Artykuły

Zygmunt Hubner (1930-1989)

To miał być piętnasty sezon. Zygmunt Hübner objął dyrekcję Teatru Powszechnego w Warszawie w roku 1974. Zanim to nastąpiło miał już za sobą dwa sezony kierownictwa artystycznego w Teatrze Wybrzeże, sezon w Teatrze Polskim we Wrocławiu i sześć lat dyrektorowania w Starym Teatrze. To właśnie za Jego dyrekcji Stary Teatr zdobył pozycję artystyczną, tak obficie owocującą do dzisiaj.

Kim był przede wszystkim? Reżyserem, dyrektorem, aktorem, pedagogiem, pisarzem? Obdarzony wieloma talentami teatralnymi w każdej z tych dziedzin pozostawił trwały ślad. Jako reżyser pozostanie w historii polskiego teatru jako inscenizator Szewców - głośnej prapremiery dramatu Witkacego, zdjętej nazajutrz z afisza z powodów pozaartystycznych (12 października 1957); inscenizator Lotu nad kukułczym gniazdem, jednego z największych przebojów teatralnych lat 70. (1977); autor telewizyjnego widowiska wedle poematu dramatycznego Zygmunta Krasińskiego Nie-Boska Komedia.

Ta ostatnia inscenizacja należy do najwybitniejszych osiągnięć polskiego teatru telewizji, a przecież skala trudności była największa: niemal każda próba teatralnej prezentacji dzieła Krasińskiego kończyła się niepowodzeniem, tym razem stało się inaczej. Mistrzowskie operowanie obrazem, umiejętne rozłożenie akcentów, pozwalające połączyć w jedność wątek tragedii osobistej hrabiego Henryka z dramatem społecznym, uwydatniające dramatyczność zderzenia dwu koncepcji widzenia świata w ujęciu Pankracego i Henryka, rozmach równoważony intymnością, realistyczny szczegół zderzany z atmosferą psychodramy - wszystko to dało w rezultacie spektakl wielkiej miary, a przede wszystkim współczesny.

Jako autor zapisał: się Zygmunt Hübner w pamięci widzów kilkoma rolami filmowymi (przede wszystkim rolą ordynatora w Szpitalu Przemienienia) i kreacją Moczarskiego w Rozmowach z katem. Jego powściągliwe, zdyscyplinowane aktorstwo na przekór oszczędnie dozowanym środkom ekspresji kryło w sobie wielki, a co najważniejsze, przekonujący ładunek emocjonalny.

Jako pedagog pozostawił po sobie uczniów. Jako pisarz: kilka książek (Sztuka reżyserii, Przepraszam, nic nowego), garść szkiców, felietonów, dramat a nawet nowelę filmową. Jakim był dyrektorem, najlepiej świadczą owoce Jego kolejnych dyrekcji.

Nie rozstrzygajmy zatem, kim był przede wszystkim, w której ze swoich ról spełniał się, najbardziej. Był człowiekiem teatru, aktywnym współtwórcą jego kształtu przez ponad trzydzieści lat, poczynając od reżyserskiego debiutu na deskach Teatru Wybrzeże w roku 1955. Swoją uczciwością artystyczną, wysokim stopniem samoświadomości i niekwestionowanymi umiejętnościami zyskał sobie naturalny autorytet, stał się jednym z tych artystów, o których.się mówi, że są miarą. Chciał być prawdziwy i był prawdziwy. W jednym z felietonów pisał: Artysta nie musi być skromny. "..Wielbić siebie jako, twórcę" - program reżysera Jerzego Golińskiego przedstawiony na lamach "Tygdnika Kulturalnego".) Artysta nie musi być sprawiedliwy. (Por. wywiad z reżyserem Andrzejem Żuławskim na lamach "Ekranu".) Artysta nie musi mieć poczucia humoru ("Uhomme de genie n'a jamais d'esprit" - Emil Zola. Takie są prawa artysty. A obowiązki? Tylko jeden: Artysta musi być prawdziwy.

Był prawdziwy i do prawdziwości zachęcał innych. Przestrzegał przed nudą w teatrze, przed tanim eksperymentatorstwem, przed oddawaniem teatru na służbę literaturze, przed kokieterią łatwych aluzji, przed bezmyślnością, doraźnością, sztampą. Sztukę reżyserii pojmował jako żywe wiązanie pracy ntelektualnej z umiejętnością jej przetworzenia na konkretny kształt sceniczny. Pisał: (...) reżyseria - jak ulotny nie byłby to twór - jest zawsze zrobieniem czegoś, skonstruowaniem pewnej rzeczywistości, a konstrukcja wymaga myślenia syntetyzującego. Przedstawienie teatralne jest określonym wytworem, aby nie powiedzieć - produktem, stworzonym z materii, której reżyser nadaje sceniczny kształt. Jest zmaterializowaną ideą, koncepcją czy zamysłem reżysera. Teatr nie zna sztuki koncentualnej, wo której sam pomysł, lub jego opis mogą zastąpić dzieło. Wymaga wiec nie tylko zamysłu, wymaga też umiejętności uformowania go w glinie, z której teatr jest ulepiony. Takiego rozumienia sztuki reżyserii uczył, choć, bywało, powątpiewał w możliwość "uczenia teatru". Wiedział bowiem, jak wielką rolę w teatrze odgrywa przypadek, jak często teoretyczne reguły nie potwierdzają się w scenicznej praktyce.

Widza traktował serio. Był dla Niego najwyższym sędzią. Nie dla recenzentów, nie dla badaczy, nie dla historii, ale dla widzów robił swój teatr: Zachwyt, wzruszenie, zaduma, nawet oburzenie (...) - tylko w nich żyje dzieło sztuki, tylko one są świadectwem artysty i tytułem do tego tytułu. Brak nam będzie tych "świadectw" wystawianych samemu sobie przez Zygmunta Hübnera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji