Artykuły

"Kupiec wenecki" W. Szekspira

Rzadko wystawiana na naszych scenach, a po wojnie na Śląsku w ogóle nie grana sławna komedia szekspirowska o żydowskim lichwiarzu z Wenecji, który domagał się od swego dłużnika - w myśl zresztą legalnie zawartego kontraktu - funta mięsa z jego ciała, została ostatnio zademonstrowana na deskach bielsko-bialskiego Teatru Polskiego.

Oczywiście najbardziej dramatycznym i rozsławionym motywem w "Kupcu weneckim" jest owa historia z Shylockiem a raczej spolszczonym Szajlokiem - w myśl zresztą zasady nomenklatury fonetycznej przyjętej w naszych przekładach z Szekspira, a także i z innych klasyków. W rzeczywistości jednak ta historia jest u Szekspira motywem raczej ubocznym, gdyż głównym - są sprawy miłosne, i to dotyczące aż trzech par (Porcja - Bassanio, Jessyka - Lorenzo i Neryssa - Gracjano) oraz związanych z powyższym; romansami różnych perypetii. Postać jednak Szajloka i jego motyw z funtem mięsa ludzkiego przesłoniły z biegiem lat - i to jak się zdaje bez woli czcigodnego autora - tamte miłosne wątki i to nawet do tego stopnia, iż sam tytuł komedii "The Merchant of Venice" zwykło się odnosić do samego Szajloka, jako do tegoż "kupca weneckiego". Tymczasem owym faktycznym bohaterem tytułowym jest... Antonio, gdyż on jest prawdziwym kupcem, wysyłającym swe statki na rozmaite morza, podczas gdy Szajlok jako lichwiarz jest tylko rodzajem renesansowego bankiera.

Nawiasem wypada tu dodać, że o ile w średniowieczu w społecznościach chrześcijańskich pożyczanie pieniędzy na procent było przez kościół oficjalnie potępiane - trudnili się dlatego takim pożyczaniem tylko Żydzi - to już w dobie renesansowej, wraz z powszechnym rozwojem handlu tego rodzaju zakazami w chrześcijańskim świecie kupiecko - bankierskim mało kio się przejmował. Wyjątek, i to jak Szekspir podkreśla, chlubny stanowi właśnie Antonio, który udziela pożyczek bezprocentowych, a co jest jednym z powodów żywionej doń nienawiści ze strony Szajloka, dla którego tego rodzaju proceder stanowi po prostu "brudną" konkurencję.

Ale jakkolwiek Antonio jest pod tym względem uosobieniem swoistej szlachetności - niewątpliwie nie będącej udziałem innych weneckich kupców, czy bankierów (rzecz jasna "weneckich" w szekspirowskim schemacie, gdyż ta jego Wenecja, podobnie jak wiele innych miast i krajów zacnego Mistrza ze Stratfordu, stanowi tylko pojęcie umowne - to z drugiej strony nie jest postacią zbyt wzorową. Szajlokiem Antonio przecież demonstracyjnie pogardza i publicznie go opluwa mimo, że od niego pożycza w końcu pieniądze, przeznaczone zresztą dla Bassania, by ten bogatymi darami mógł olśnić bardzo posażną Porcję i z nią się ożenić, co by go uratowało tak od tego długu, jak zapewne i od wszystkich innych poprzednich pożyczek, Bassanio jest więc, biorąc rzecz bez obsłonek, typem hochsztaplera, czy matrymonialnego oszusta, zaś znowu inny przedstawiciel grona anty-szajlokowego, Lorenzo, który nie tylko wykrada córkę Szajloka Jessykę, ale również jego klejnoty i pieniądze, jest po prostu zwyczajnym łobuzem. Tyle, że tak Bassanio jak i Lorenzo, są upozowani na sympatycznych zakochanych, którym się w końcu wszystko wybacza.

Światek więc chrześcijański, z którym przychodzi potykać się Szajlokowi, nie należy do jakiegoś specjalnie szlachetnego gatunku, a on sam choć, jest niesamowitym lichwiarzem, domagającym się zapłaty okrutnego procentu od długu, ma dość powodów do nienawidzenia swych przeciwników procesowych. Ale na pochwałę Szekspira trzeba przyznać, że dość równomiernie porozdzielał blaski i cienie po swoich bohaterach, a to co mówi Szajlok w swojej tyradzie sądowej na temat równości wszystkich ludzi oraz tego, że chrześcijanie nie są wcale lepsi od Żydów i postępują nieraz znacznie gorzej od tych ostatnich - jest jednym z dowodów, iż "Kupiec wenecki" nie ma wcale charakteru antysemickiego, a który to charakter nieraz próbowano tej sztuce imputować. Jest to bowiem przede wszystkim sztuka o miłości i jej różnych aspektach, zaś jej moralitet nie zajmuje się wcale uogólnianiem konfliktu chrześcijańsko-żydowskiego, lecz został wymierzony przeciwko nienawiści i chciwości (a także i skąpstwu), równocześnie zaś opowiadając się za wzajemną tolerancją, a przede wszystkim za - miłosierdziem, czyli za cnotą, której wszystkim antagonistom jednakowo... brakuje.

Przedstawienie "Kupca weneckiego" było dla Teatru Polskiego przedsięwzięciem trudnym, ale równocześnie bardzo ambitnym i w rezultacie zostało ukoronowane należytym sukcesem. Wprawdzie tekst komedii został dość sporo okrojony (pełny pięcioaktowy spektakl musiałby trwać chyba ze cztery godziny), zaś jej inscenizacja w myśl przysłowia o krawcu i materii, nie rzucała się z motyką na słońce i wobec powyższego zrezygnowała z wystawy oszałamiającego przepychu, tłumów statystów oraz różnego innego bogactwa dekoracyjno-rekwizytowego, ale wzamian za to reżyseria Józefa Pary postarała się o przedstawienie z jednej strony bardzo zwarte, zaś z drugiej bardziej liryczne, niż epickie, z głównym właśnie położeniem nacisku na poetycko-romansową stronę utworu. Ale rzecz jasna motyw szajlokowski został też należycie uwypuklony, a słynna scena w sądzie uzyskała w odpowiednim stopniu swój dramatyczny, a zarazem zaskakujący akcent.

Jeśli chodzi o postać Szajloka, to kreował ją z dużym umiarem Michał Leśniak (którego powrót na scenę bielską należy powitać z uznaniem), wystrzegając się jakiegoś zbytniego podkreślania, żydowskości sławnego lichwiarza, a równocześnie ukazując nie tylko szajlokowską nienawiść i krwiożerczość, lecz również i jego cierpienie i rozpacz. W roli Porcji wystąpiła gościnnie przybyła z Warszawy (dokąd przeniosła się parę dobrych lat temu z Katowic) - Jolanta Szajna, wydobywając w całej okazałości z tej postaci, jej wdzięk, dowcip i spryt wraz z odpowiednia dozą kobiecej przekorności. Jej partnerem czyli Bassaniem był Józef Para, umiejętnie cieniujący ów bassaniowski konglomerat miłości oraz... łowiectwa posagowego, zaś nieszczęsnym (gdyby nie interwencja adwokata Porcji) Antoniem - Michał Adamczewski. Poza tym należy wymienić Małgorzatę Kozłowską w roli Neryssy, Anicetę Raczek w roli "wyrodnej" córki Szajloka Jessyki, oraz ich amantów czyli Andrzeja Kałużę (Lorenzo) i Adama Kopciuszewskiego (Gracjano). Sporo humoru wnosili poza tym Bronisław Nycz jako Lancelot Gobbo, Mieczysław Dembowski jako jego ojciec oraz Stanisław Kosmalewski jako komiczny Książę Aragoński, zaś dostojność Doży Weneckiego oraz "orientalizm" Księcia Marokańskiego reprezentowali z powodzeniem Mieczysław Tarnowski i Zbigniew Kornecki. Scenografia Andrzeja Cybulskiego, muzyka Zenona Kowalewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji