Artykuły

Ciężkie zbrodnie popkultury

"Makbet" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Od sobotniej premiery w Opolu wrze. Wszystko za sprawą spektaklu Mai Kleczewskiej, który jest bezkompromisową dyskusją z obrazem zła w popkulturze.

Opolska prasa pisze, że spektakl Kleczewskiej epatuje "ohydą, prostactwem i wulgarną dosłownością". Na internetowym forum czytelnicy domagają się odebrania publicznej dotacji i składają donos do kuratora oświaty oraz kurii biskupiej na artystów, deprawujących młodzież. Wśród epitetów, którymi określany jest spektakl, słowo "kloaka" należy do najłagodniejszych.

Do podobnych awantur zdążyliśmy się w ostatnich sezonach przyzwyczaić, w identyczny sposób donoszono na przedstawienia Krzysztofa Warlikowskiego i Grzegorza Jarzyny według sztuk Sarah Kane, a ostatnio na "Zszywanie" Anthony'ego Neilsona w reżyserii Anny Augustynowicz. W tym przypadku donosy odniosły skutek: spektakl został ocenzurowany, a później zdjęty z afisza.

We wszystkich przypadkach spór o to, co wolno, a czego nie wolno pokazywać w teatrze, zagłuszył ważniejsze pytania. Jak przedstawić w teatrze zło, które osacza ze wszystkich stron współczesnego człowieka, atakuje go na ulicy blokowiska, w telewizyjnych transmisjach z Iraku i w kinie, w którym leci najnowszy przebój fabryki snów? Jakim językiem mówić o epidemii, której nie potrafią zatrzymać ani duszpasterze, ani wychowawcy, ani tym bardziej politycy?

Drastyczny realizm

Maja Kleczewska proponuje w swoim "Makbecie" terapię szokową. Reżyserka wyciągnęła konsekwencje z nowego przekładu Antoniego Libery, który odarł język tragedii z poezji i odsłonił konkret zbrodni. W jej inscenizacji zło jest tak realne jak krew na rękach Makbeta i jego żony. Sceny przemocy rozgrywają się nie w kulisach, ale na scenie. Widać Makbeta, który w amoku szlachtuje Duncana nożem. Widać morderców, którzy w potworny sposób gwałcą i mordują Lady Macduff, a następnie duszą jej dzieci. Widać ślady krwi na ścianie, pod którą zginął Banquo.

Drastyczny realizm, który oburza obrońców dobrego smaku, ma uzasadnienie w interpretacji sztuki. Kleczewska za pomocą "Makbeta" stawia pytanie o portret zła w popkulturze. Na ile kino i multimedia, które ze śmierci i przemocy uczyniły instrument rozrywki, wpływają na naszą tolerancję wobec zła? Zło w tym przedstawieniu nie jest dosłowną kopią rzeczywistości, ale przeciwnie - cytatem z filmowej fikcji. Nawiązania do kina akcji widać w każdej scenie. Rzecz rozgrywa się w środowisku współczesnej mafii, cały pierwszy akt tworzą klisze z filmów o gangach: Duncan jest parodią ojca chrzestnego, Banquo, Malcolm i Makbet - jego żołnierzami. W mieście toczy się walka o dominację, zwycięzcy bezwzględnie karzą przegranych. Zdrajca Tan Cawdoru czeka na egzekucję z plastikową torbą na głowie.

Kleczewska zderza realną zbrodnię z jej popkulturowym obrazem. Scenie morderstwa Duncana towarzyszy piosenka Nancy Sinatry "Bang, Bang, My Baby Shot Me Down", której w filmie "Kill Bill" użył mistrz gatunku Quentin Tarantino. Zabójcy Lady Macduff noszą groteskowe maski Myszki Mickey - to także częsty motyw w filmach akcji. Wiedźmy są w całości tworem popkultury: to drag queens, które zeszły na scenę z filmu "Priscilla, królowa pustyni". Śpiewają nawet ten sam kiczowaty hit królowej dyskotek z lat 70. Glorii Gaynor "I will survive".

Ostrze ataku Kleczewska kieruje jednak nie na twórców, ale na odbiorców popkultury. Konfrontuje nas z obrazami, które bardzo dobrze znamy z ekranu. I pyta: dlaczego to, co kręci nas w kinie i przed komputerem, odegrane w teatrze przez żywych aktorów budzi niesmak i obrzydzenie? Dlaczego stosujemy podwójny system wartości, inny dla niskiej, inny dla wysokiej kultury? Do jakiego stopnia zatraciliśmy świadomość dobra i zła?

O tym, jak celnie reżyserka uderzyła w stereotypy, świadczą obłudne reakcje na przedstawienie. Jedna z recenzentek bała się opisać scenę seksu oralnego z udziałem Makbeta, gdyż - jak wyjaśniła - "naszą gazetę czyta młodzież". Na pewno teatr obnażający nędzę popkultury zaszkodzi tej młodzieży bardziej niż krwawe filmy i gry, których tematem są morderstwa, podpalenia i porwania.

Banalni zbrodniarze

Przedstawienie Kleczewskiej czerpie z filmu, ale pozostaje dziełem teatralnym. Aktorstwo jest wybitne. Michał Majnicz świetnie wydobył z postaci Makbeta rys uległego tchórza całkowicie podporządkowanego żonie. Okrucieństwo Makbeta zbudowane jest na panicznym strachu, swoich podwładnych trzyma strachem, bo nikt tak jak on nie wie, jak skuteczny jest to instrument. Judyta Paradzińska dała Lady Makbet siłę chorej z ambicji młodej kobiety, która poruszy ziemię i niebo, aby pomóc w karierze mężowi. Oboje nie są psychopatami, ale przeciętnymi ludźmi, w trzecim akcie Lady Makbet jest w widocznej ciąży, mąż delikatnie dotyka jej brzucha i przystawia ucho, jakby nasłuchiwał płaczu dziecka.

Drugi plan jest fundamentem, na którym opiera się spektakl. Grzegorz Minkiewicz (Duncan), Przemysław Kozłowski (Banquo), Leszek Malec (Rosse), Dominik Bąk (Malcolm) i Michał Świtała (Lenox) budują piramidę strachu, która umożliwia zbrodnię. Ewa Wyszomirska, Andrzej Jakubczyk i Maciej Namysło w rolach wiedźm balansują na granicy kiczu i tragedii, której stają się mimowolnymi ofiarami.

Jedyny słaby moment to brak konsekwencji w ostatnim akcie. Przedstawienie nagle wraca do teatralnej umowności, mafiosi przebierają się w wojskowe mundury, a Makbeta zabijają osobnicy z napisem "Las Birnamski" na T-shirtach. To osłabia przesłanie inscenizacji, ale go nie unieważnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji