Artykuły

Jan Buchwald- wielki mistrz rozwodów

Pożegnania, rozstania, rozwody to wielka sztuka. Aby odejść w wielkim stylu, trzeba wybrać właściwy moment - tak, aby porzucony obiekt nie wpadł w depresję, ale jednak zachował trochę żalu w sercu. Trzeba stworzyć odpowiedni klimat, mieszając w starannie dobranych proporcjach nostalgię i nadzieję, że przyszłość może przynieść jeszcze wiele miłych niespodzianek. Trzeba znaleźć słowa, gesty, symbole, które lekko wzruszą, trochę rozbawią, ale przede wszystkim pozostaną na długo w pamięci.

Jan Buchwald, ustępujący dyrektor Teatru im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, który 19 czerwca żegnał się czule z kaliską publicznością, na koniec dał się poznać jako wielki mistrz rozwodów i pożegnań w dobrym stylu. Po raz pierwszy też ujawnił swoje talenty aktorskie i kabaretowe, a przede wszystkim umiejętność prowadzenia ciepłego dialogu z publicznością, no i nienaganny styl noszenia fraka i muszki.

Zgodnie z teatralną tradycją aktorzy przygotowali widowisko złożone z fragmentów spektakli, które oglądaliśmy na kaliskiej scenie z ciągu 4-letniej kadencji dyrektora Buchwalda, mieszając przy tym style, konwencje, kostiumy itp. - z całkiem niezłym efektem komicznym. Jeszcze zabawniej wypadły chyba próby inscenizacji co bardziej kwiecistych i dosadnych sformułowań z recenzji kaliskich krytyków teatralnych, którym - jak można sądzić - w ten sposób wszelkie winy zostały odpuszczone.

Tym razem więc całkiem dosłownie padł na scenie "Korowód", a Monika Szalaty i Agnieszka Dzięcielska grały poniżej swych możliwości, czyli czołgając się po podłodze. Na koniec dyrektor B. złożył oficjalną deklarację, że nie jest antyfeministą, co zostało owacyjnie przyjęte przez ładniejszą część widowni, a znalazło się wśród niej tego wieczora sporo uroczych dziewczątek i pięknych pań. Jednak nawet najbardziej oryginalnych recenzentów przelicytowali wielbiciele talentów Jana B. w swych odach pożegnalnych i adresach dziękczynnych. Czego tam nie było? Zwykłymi słowami opisać się tego nie da! Na wyróżnienie zasługuje jednak na pewno autor, które dyrektorskie zmagania określił jako oscylowanie między Scyllą artystycznych natchnień a Charybdą... budżetu. Odchodzącego dyrektora żegnali wylewnie przedstawiciele władz (w tej kwestii nawet ostrowianie i kaliszanie mieli dość zgodne poglądy) oraz publiczności, a także aktorzy na czele z pierwszą gwiazdą kaliskiej sceny, panią Kają Starzycką-Kubalską wraz z wszystkimi jej psami i kotami.

Ponieważ świętojańska noc stała za progiem, po scenicznych atrakcjach przodujące dziewice kaliskie udały się nad brzegi Prosny, aby rzucić w jej fale swoje wianki. I oto zdarzyła się rzecz wielce osobliwa: wianki miast popłynąć z prądem, zawirowały przy teatralnych schodach i wolniutko ruszyły w górę rzeki. Publiczność uznała to natychmiast za stuprocentowy dowód, iż rozstanie Jana Buchwalda z Kaliszem nie jest ostateczne. Wobec powyższego wszyscy radośnie udali się do gmachu teatru, gdzie oddali się rozmaitym hulankom i swawolom.

Dorzucając i nasz wianuszek, życzymy Panu Janowi wysokich lotów nad tajemniczym miejscem, do którego się udaje i wielu jeszcze równie miłych powrotów nad Prosnę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji