsekwencje, nie wolno nam się przed tym uchylić. Ale znów podkreślę, że nie chodzi mi o natrętną dydaktykę -tej unikam. Co do twórczości braci Grimm - chciałem nawet wydać książkę ze zbiorami tych trzech bajek, które opracowałem. Mam nawet tytuł. Kiedyś mój szkolny kolega pożyczył z biblioteki książkę i na moje pytanie: "Co to za książka?" odpowiedział szybko: "A, Grimm bajki". I taki byłby też jednowyrazowy tytuł: "Grimmbajki".

Czy uważa Pan, że w XXI w., kiedy każde dziecko dostaje codziennie olbrzymie ilości bodźców w postaci m. in. gier komputerowych, dynamicznych i hałaśliwych, często kreskówek, magia teatru może wciąż działać? W teatrze rzeczy się dzieją wszak wolniej, mniej tu akcji. Czy udaje się jeszcze przyciągnąć uwagę ośmio-, dziesięciolatka przyzwyczajonego do tempa telewizji i internetu?

- Mam pewność, wiem, że ta magia działa z praktyki. Oczywiście, gdyby przyrównać teatr i gry komputerowe, to w teorii teatr przegra, jest na to skazany i nie ma innego wyjścia. Jeśli kiedykolwiek teatr będzie starał się dorównać grom, kreskówkom, udawać je, naśladować, to nie ma szans w tym starciu. Nie wolno mu niczego udawać, podlizywać się w ten sposób młodemu widzowi. Moc teatru leży w jego autonomii i w jego niezależności od tych innych kuszących atrakcji. Pamiętam taką scenę przy wystawianiu "Bajki o królewiczu, który niczego się nie bał", kiedy lalka przechodziła z lewej strony sceny na prawą, prowadzona przez dziesięcioro siedzących aktorów. Jest podawana po kolei z rąk do rąk i pozostaje w ramionach dziesiątej osoby. Tylko tyle, niewiele się dzieje, prawda? Nic wielkiego. Ale ta scena tak udziela się dzieciom i dorosłym, że wszyscy siedzą wpatrzeni i urzeczeni, w zupełnej ciszy. Jedyny komentarz, jaki zdarzyło mi się usłyszeć, to: "O, lalka idzie!" rzucone przez jakieś zdumione dziecko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji