Artykuły

Teatr na Targach Poznańskich, czyli co tylko chcecie

Poznań raz do roku zmienia fizjognomię. A dzieje się to na wiosnę - żeby, było ładniej. Wielotysięczne tłumy kłębią się ulicami, na terenach parku Wilsona oczy przybyszów z odległych stron i wielu krajów chłoną wspaniałe zdobycze gospodarki Polski Ludowej, Związku Radzieckiego, i krajów Demokracji Ludowych. Późną nocą zasypiają wszyscy pod zdumionymi dachami mieszkań prywatnych - bowiem hotele żadnego z miast pomieścić by nie mogły tylu gości.

Ale między gwarnym dniem na Targach a ową późną nocą jest wieczór, który domaga się swoich praw. Pamiętały o tym na szczęście teatry poznańskie. Zdobyły się na rekordowe wyczyny w zakresie repertuaru zmiennego i sprokurowały ad hoc prawdziwy festiwal teatralny.

Teatry dramatyczne zmontowały na okres dwu tygodni dziewięć przedstawień: sześć współczesnych i 3 klasyczne. Oglądamy więc nową dramaturgię polską ("Niemcy" Kruczkowskiego, "Faryzeusze i Grzesznik" Pomianowskiego), dalej - radziecką ("W pewnym mieście" Sofronowa), czeską ("Brygada szlifierza Karhana" Kani), hiszpańską ("Czarująca szewcowa" Garcia Lorki) i angielską ("Profesja pani Warren" Shawa). Z klasycznych: "Pieczary Salamanki" Cerwantesa, "Fedrę" Racina, "Wielkiego człowieka do małych interesów" Fredry i "Zielonego gila" Tirso de Moliny w zgoła nowoczesnej adaptacji Tuwima.

Opera wznawia szereg pozycji, jak: "Aida", "Cyganeria", "Trawiata", a tak, że "Halka"'w rewolucyjnej i rewelacyjnej inscenizacji Schillera, oraz daje premierę "Borysa Godunowa".

Teatr Lalki i Aktora ma w repertuarze 5 sztuk, między innymi: "Ulicę Anny Rudenko" Ciurupy, "Rycerzy radości," Wojdzińskięgo, i "Doktora Dolittle" Loftinga (premiera).

Obrazu "Targów Teatralnych" dopełniają gościnne występy Teatru Objazdowego Domu Wojska Polskiego z "Matką" Gorkiego.

Ponieważ nie można mieć zbyt wielu przyjemności równocześnie - ograniczymy się do omówienia przedstawień rdzennie poznańskich teatrów dramatycznych.

W ich dziewięciu przedstawieniach mieści się prawie V wieków dramaturgii europejskiej. Wspaniała lekcja dialektyki; pokaz zmienności pojęć, obyczajów, form wyrazu w zależności od czasu, miejsca i kręgu społecznego, Porównajmy zagadnienie moralności seksualnej w tragicznej "Fedrze", napisanej w monarchii XVII wiecznej z pełnym optymizmu "W pewnym mieście", stworzonym przez dzisiejszego pisarza radzieckiego.- Zestawmy ostrość problemu pieniężnego i kwestii spadkowych w dwu współczesnych niemal sztukach: "Profesja pani Warren" (jeden z pierwszych, utworów Shawa) - i "Wielki człowiek do małych interesów" (jedna z ostatnich komedii Fredry). - Albo dla odmiany przypomnijmy sobie dwie pure sang sztuki ludowe: pełną autentyzmu "Brygadę szlifierza Karhana", i poetycką "Czarującą szewcową"- a potem zastanówmy się nad możliwościami, i rozpiętością tego gatunku.

Ponieważ jednak w ramach szczupłego felietonu łatwiej dostać zawrotu głowy, od tyłu naraz wieków, problemów i kostiumów, niż napisać na wpół serio chociażby studium socjplogiczno-porównawcze, ograniczymy, się do aspektu czysto teatralnego. Ale i tutaj teatr poznański czyha z bogactwem rozróżnień i odmienności stylu. Mroczne, pełne ciężaru przedstawienie "Fedry"! i nasłonecznione, zagrane w komediowym tempie i niefrasobliwie "W pewnym mieście". Trudno sprowadzić je do wspólnego mianownika. Podobnie jak temperament aktorski Eichlerówny i Maślańskiej. Albo żartobliwy realizm dekoracji "Wielkiego człowieka" i operową halę fabryczną z "Karhana". Przeto nie siląc się na syntezę przypomnijmy raz jeszpze niektóre pozycje.

Najważniejszą z nich powinnia się stać: "Brygadą szlifierza Karhana". Teatr poznańśki bowiem przy wszystkich swoich zaletach jest teatrem typowo inteligenckim. Pewna wąskość widnokręgów społecznych odbija, się na przedstawieniach nawet tak upolitycznionych sztuk, jak Sofronowa czy Pomianowskiego. "Karhan" - w reżyserii zespołowej - stanowi próbę rozszerzenia tych widnokręgów, w połowie tylko udaną.

Tak się złożyło, że sztuka Kani stała się jakby egzaminem umiejętności, realistycznych naszych teatrów. Wyniki były bardzo interesujące i można by dużo o nich powiedzieć. Przedstawienie łódzkie bardzo skromne i uproszczone dekoracyjnie miało najwięcej dynamizmu politycznego, z dużą sugestywnością udramatyczniło problem produkcji i walkę o czas. Spektakl krakowski nader rozbudowany teatralnie zademonstrował raczej "obrazy z życia fabryki", konflikt między ojcem i synem potraktował, komediowo. Teatr w Białymstoku pokusił się o próbę adaptacji utworu na stosunki polskie. Eksperyment sprzeczny z zasadami realizmu i z konieczności powierzchowny.

Poznań niepotrzebnie "uteatralnił" sztukę przez nadanie jej niemal misteryjnych akcentów. Długie przerwy między odsłonami upływają w absolutnej ciemności z dochodzącymi z dala fragmentami V symfonii Szostakowicza; obraz fabryki wyłania się powoli z gęstego mroku. Najmocniejszą pozycją przedstawienia była rola starego Karhana w wykonaniu Jerzego Kordowskiego, mogącego się kusić o czołowe miejsce w ogólnopolskiej konkurencji tej postaci. Najsłabszą - rola Karhana syna, zagrana bez wyrazu, pomniejszona do wymiaru prawie epizodu.

Klasą roboty teatralnej i rezultatem artystycznym na pierwsze miejsce wysuwa się "Fedra". Jej twórca nie wyobrażał sobie drugiej sztuki "w której by cnota postawiona była tak wysoko". Dla nas żarliwość moralna utworu straciła wiele ze swej temperatury, skłonni raczej jesteśmy widzieć go w kategoriach mitu czy klechdy. W inscenizacji Horzycy była to tragedia Racina widziana oczami intelektualisty, co zaznaczyło się w koncepcji dekoratorskiej (Kosiński), wiernej elementom architektury antyku, ale komponującej je z całą świadomością dystansu plastycznego. Podobnie rola Fedry: Eichlerówna nie poszła na historyczną stylowość postaci, klasycystycznej, jej postać Fedry zbudowana została na dwudziestowiecznej wiedzy o podświadomości i patologii człowieka. Wierność autorowi przejawiała się w dużej "francuskości" przedstawienia.

"Czarująca szewcowa" w inscenizacji Horzycy stała się pogodną, pełną lekkości i wdzięku balladą ludową. Piękno poezji Lorki zostało wydobyte wszystkimi środkami teatralnymi w tym znakomitym - w ramach przyjętej koncepcji - spektaklu.

Trzecim najwybitniejszym osiągnięciem Poznania jest "Profesja pani Warren" w reżyserij Horzycy- jedno z najlepszych wystawień Shawa po wojnie, znacznie bliższe stylowi autora i ostrzejsze intelektualnie od krakowskiego "Żołnierza i bohatera" czy "Pygmaliona". Słuchając wszystkich - wnikiwie w przedstawieniu wypunktowanych sztychów Irlandczyka, wymierzonych, w społeczeństwo kapitalistyczne nie chce się wierzyć, że był on ulubionym autorem publiczności właśnie mieszczańskiej. Tak sprawdza się stara prawda o znikomej roli paradoksu jako broni rewolucyjnej.

Przedstawienie ,,W pewnym mieście" Sofronowa w reżyserii Stefana Drewicza omawiane było wielokrotnie w czasie Festiwalu Sztuk Radzieckich. Zostało wznowione w nieco zmienionej obsadzie.

Inscenizacja "Niemców" poszła po słusznej i nieogranej na naszych scenach linii uwypuklenia sensu epilogu, który jest tutaj najważniejszą sceną (najlepszą również dekoracyjnie) i kulminacyjnym momentem kreacji Karbowskiego. Natomiast w szczegółach reżyseria Tadeusza Muskata jest mniej staranna, czasami bałamutna (co zaznaczyło się w paru sytuacjach Willego). Nieoczekiwanym, zgrzytem jest niedopuszczalne połączenie dwu zupełnie różnych postaci w jedną: oficera Wehrmachtu z obrazu francuskiego i Benneckego z epilogu, Prof. Sonnebrucha zagrał Józef Karbowski według własnej koncepcji. Jego olimpijskość jest całkowicie zewnętrzna, od początku trawi go bakcyl niepokoju i zwątpienie w słuszność swojej postawy. Rozmowa z Petersem jest sugestywnie pokazanym załamaniem wiary profesora - stąd logiczne przejście do wielkiej sceny z Willim w epilogu.

Scena poznańska ma bardzo interesujących aktorów zarówno ze starszego, jak średniego i najmłodszego pokolenia. Jest to zresztą raczej teatr indywidualności aktorskich, niż zespołu. Omówiliśmy już wielkie kreacje Eichlerówny i Karbowskiego - występujących, gościnnie. Była też mową o Kordowskim - Karhanie. Należy wspomnieć przynajmniej o Młodziejowskiej-Szczurkiewiczowej (pani Soerensen w "Niemcach"), Kazimierzu Wichniarzu (Pietrow "W pewnym mieście), Janinie Jabłonowskiej i Apolinarym Possarcie (pani Warren i Preed w "Profesji pani Warren"), Irenie Maślińskiej ("Czarująca szewcowa"). Wreszcie Zygmunt Zintel, którego po dwu rolach (Clerk w "Faryzeuszach i grzeszniku" i Caramanchel w "Zielonym gilu") nie zawahamy się nazwać najzdolniejszym komikiem młodego pokolenia. Chociaż jest to aktor, którego oryginalna "vis comica" przełamuje rolę, stwarza raczej własną improwizację, niż wcielenie postaci autora.'

Teatry poznańskie nie miały dotąd zbytniego szczęścia do prasy, chociaż pracują intensywnie, jak mało innych. Dość powiedzieć, że na cztery sceny (a czasem i piątą) mają nie wiele ponad 60-osobowy zespół aktorski. Dodajmy, że w tym stanie, rzeczy na Festiwal Sztuk Radzieckich zdołały teatry te wystawić rekordową ilość sześciu utworów w pięciu spektaklach.

Teatr poznański, który ma siedemdziesięciopięcioletnią tradycję właśnie w tym roku będzie obchodził swój jubileusz. Niech zapiszą, kronikarze, że w roku 1950 scena nad Wartą godnie sekundowała olbrzymiemu wysiłkowi Targów Poznańskich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji