Artykuły

Tragiczne dzieje doktora Fausta

JERZY S. SITO rozpoczął przekłady z dramatycznej literatury elżbietańskiej nie od Szekspira, lecz od "Edwarda II" Marlowe'a, najwybitniejszego - czy też może jedynego wybitnego - dzieła Marlowe'a, któremu różnych okresach przypisywali wręcz całą twórczość Szekspira, rzekomo tylko ją firmującego. Sprawa została definitywnie i chyba raz na zawsze wyjaśniona i przesądzona w r. 1957, kiedy to w wyniku usilnych starań głosiciela tej hipotezy Calvina Hoffmana otwarto grobowiec sir Francisa Walsinghama, sekretarza tajnej Rady Królewskiej i przyjaciela Marlowe'a, kryjący rzekomo rękopisy 30 dramatów Marlowe'a, ogłoszonych w 1623 r. jako utwory Szekspira, gdy Marlowe, tajny agent królewski, musiał rzekomo zbiec z kraju. Ale grobowiec był pusty.

Był pusty jak jego "Tragiczne dzieje doktora Fausta", które w spolszczeniu Jerzego S. Sito wystawił obecnie warszawski Teatr "Ateneum". Po genialnym wręcz "Edwardzie II" sprzed ponad dziesięciu laty ten "Faust" rozczarowuje. Jest to naiwnie czytankowy, natrętnie dydaktyczny, jasełkowy moralitet napisany a chyba i zagrany w konwencji herodowej "za twe grzechy za twe zbytki idź do piekła boś ty brzydki", brak mu wielkich napięć i zdarzeń filozoficznych i moralnych.

Kiedy czytało się i oglądało "Edwarda II", można było mieć wątpliwości czy istotnie Szekspir a nie Marlowe jest autorem genialnych "kronik królewskich" lub w najlepszym razie czy "Ryszard II" nie jest jakąś Szekspirowską parafrazą z Marlowe'a "Edwarda II". Po obejrzeniu jego "Doktora Fausta" wszelkie wątpliwości ustają, mimo że przecież oba dzieła spolszczył tak znakomity poeta i tłumacz elżbietańskiej literatury jak Jerzy S. Sito.

To nie jest polska prapremiera. Przed kilku laty pokazał "Doktora Fausta" w swym Teatrze Laboratorium Jerzy Grotowski. "Faust" właśnie Marlowe'a u Grotowskiego? Marowitz wystawił w r. 1966 "Doktora Fausta" Marlowe'a we Frankfurcie n/Menem w kształcie eksperymentalnym, posiłkując się dla "uwspółcześnienia" utworu nawet filmową projekcją wybuchu bomby atomowej oraz dokonując daleko idącej adaptacji tekstu. Po premierze jeden z krytyków napisał w związku z tą próbą uwspółcześnienia: "Faust Marlowe'a jest tak do szpiku kości przesiąknięty świadomością konkretnego nieba i konkretnego piekła, że żaden chwyt nie może przeobrazić go w człowieka współczesnego". Chodzi o oczywiście o zmysłową, a nie metafizyczną sferę pojęciową.

Faust wyznaje z rozpaczą i skruchą - aż dwukrotnie: "Za dar wiedzy oddałem duszę". Przedstawienie w teatrze "Ateneum" ani kreujący czołową postać Marek Malczewski niczym tego nie uzasadniają: to nie jest Faust opętany żądza wiedzy, Faust którego rozum doprowadził do buntu przeciw Bogu, ale też nie jest to Faust, którego zwodnicze uroki władzy i ziemskich rozkoszy doprowadziły do wiecznej zguby. Faust z tego przedstawienia nie jest tragiczny, chociaż aktor przeżywa go bardzo spektakularnie. Dopiero pod koniec przedstawienia zaczyna rodzić się dramat, może tragedia: czekanie Fausta na Mefistofelesa (Roman Wilhelmi gra go w różnych tonacjach, przeważa jednak najsłuszniejsza: cienkiej ironii), które jest jakby czekaniem na Godota, a więc wieczność oczekiwania - nawet na piekło, skoro niebo jest zamknięte. Jest ten "Faust" chyba prawowiernie chrześcijański, ale jego nośność tej chrześcijańskości, zresztą w rozumieniu raczej średniowiecznym niż współczesnym, jest bardzo nikła.

I tu rozumiemy, dlaczego wbrew zastrzeżeniom cytowanego krytyka można było z powodzeniem "uwspółcześnić" tego "Fausta" elżbietańskiego dramatopisarza: u Grotowskiego nigdy nie jest najważniejszy tekst, który raczej inspiruje ekspresje ruchowe i dźwiękowe z częstym zacieraniem czy zniekształcaniem semantyki dialogu. W "Ateneum" jest właśnie "nagi tekst", reżyser zrezygnował niemal zupełnie z posiłkujących elementów scenograficznych, dopuszczając jedynie muzykę. A właśnie tekst nie wychodzi poza banalnie wyrażoną anegdotę faustowską i banalnie wyrażone podstawowe prawdy katechizmowe na temat dobra i zła, winy i kary.

Zrozumiałe, że Jerzy S. Sito i jako tłumacz literatury elżbietańskiej i jako autor pięknej i mądrej dylogii "Pasja i potępienie doktora Fausta" musiał wreszcie sięgnąć po "Fausta" Marlowe'a. Pozostańmy jednak lepiej przy Goethem i przy Jerzym S. Sito. Zasługi Marlowe'a dla teatru elżbietańskiego jak i w ogóle teatru nowożytnego są niewątpliwie olbrzymie, ale niech nam wystarczy ta świadomość z zakresu raczej historii teatru niż jego współczesnej praktyki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji