Artykuły

Stolica?

Czy jesteśmy skazani na stęchliznę i parafiańszczyznę? - pyta w felietonie pisanym specjalnie dla e-teatru Paweł Sztarbowski

Zachowam się teraz jak mój historyk z liceum. Ogłoszę quiz. Zadam mianowicie podchwytliwe pytanie i będę czekał na odpowiedź. Na zwycięzców czekają wspaniałe nagrody. Takie quizy odbywały się na zajęciach historii kilka razy w tygodniu. I najgorsze było to, że nigdy nie było wiadomo, co będzie nagrodą za poprawną odpowiedź. A czasem zdarzały się też kary za brak odpowiedzi. Zasad nigdy nie ustalono, dlatego ja też nie zdradzę, co zyskają szczęśliwcy, którzy odpowiedzą na pytanie, kto w 1996 roku mógł wypowiedzieć słowa następujące: "Warszawa w obszarze kultury utraciła naturalne potrzeby stolicy, przejawiające się chociażby pogonią za współczesną cywilizacją, za nowoczesnością, czy chęcią dorównania w wielu obszarach najbardziej wyeksponowanym stolicom europejskim. () Potrzeby te objawiają się obecnie w Warszawie tylko swoją zewnętrznością, naśladownictwem". Dla podpowiedzi dodam, że są to słowa długoletniego, dwukrotnego dyrektora teatrów warszawskich, słynącego z zaciekłego konserwatyzmu, obrońcy teatru słowa, który w latach 70. prowadził głośny wtedy na całą Europę Teatr Dramatyczny, a po śmierci Janusza Warmińskiego przejął dyrekcję podupadającego Teatru Ateneum, które z upadku nie podniosło się aż po dziś dzień.

Po co piszę te słowa, na które trafiłem przypadkowo pisząc tekst do "Notatnika Teatralnego" poświęconego w całości Gustawowi Holoubkowi? Wszak zaczerniłem już sporo papieru na temat miernoty większości warszawskich teatrów. Swego czasu z grupą znajomych studentów zapaliłem nawet kilka setek zniczy, by okazać swoje zdanie na ten temat. Czemu więc wracać do tego tematu po raz kolejny? Przecież trup jest trupem. Wie to każdy, o choć trochę rozbudzonym guście artystycznym.

Kilka tygodni temu, w weekend, odbywała się organizowana przez Instytut Teatralny konferencja międzynarodowa otwierająca Forum Dramaturgiczne. Uczestnicy z Anglii i Niemiec, z którymi wymieniałem maile, bardzo nalegali na wizytę w teatrze. Chcieli zobaczyć coś reprezentacyjnego dla polskiego teatru, bo dużo dobrego słyszeli, a nigdy nie mieli okazji widzieć. W popłochu zacząłem przeszukiwać strony. Przecież nie zabiorę wybitnych specjalistów na tandetne, lekturowe spektakle w Teatrze Polskim! Przecież nie pokażę im rutyniarskiej szmiry we Współczesnym! Na "Filozofię po góralsku" w Studio raczej też ich nie narażę! W Narodowym akurat "Opowiadania dla dzieci", w Rozmaitościach nieszczęsny spektakl na podstawie "Dwojga Rumunów mówiących po polsku", w Dramatycznym "Borys Godunow". Tylko załamać ręce! Ale jak tu powiedzieć kilkunastu uznanym gościom, że Warszawa, co prawda, jest stolicą i, co jeszcze bardziej prawda, znajduje się tu około dwudziestu repertuarowych teatrów, ale większość spektakli w granych w tych teatrach to żenada, nastawiona na komercję, podpierająca się aktorami z telenowel, którzy talentu mają zazwyczaj niewiele, a czasu na pracę jeszcze mniej. Jak powiedzieć, że mamy co prawda takich reżyserów jak Grzegorz Jarzyna i Krzysztof Warlikowski, ale ich spektakle to zakamuflowane produkcje festiwalowe, które mieszkańcy Warszawy w najlepszym przypadku oglądają raz do roku? Bo wytłumaczyć, jak to się dzieje, że warszawskie spektakle Jana Klaty, Mai Kleczewskiej, Michała Zadary czy Agnieszki Olsten zazwyczaj są dużo gorsze niż te poza stolicą, to już zupełnie nie potrafię. Po prostu nie wiem. Domyślam się jedynie, że w Warszawie po prostu nie ma czasu na mądry i artystycznie wymagający teatr. Zapewne są ciekawsze miejsca zarobkowania i bardziej efektowne sposoby wpisywania się do annałów sztuki.

Nie zmienia to faktu, że w stolicy nie dzieje się obecnie nic teatralnie wartościowego, nikt nie chce ryzykować, podejmować eksperymentów. I jedne "Fragmenty dyskursu miłosnego" w Teatrze Dramatycznym wiosny nie czynią. Zmiany na stanowiskach dyrektorskich, póki co, poza szaradą personalną, nie przyniosły żadnych efektów. Warszawa nadal jest teatralną pustynią, na której czasem wyrasta jakiś kwiatek. "Stęchlizna i parafiańszczyzna" - jak napisałby Leon Schiller. Minął już ponad rok od mianowania nowych dyrektorów i właściwie żaden z nich nie pokazał spójnej wizji prowadzonej sceny, żaden nie olśnił choćby odrobinę oryginalnym pomysłem, żaden nie zaproponował czegokolwiek istotnego. Potrafią jedynie marnie naśladować i pokazywać wyblakłe odpryski tego, co w polskim teatrze ostatnich lat najciekawsze i najbardziej ożywcze. W najlepszym przypadku zdarza się, że jak ktoś zabłyśnie na prowincji, zaprasza się go do STOLICY, na salony, do wnętrz marmurowych, gdzie bursztynowy świerzop i dzięcielina panieńskim rumieńcem...

Bo to jasne, że dziś wiele teatrów chciałoby mieć w repertuarze spektakle Warlikowskiego, Klaty, Kleczewskiej. Ale odkryć takiego Warlikowskiego czy Kleczewską, dać im szansę i sensowne warunki pracy. O! Na taki gest poważyło się niewielu. Większość dyrektorów łasych jest raczej na szybki sukces i trzęsą portkami ze strachu, jak tylko na horyzoncie pojawia się ktoś nowy, dziwny i, nie daj boże, zbyt twórczy. No cóż! Prawdziwym artystom zawsze żyło się trudniej niż zręcznym kopistom. Teatralna Warszawa prawdziwych artystów nie lubi wyjątkowo. Wyjątkiem potwierdzającym regułę jest zorganizowanie teatru dla Krzysztofa Warlikowskiego. Już dziś jednak widać, że ten wybitny artysta stał się zakładnikiem prezydent Warszawy, która z dumą trąbi na konferencjach prasowych, jak to ruchem czarodziejskiej różyczki zatrzymała go w stolicy. Niestety, ten jeden czarodziejski gest nie wystarczy, by dokonać gruntownej reformy warszawskich teatrów i nie wstydzić się za ich prowincjonalizm. Nie sprawi, by zagranicznej delegacji teatrologów można było w jeden weekend zaproponować kilkanaście propozycji i głowić się, która z nich jest lepsza.

Ano właśnie! Pewnie chcą państwo wiedzieć, gdzie w końcu poszli goście naszej konferencji? Na szczęście odbywały się pokazy "ID" w reżyserii Marcina Libera w CSW. Spektakl jest koprodukcją Teatru Współczesnego w Szczecinie i krakowskiej Łaźni Nowej. Dobrze, że jest kilka ambitnych teatrów poza Warszawą. Zawsze stwarza to szansę ich przyjazdu do stolicy na gościnne występy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji