Artykuły

Artysta zapomniany

- Ciągle widzę Rotbauma, jak siedzi smutny, załamany, przy swoim wielkim biurku - opowiada Anna Hannowa, wrocławska dziennikarka i teatrolog zaprzyjaźniona z rodziną Rotbaumów. - Do końca łudził się, że wróci do polskiego teatru, że znów będzie reżyserował. W 15. rocznicę śmierci JAKUBA ROTBAUMA, malarza i reżysera scen żydowskiej i polskiej - wspomnienie o artyście.

Jakub Rotbaum zmarł 30 stycznia 1994 roku. 26 lat wcześniej na fali antysemickiej nagonki został zmuszony do odejścia z Teatru Polskiego we Wrocławiu. Od roku 1952 do 1968 był w nim kierownikiem artystycznym.

Przez Berlin, Moskwę i Nowy Jork

Wyreżyserował we Wrocławiu tak głośne spektakle, jak "Człowiek z karabinem" Pogonina, "Wesele" Wyspiańskiego, "Otello" Szekspira, "Trzy siostry" Czechowa. Całe życie malował; premierom spektakli towarzyszyły wystawy obrazów.

Przyjechał do Wrocławia w 1949 roku z Nowego Jorku. Poprosiła go o to legendarna żydowska aktorka Ida Kamińska, reżyserka Teatru Żydowskiego. Był już wtedy znanym artystą. Karierę rozpoczął jeszcze przed wojną. Studiował w Warszawie, jednocześnie w Szkole Sztuk Pięknych i Szkole Filmowej. Naukę malarstwa kontynuował w Berlinie, a studia teatralne w Moskwie m. in. u Stanisławskiego, Meyerholda i Michoelsa. Został kierownikiem artystycznym słynnego teatru żydowskiego Trupa Wileńska. Rok przed wybuchem II wojny światowej wyjechał do Paryża, a później do Nowego Jorku. Reżyserował m.in. w USA, Kanadzie, Brazylii, Argentynie, Izraelu.

W1949 roku został najpierw dyrektorem Dolnośląskiego Teatru Żydowskiego. Scena wybudowana za pieniądze ze sprzedaży specjalnych cegiełek mieściła się przy ul. Świdnickiej. Dziś działa tu Scena Kameralna Teatru Polskiego.

Świat zapomniany

Pod koniec ubiegłego roku dzieje Teatru Żydowskiego na Dolnym Śląsku i najwybitniejsze postaci tej sceny przypomniano na wystawie w Muzeum Miejskim. Współorganizatorami były Fundacja "Bente Kahan", Muzeum Miejskie i Zakład Studiów Żydowskich Uniwersytetu Wrocławskiego.

W salach ratusza stanęła scenografia przypominająca żydowski sztetl - pochyłe dachy, krzywe domy i stragan jak z przedwojennego jarmarku, z jabłkami, cebulą i ziemniakami w wiklinowych koszach. Odtworzono ją na podstawie zachowanych rysunków scenografa Aleksandra Jędrzejowskiego do sceny jarmarku z najsłynniejszego spektaklu Teatru Żydowskiego - ze "Snu o Goldfadenie" w reżyserii Rotbauma.

"Sen..." był poetycko-muzycznym przedstawieniem inspirowanym twórczością Abrahama Goldfadena, autora sztuk teatralnych czerpiących z żydowskiego folkloru, reżysera i założyciela pierwszego teatru żydowskiego. "Sen..." porównywano do Schillerowskiego "Kramu z piosenkami". Akcja była jedynie pretekstem, by przypomnieć żydowski folklor. Piękne melodyjne piosenki, bajecznie kolorowe dekoracje przyciągały tłumy. Spektakl oglądali zarówno Żydzi, jaki Polacy.

Każda rola rozrysowana

- Byłam zaskoczona jego teatralnym warsztatem - wspomina Anna Hannowa, w latach 50. dziennikarka Radia Wrocław. - Nagrywałam go na próbach. Wtedy to była wyprawa, nie było takiego sprzętu jak dziś, trzeba było wozem transmisyjnym przyjeżdżać. Rozmówcy czuli się stremowani. Rotbaum jednak zawsze miło mnie witał. Obserwowałam go przy pracy z wielkim zaciekawieniem. Każdą rolę miał przerobioną, wskakiwał na scenę i pokazywał wszystko aktorom - jakie gesty czynić, co mówić.

Wyobraźnia malarska pomagała mu w pracy teatralnej. Jeszcze przed wystawieniem sztuki opracowywał szczegółowo jej egzemplarz reżyserski Uzupełniał go odręcznymi szkicami charakteryzacji postaci, rozrysowywał całe sceny. Hannowa rozkłada skierowane egzemplarze sztuki Szolema Alejchema "Żydowskie szczęście". - Tu zanotował swoje uwagi w jidysz -pokazuje na zapisane drobnym pismem notatki. Na kartkach w kratkę naszkicował głowy postaci - Kipnisa, Pinkie, Menach Mendela.

- Uprosiłam go, by mi pożyczył ten egzemplarz do skserowania Zgodził się, mówiąc: "Hanusiu, tylko bardzo proszę, żebym nie został gdzieś wykpiony"

- cytuje Hannowa. - Wiedział, że aktorzy podkpiwali sobie z jego metod pracy, ale nie obrażał się. Śmiał się nawet, gdy opowiadali sobie anegdotki. Zapamiętałam jedną: "Wiecie, co będzie szło w teatrze? Wizyta starszej pani w realizacji Jakuba Rotbauma". Był łagodny, kochał aktorów, kochał teatr.

Hannowa często ich odwiedzała. Najpierw jako dziennikarka, później pracownik Teatru Polskiego, wreszcie przyjaciółka rodziny.

- Szanowali się ogromnie. To była wspaniała rodzina i cudowny dom. Kochali się niesamowicie - wspomina. - Do rodziców zawsze zwracał się z czułością: "ojczulku", "mateńko". Mógł jeszcze tyle zrobić, gdyby dano mu szansę -wzdycha.

Hannowa była z Rotbaumami do końca. Pomagała wozić Jakuba na leczenie, towarzyszyła jego siostrze Lii. Po ich śmierci - Lia zmarła kilka miesięcy po bracie - zajęła się ocalaniem pamięci o tym wybitnym malarzu i reżyserze. Napisała o nim wiele artykułów, zorganizowała wystawę jego obrazów, wydała album poświęcony jego twórczości plastycznej "Świat zaginiony". Marzyła, by na murze kamienicy, gdzie mieszkała rodzina Rotbaumów, zawisła tablica pamiątkowa.

Udało się to dopiero w 2005 roku. Pierwsza tablica wmurowana w ścianę teatru przy ul. Świdnickiej staraniem Wrocławskiego Towarzystwa Przyjaciół Teatru poświęcona jest Idzie Kamińskiej. Druga - upamiętniająca Lię i Jakuba Rotbaumów - zawisła na ścianie kamienicy nr 5 przy Włodkowica Autorem obu jest rzeźbiarz Christom Mandzios.

Łudził się do końca

"-Ciągle widzę Rotbauma, jak siedzi smutny, załamany, przy swoim wielkim biurku - opowiada Hannowa. - Do końca łudził się, że wróci do polskiego teatru, że znów będzie reżyserował.

W 1968 pracowała w dziale literackim teatru. Jej biurko stało w pokoju, z którego wchodziło się do gabinetu dyrektora.

- Nie podejrzewał, że może zostać zwolniony, przecież był uznanym artystą - mówi dziennikarka - Był po świetnie przyjętej premierze "Trzech sióstr" Czechowa Pamiętam, jak został wezwany do gabinetu dyrekcji. Wchodził poważny, ale w pełni sił. Wyszedł stary, złamany.

Dostawał listy, odbierał telefony z Izraela i Ameryki, gdzie w 1968 roku wyemigrowało wielu polskich Żydów. Przyjaciele, w tym Ida Kamińska, namawiali go, by do nich dołączył - Nie chciał wyjeżdżać Mówił "Urodziłem się w Polsce i tutaj będę. Jestem Polakiem" - wspomina Hannowa.

Po 1968 roku reżyserował już tylko w teatrach żydowskich. Do śmierci żył nadzieją, że wróci na polską scenę. Miał tam wielu przyjaciół, uczniów.

- Na początku lat 90. dyrektorem Teatru w Jeleniej Górze został Zygmunt Bielawski. Rotbaum siedział przy swoim biurku i opracowywał egzemplarz sztuki. Zdziwiłam się. Wyjaśnił, że przygotowuje się, bo przecież Zygmunt go zaangażuje. Podobną nadzieję miał, gdy Teatr Polski we Wrocławiu objął Igor Przegrodzki. To Rotbaum wykreował go jako aktora - wspomina Hannowa.

Inny dom

Mieszkał w olbrzymim mieszkaniu przy 1. Włodkowica 5 przy Synagodze pod Białym Bocianem, pod jednym dachem z rodzicami i dwiema siostrami artystkami (Lia też była reżyserem, ale operowym) i żoną Sylwią Swen, choreografem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji