Artykuły

Jarzyna delikatny i wierny

"T.E.O.R.E.M.A.T" w reż. Grzegorza Jarzyny w TR Warszawa. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Wiadomości o artystycznej śmierci TR Warszawa i wypaleniu się Grzegorza Jarzyny okazały się przesadzone. Twórca "mody na teatr" powraca ze spektaklem "T.E.O.R.E.M.A.T." - wizyjnym, może zbyt delikatnym, ale dającym nadzieję na przyszłość.

"T.E.O.R.E.M.A.T." Grzegorza Jarzyny to spektakl szczegółów, półcieni i ledwo zauważalnych zmian tonu, gdzie najmocniejszymi środkami scenicznymi bywa smuga światła czy dym z papierosa. Jeśli przypomnieć sobie ostatnie spektakle dyrektora TR Warszawa, trudno uwierzyć w tę przemianę. "2007: Mackbeth" (TR, 2005) był pokazem efektów specjalnych i zabawek wojennych dla chłopców. "Cosi fan tutte" (Teatr Wielki, Poznań, 2005) - zwycięstwem Boney M nad Mozartem. "Giovanni" (TR, 2006) - telenowelą ze sfer mafijnych, a "mede:a" (Burgtheater, Wiedeń, 2006, gościnnie na festiwalu Dialog-Wrocław) - pokazem kobiecej histerii w dekoracjach z pleksi.

Spektakl według filmu Piera Paola Pasoliniego i opera "Gracz" Sergiusza Prokofiewa (opera w Lyonie, styczeń 2009) przerywają ten ciąg grubo ciosanych fantazji. O "Graczu" lokalni krytycy i korespondenci pisali: "wnikliwie reżyserowany", "bez szokujących pomysłów", "eksponujący muzykę, nie reżyserskie ego". Z podobną delikatnością i wiernością Jarzyna potraktował film włoskiego skandalisty z 1968 roku. Stworzył przedstawienie-wizję dającą się sprowadzić do formuły: "piękne ciała sunące przez światło (Jacqueline Sobiszewski) i gęstą, ambientowo-operową muzykę (Jacek Grudzień, Piotr Domiński)".

Dzieło Pasoliniego pozwala na taką interpretację. W paraboli o tajemniczym młodzieńcu (Sebastian Pawlak), który przybywa do podmiejskiej willi przemysłowca konserwatysty Paola (Jan Englert) dialogi są marginalne. Cały dramatyzm wypływa z ciał i spojrzeń. To one rozbijają sztuczny, patriarchalny ład domu fabrykanta, każąc kolejnym członkom rodziny wchodzić w relacje erotyczne z pięknym i groźnym gościem. Jarzyna pokazał domowników Paola jako samotne istoty cierpiące z powodu braku kontaktu - szczególnie kontaktu wzrokowego.

Uderza to już w jednej z pierwszych scen "z życia mieszkańców willi". Ojciec zatopiony w papierach, matka Lucia (Danuta Stenka) zahipnotyzowana własnym odbiciem w lustrze, dzieci Odetta (Katarzyna Warnke) i Pietro (Jan Dravnel) czeszą się wpatrzone w okna, jakby dokonywały rytuału. Pokojówka Emilia (Jadwiga Jankowska-Cieślak) przemyka przez stylizowane na lata 60. wnętrze z jasnego drewna niczym duch. Nikt tu nikogo nie dostrzega, choć dzieci nie ustają w próbach, by zwrócić na siebie uwagę ojca - demonstrując swoje zdjęcia czy wypracowania.

Gdy w willi pojawia się gość, pierwszym oczekiwaniem każdego z domowników jest: "Spójrz na mnie". Zobacz, jak rozbijam się o ścianę, jak przymierzam buty, zauważ mojego chłopięcego członka. Bądź moim widzem. Seks jest konsekwencją tego wołania o "wzrok, który pożąda". Erotyzm wszechobecny, ale delikatnie zarysowany nie zmienia spektaklu w katalog "pozycji". To raczej studium uwodzenia, w którym przełomową rolę może odegrać wypełniony dymem kieliszek, fragment książki, sposób rozpinania spodni.

Jarzyna ma już na koncie przedstawienie na podstawie filmu o rodzinnym dramacie. "Uroczystość (Festen)" (2001, wg Vinterberga i Rukova) była intensywna, ostra, bolesna, na zimno rozprawiająca się z tematem traumy kazirodztwa. Najnowszy spektakl jednocześnie uwodzi nastrojem i razi monotonią. Ociera się o eskapizm i megalomańskie zakochanie we własnych wizjach. Jest być może jedną z piękniejszych etiud o głodzie miłości, ale nie wydarzeniem, które mogłoby stać się mitem założycielskim dla nowego pokolenia fanów. Ma klimat "tamtego Jarzyny", ale nie ma jego siły. Wydaje się "przejściowy".

"T.E.O.R.E.M.A.T" był jedną z najbardziej wyczekiwanych premier tego sezonu. Stawką był mit. Mit Teatru Rozmaitości (starego Rozmaitości, nie TR Warszawa), który po ostatnich sezonach (a zwłaszcza po "Szewca u bram" Jana Klaty i Sławomira Sierakowskiego) został oficjalnie pogrzebany przez część krytyków. Pogrzebany razem z Grzegorzem Jarzyną, o którym mówiło się "wypalony", "przereklamowany" czy "mądry czterdziestoletni".

Gdy w 1998 roku trzydziestoletni Jarzyna po trzech rewelacyjnych spektaklach ("Bzik tropikalny", "Iwona, księżniczka Burgunda", "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie") obejmował dyrekcję sceny na Marszałkowskiej, nie było wątpliwości, że dokonuje się przełom. Gdy zrealizował "Magnetyzm serc", a do współpracy zaprosił Krzysztofa Warlikowskiego, można już było mówić o nowym zjawisku kulturowym. Teatr stał się nagle modny, pokoleniowy, kultowy, żywy, ważny. Stopniowo urósł do rangi podstawowego polskiego produktu eksportowego w dziedzinie sztuki. Odciągnął publiczność kina alternatywnego, a reżyserzy i aktorzy znaleźli się w centrum uwagi nie tylko pism branżowych, ale nawet mediów plotkarskich.

Po serii sukcesów nadeszła jednak czarna seria średnio udanych projektów (Teren Warszawa, TR/PL) i przedstawień samego Jarzyny, a prasa huczała o konfliktach w zespole. Wiele zapowiadanych premier nie zostało zrealizowanych. Ostatnim entuzjastycznie przyjętym wydarzeniem było "Ragazzo dell'Europa" René Pollescha. TR zamieniał się w salę spotkań, wykładów, projekcji filmowych.

Powrotu do starych Rozmaitości na pewno nie ma. Warlikowskiemu miasto buduje Nowy Teatr w byłych zakładach MPO. Jarzyna ma dostać scenę w projektowanym Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Pokolenie dawnych zbuntowanych licealistów zakochanych w "Bziku tropikalnym" czy "Oczyszczonych" dorosło i często samo zarządza instytucjami kultury. Być może nie oczekuje już szoku. Ale nadal szuka pewnie miłości i "wzroku, który pożąda". "T.E.O.R.E.M.A.T" pokazuje, że mają szansę na odnalezienie się w nowym teatrze Jarzyny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji