Artykuły

W dół teatralnym wzgórzem

"Samsara Disco" w reż. Agnieszki Olsten w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Samsara disco" Agnieszki Olsten to kolejny spektakl ukazujący tęsknotę młodych twórców za teatrem intensywnych emocji, przeżywania, estetyzmu, sztuki dla sztuki. Czy po kilku sezonach teatru politycznego będziemy znów "krwawić duszą" i "pięknie się nudzić"?

Zespół Lombard, buddyzm, rosyjska dusza. Spektakl na podstawie czechowowskiego "Iwanowa" i "Życia owadów" Wiktora Pielewina (prozaika, eseisty, kontrowersyjnego prześmiewcy postsowieckiej Rosji) łączy najodleglejsze sfery i klimaty i znajduje dla nich wspólny mianownik. I to jaki! Staroświecki Weltschmertz, kiczowaty i sentymentalny ból istnienia. Nie ryk, nie desperację i psychozę, którą lubili wydobywać m.in. Sarah Kane. Małe, codzienne swędzenie, uporczywą bolesność, co to nie zabija, ale zamienia życie w koszmar.

Bohaterowie Czechowa i Pielewina nie mają już sił przeżywać, cierpieć, szarpać się, histeryzować. Iwanow (Michał Majnicz) nie potrafi znaleźć w sobie ani miłości, ani współczucia dla umierającej żony Anny (Katarzyna Strączek). Nie potrafi nawet wzbudzić w sobie wyrzutów sumienia za to, że zdradza ją z córką bogatych sąsiadów Saszą (Dagmara Mrowiec). Dima (Marcin Czarnik) i Mitia (Mirosław Haniszewski) z tekstu Pielewina w serii pseudofilozoficznych, pijackich dialogów bezskutecznie próbują wzbudzić w sobie złość na jałowość swoich egzystencjalnych dramatów.

Wyprani, obojętni falują w górę i w dół po drewnianym wzgórzu stanowiącym jedyny element scenografii. W rytm "Gołębiego puchu" zespołu Lombard grupują się i rozbiegają jak ptaki szukające w bezbarwnym powietrzu cieplejszych prądów. Kobiety na obcasach z trudem wspinają się po zboczach, mężczyźni ześlizgują się z dziecięcą odwagą i beztroską. Z tej połamanej równi pochyłej nie spada się od razu. Jednak powolnego osuwania się nie sposób uniknąć.

Olsten wykorzystała motyw samsary, buddyjskiego kołowrotu narodzin i śmierci, z którego wyzwolenie przynosi jedynie nirwana. Samsara to wszystko, co trzyma nas przy ziemi, ogranicza, zniewala, angażuje, odwraca uwagę od tego, co istotne. Bolesne stany umysłu zamiast wielkiego wygaśnięcia. Uziemienie zamiast odlotu. W górę i w dół. "Każda noc przynosi znów/Bezsensowny ból/Ołów - nie/Gołębi puch" - śpiewa Małgorzata Ostrowska.

W tym tropieniu wygaśnięć i wzlotów emocjonalnych na dalszy plan schodzą względy fabularne czy tło społeczne tekstów (np. żydowskie pochodzenie Anny). Nerw spektaklu tworzą sceny wyczerpującego kotłowania się, osaczania, tłoczenia, zderzania. Annę, która w potarganej peruce przychodzi upomnieć się u męża o uwagę, pozostali mężczyźni okrążają wielokrotnie i złowieszczo niczym zwierzynę. Wieczorek u rodziców Szaszy Lebiediewów zmienia się straceńczą zabawę: "pompujemy balony metodą lędźwie damskie - pompka - lędźwie męskie". Absurdalnie kolorowe, przeestetyzowane kostiumy zmieniają ich w zgraję dandysów z jakichś modernistycznych bohomazów. Modernistyczna fascynacja Wschodem i tęsknota do nirwany spotyka się więc z poczuciem schyłkowości, wypalenia, a także pomysłem sztuki dla sztuki czy raczej sztuki dla jednostek szczególnie wrażliwych.

O ile u Jerzego Grzegorzewskiego taki klimat był znakiem firmowym, u Lupy zabłysnął na chwilę w "Zaratustrze", Olster u Jerzego Jareckiego ("Miłość na Krymie") był bezlitośnie wyśmiewany, w generacji Olsten powraca coraz konsekwentniej. Paweł Passini zrealizował właśnie w krakowskiej Łaźni Nowej "Wszystkie rodzaje śmierci" wg "Siddharthy" Hermana Hessego, o podroży wyjałowionego człowieka Zachodu w poszukiwaniu zagadki życia. Olsten nieuchwytność tej tajemnicy analizowała w "Linczu" (poprzedniej, głośnej produkcji we wrocławskim Polskim).

Rzeźbienie w pianie dekadencji bywa jednak zajęciem niewdzięcznym. "Samsara disco" podobnie jak ustawieni na równi pochyłej aktorzy nieuchronnie ciąży w dół. Zamiast napięć i nudy magicznej, egzystencjalnej oferuje nudę trywialną, monotonię konkretną, znaną, codzienną. Rozbijają je czasem sceny z Tomaszem Wygodą, który (będąc tancerzem, nie aktorem) rozbija powagę, wnosi element autoironii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji