Artykuły

Pochwała przyzwoitości

To były piękne czasy zaludnione brzydkimi ludźmi - T. Konwicki

Z okazji 70-lecia stołecznego teatru Ateneum Krzysztof Zaleski, reżyser i zarazem autor scenariusza, przygotował spektakl "Tak daleko, tak blisko" wg prozy Tadeusza Konwickiego. Niestety, nie byłem na premierze (12 grudnia 1998), bo uległem wirusowi grypy. Przedstawienie obejrzałem w deszczowy, styczniowy piątek. Miałbym wyrzuty sumienia, gdybym nie zobaczył na scenie Daniela Wyczesanego, młodego aktora, ucznia prof. Anny Seniuk w Akademii Teatralnej im. A. Zelwerowicza w Warszawie. Wyczesany pochodzi z Lubartowa, tu ukończył szkołę średnią i dał się poznać jako utalentowany aktorsko licealista. Debiutował w Teatrze Szwedzka 2/4 w sztuce "Jowisz i zwierzęta".

Z prozą Tadeusza Konwickiego zetknąłem się w końcu lat 70., gdy zaczęły funkcjonować niezależne wydawnictwa. "Kompleks polski" (1977) zakupiłem w iście konspiracyjnych okolicznościach. I to była moja pierwsza lektura autorstwa Konwickiego. Dopiero później zapoznałem się z jego innymi książkami, włącznie z tymi, które opublikował w czasach socrealizmu. Lecz nawet te pozycje: "Władza" (1954) czy "Godzina smutku" (1954) wydały mi się przyzwoite. Ten pisarz zawsze wydawał mi się przyzwoitym człowiekiem. I to stwierdzenie do dnia dzisiejszego nie straciło nic ze swej moralnej wartości. Autor "Kroniki wypadków miłosnych" (1974) w mojej prywatnej historii literatury zajmuje miejsce najlepsze, zaraz obok twórczości Jacka Bocheńskiego, Pawła Hertza, Zygmunta Kubiaka i Juliusza Żuławskiego.

Nie można zerwać z przeszłością. Im dłużej człowiek żyje, tym mocniej odczuwa obecność umarłych. Oczywisty staje się dramat nas wszystkich. Nie ma granicy między życiem i śmiercią. Jest granica między człowiekiem przyzwoitym a łajdakiem. Ten problem, jak również problem przewartościowań wojennych i kolejnych "zakrętów politycznych" w czasie PRL, wreszcie osobliwego ciągu następujących po sobie kompromitacji władzy i elit społecznych, jest obecny w twórczości Konwickiego. Okazuje się bowiem, że życie ludzkie tu i teraz, jak również w minionym 50-leciu wcale nie było takie drogie. Bezsensownych śmierci było multum. Kłamstwa jeszcze więcej. Wysoka jedynie była cena za życie przyzwoite. Być przyzwoitym to sztuka prawie karkołomna, gdy historia skazuje nas na diaboliczne wybory, gdy wokół "zeszmacenie polityczne", zdrady małe i wielkie, gdy tak zwani przyjaciele okazują się świniami, gdy kwitnie bezinteresowne i interesowne donosicielstwo, gdy wreszcie całe pokolenie cierpi na brak pamięci, ma problemy z własnymi biografiami i historią kraju.

Konwicki w swojej twórczości prozatorskiej "utrwalił przemijające". Pokazał świat bez retuszu, świat w którym zwycięstwo należy do kiczu. Właśnie to autor filmowej "Lawy" uzmysłowił nam, że jest w stanie żerować nawet na rzeczach tragicznych. Przewidział jego renesans i to nie tylko w literaturze, lecz nade wszystko w polityce. Konwicki doczekał spełnienia tej przepowiedni. Możemy więc razem z nim doświadczać potęgi kiczu i jego degenerującego wpływu na stan naszych umysłów.

Wypada nam cenić prozę Tadeusza Konwickiego dla jeszcze jednej zalety. Jest nią pamięć. Pamięć ocalająca światy, pejzaże, ludzi, zdarzenia, miłości... Pamięta, choć - jak przyznał w rozmowie z Elżbietą Sawicką - nie miał dobrej pamięci. "No więc, kiepsko jest z moją pamięcią. I to jest groźne, kiedy nie pamiętam rzeczy złych, które zrobiłem w życiu, ale też stwarza niespodzianki - nagle dowiaduję się od ludzi, że się kiedyś zachowywałem przyzwoicie" - (Rzeczpospolita, Plus-Minus 1998, nr 52).

SPEKTAKL "Tak daleko, tak blisko" w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego jest dla mnie taką pochwałą przyzwoitości. Gustaw Holoubek - alter ego autora - kreuje w nim postać mężczyzny, który ocalił własną godność, a tym samym udowodnił, że jest to w ogóle możliwe. I choćby postawa klerka nie była zawsze możliwa, to jednak możliwa jest przyzwoitość. Przyznaję, że przedstawienie wg prozy Konwickiego nie jest łatwe. Jego kolażowa konstrukcja może niektórych zniechęcić. Dla mnie zaletą jest owa "miazgowatość". To mi przypomina czasy, gdy czytałem "Miazgę" Jerzego Andrzejewskiego, pierwsze, jeszcze powielaczowe wydanie tego dzieła. Wreszcie czasy, kiedy żyła wielka aktorka Halina Mikołajska.

I jeszcze jedno: Kapitalnie współtworzy klimat przedstawienia muzyka Zygmunta Koniecznego. To bardzo mocna strona tej inscenizacji. Nie mówiąc już o wybitnym aktorstwie Gustawa Holoubka, Krystyny Tkacz, Piotra Fronczewskiego, Jana i Mariana Kociniaków, Dominiki Ostałowskiej, zaś z najmłodszych - Daniela Wyczesanego, Bartłomieja Bobrowskiego i Witolda Wielińskiego.

KONWICKI pisał w "Kronice wypadków miłosnych": "Wtedy gardzono młodością. Jeszcze nikt jej nie upiększał, nie uwznioślał, nie przedłużał aż do śmierci. Jeszcze nikt nie nauczył młodości agresji, drapieżnej supremacji, totalitarnego parcia. Jeszcze młodość nie wiedziała, że jest osobną kategorią biologiczną, że jest oddzielną formacją społeczną, że jest szczególnym uprzywilejowanym państwem w państwie powszechnego istnienia".

Dzisiaj tę edukację młodzi mają już poza sobą, również ci "świeżo upieczeni" absolwenci Akademii Teatralnej, którzy dopiero muszą wypracować sobie pozycję w polskim teatrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji