Przeklęta moda (fragm.)
Czas przedstawić Manuela Puiga, który trafił do Teatru "Ateneum" w Warszawie. Puig ostatnio znany jest bardziej jako autor książki "Pocałunek kobiety-pająka", która przeniesiona na ekran zrobiła szalone wrażenie na zachodniej Europie, przypomnijmy: dialogi dwóch więźniów w celi, jeden terrorysta, drugi deprawator nieletnich, który dodatkowo jest wtyczką naczelnika wiezienia. W Argentynie Puig jest pisarzem znanym, jego książki są bestsellerami, trudno się zresztą dziwić, bo jest rzeczywiście autorem oryginalnym. "Pocałunek kobiety-pająka" wydał u nas dwa lata temu PIW, "Przeklęte tango" udostępniło Wydawnictwo Literackie w swej seri iberoamerykańskiej jedenaście lat temu.
"Przeklęte tango" przeniosła na scenę Lena Szurmiej, choć słowo "przeniosła" nie jest właściwe. Z Puiga zostały w "Ateneuni" ślady: nie bardzo jasna historia chorego na gruźlicę prowincjonalnego don Juana uwikłanego w liczne romanse, oczywiście tanga, kilka wyjętych z powieści zdań, próby pokazania uciążliwości codziennych zdarzeń, wpływu kultury masowej. W całości nie bardzo wiadomo o co chodzi, bo chodzi o zbyt wiele rzeczy naraz.
W ogólnych zarysach rzecz jest o jednostce zawikłanej w codzienność dwudziestego wieku, której autentyzm doznań, emocji i poglądów zabijany jest przez cywilizację kina, i totalitaryzm polityczny. W przedstawieniu jednak nagromadzenie znaczeń, symboli, chęci powiedzenia prawie wszystkiego, co się na ten temat wie, przeistoczyło się w spektakl mało klarowny. Owszem, niektóre sceny są dobre, niektóre rozwiązania interesujące, ale lepiej posłuchać śpiewanych tang.
W Teatrze "Ateneum" prawie wszyscy śpiewają dobrze: i Artur Barciś, wreszcie przełamujący swój stereotyp aktorski wiejskiego lub proletariackiego prostaczka, i Elżbieta Starostecka, i Barbara Bursztynowicz. Choć naprawdę jedynie Grażyna Strachota ma głos godny zapamiętania. Ale na scenie podczas przedstawienia mamy okazję tylko śledzić pojedyncze popisy tzw. piosenki aktorskiej. Poza tym aktorstwo prawie nie istnieje. Tak jakby wysiłek włożony w popis wokalny wyczerpywał kompletnie energię aktorów. Prawda, że w "Przeklętym tangu" poszczególne postacie, owe kochanki Juana Carlosa o dźwięcznych hiszpańskich imionach, jego rodzina i sąsiedzi pozbawieni są cech indywidualnych, charakterystycznych, są marionetkami, pionkami okresu kultury masowej, ale to nie jest usprawiedliwienie.