Artykuły

Sie bawimy

To mogło być zabawne przedstawienie. Komedię amerykańskiego pisarza Murraya Schisgala "Sie kochamy" (szlagier re­pertuarowy z połowy lat sześćdziesiątych) ogłądałem kiedyś na łódzkiej scenie im. Jaracza i ba­wiłem się wówczas zupełnie nieźle. Być może to ja skłonniejszy byłem wtedy do śmiechu; niemniej faktem jest, że spek­takl w "Kwadracie" wydał mi się teraz znacznie mniej zabaw­ny, a chwilami po prostu iry­tujący.

A przecież tekst Schisgala w tłumaczeniu Adama Tarna nic nie stracił ze swoich walorów. Sztuka jest zgrabnie napisana, dialog żywy, zaskakujący i dowcipny; postacie są wyraźnie zarysowane i pozostawiają spo­re pole manewru aktorom. Do tego sytuacja dramatyczna wy­daje się dla komedii wymarzo­na. Wręcz farsowa.

Oto bowiem, pełen życiowego optymizmu Milt (gra go Paweł Wawrzecki), znudzony jest pa­roletnim małżeństwem z Ellen (Joanna Jędryka). "Podrzuca" więc żonę przypadkowo napot­kanemu koledze sprzed lat, by szukać szczęścia u boku młod­szej, świeższej dziewczyny. Również Ellen ma już dość mo­notonii życia małżeńskiego z Miltem: akceptuje pomysł mę­ża, choć jej nowy partner Harry (Wiktor Zborowski) oka­zuje się wyjątkowym nieuda­cznikiem, by nie rzec życiowym bankrutem. W ten sposób i El­len i Milt wpadają z deszczu pod rynnę... Puenty nie będę zdradzał, bo jak przystało na przedstawienie komediowe, wy­wołać ma ona dobre samopo­czucie na widowni.

Dlaczego zatem przedstawie­nie sztuki Schisgala w "Kwa­dracie" w reżyserii Marcina Sławińskiego i w scenografii Marka Lewandowskiego bardziej irytowało mnie niż bawiło? Przecież aktorzy grają nieźli, a tekst stwarza im spore możli­wości. Otóż wyżywają się oni - to fakt, ale bez wspólnego ję­zyka. Bawią się nawet nieźle, ale każde gra po swojemu, każde w innej konwencji.

Joanna Jędryka zachowuje całkowity dystans do swojej Ellen. Zamiast grać, komentuje raczej tę rolę. Tym samym od­biera widzowi przyjemność za­rezerwowaną przede wszystkim dla niego. Właściwie trudno po­jąć, z jakiego powodu aktorka postanowiła odebrać postaci Ellen wszelką wiarygodność.

Paweł Wawrzecki byłby ide­alnym Miltem, gdyby równie serio, co pierwszy dialog z Harrym, potraktował i resztę swojej roli. Niestety, w miarę rozwoju akcji zbyt często po­pada w ton kabaretowy, jakby nie dowierzając inteligencji wi­dza. Jedynie Wiktor Zborowski podszedł do roli Harry'ego cał­kiem poważnie, dzięki czemu je­go kreacja okazała się napraw­dę komiczna, i bawi widownię, kiedy zależy to wyłącznie od niego.

Bo komedię także trzeba umieć traktować w teatrze serio. Pamiętać o tym powinien, zwła­szcza reżyser. To od niego bowiem należałoby wymagać wyraźnej koncepcji spektaklu i egzekwowania aktorskiej dyscypliny. Na przedstawieniu komediowym bawić się mamy my - widzowie. Zabawa aktorów mniej nas interesuje, kiedy ze sceny zaczyna wiać nudą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji