Artykuły

Jesteśmy świadkami

Jest w "Małej stabilizacji" Tadeusza Różewicza pewna wzmianka, którą warto przytoczyć. Podczas rozmowy dwóch tajemniczych panów (Część trzecia) dowiadujemy się, że jeden z nich odczuwa gorącą potrzebę zwierzeń. "Ostatni raz - mówi - rozmawiałem tak z moim przyjacielem. Dwadzieścia lat minęło. I zaraz dodaje: "Tamten mój przyjaciel zginął. Ludzie wtedy ginęli... Rozmawialiśmy z nim o sprawach dla człowieka najważniejszych. ...chodziłem z tym przez dwadzieścia lat. I nawet przez dwadzieścia trzy lata..."

Sztuka została napisana w roku 1962; taką datę umieścił autor pod tekstem ogłoszonym w "Dialogu". To znaczy, że owe zwierzenia zaczęły się w 1942. Może trochę wcześniej, w 1940 czy 1939. A więc: podczas ostatniej wojny czy tuż przed jej wybuchem. Wojna przerwała tę ważną dyskusję. Te daty nabiorą znamiennego znaczenia, jeśli sobie przypomnimy zarówno poprzednie sztuki Różewicza (szczególnie "Kartotekę", ale i "Grupę Laokoona"), jak i jego wiersze. Pisarz taki bardzo współczesny, tak żywo odpowiadający na pytania naszego czasu, raz po raz wraca do przeżyć, które - w sposób nie do przekreślenia - wyryły na nim (i na nas wszystkich, nawet na najmłodszych) doświadczenia tamtych lat. W "Kartotece" owa obecność doznań z okresu dzieciństwa i młodości przyczyniła się do swoistego "spiętrzenia czasu" jako silnego i ożywczego źródła nowych dramatycznych konfliktów. W "Świadkach, czyli naszej małej stabilizacji" przeciwstawienie to ma sens jeszcze bardziej ukryty i niejako "podskórny". Ale - niewątpliwie doniosły. Czy to, co ludzkość przeżyła w czasach niedawnych - można zaliczyć do wspomnień już nieaktualnych? Oto osiągnęliśmy moment uspokojenia i względnej "stabilizacji". Lecz z wielu stron czujemy się zagrożeni i jakby podcinani strumieniami niepokoju. Nic bardziej znamiennego, jak popularność, którą termin "mała stabilizacja", użyty przez Różewicza - cieszy się w naszej świadomości. Jest już niemal przysłowiowy, pojawia się w tytułach artykułów i w rozmowach codziennych. Trudno o lepszy sprawdzian aktualności i odkrywczości dzieła sztuki.

"Nasza mała stabilizacja" to bowiem zestawienie słów, pozornie paradoksalne i przeciwstawne. Czy stabilizacja może być "mała"? I czy dopuszcza taki odcień gorzkiej, niemal, Norwidowskiej ironii? Zastanawiano się nieraz nad stosunkiem dwóch pojęć: szczęścia i wzniosłości. Spokój, dobrobyt, sprawiedliwość - zdają się wykluczać powstawanie konfliktów naprawdę tragicznych. Troski ludzi i uspokojonych i "ustabilizowanych" wydają się małe, "kameralne". Jaki włożyć krawat, gdy rano wychodzimy na miasto? Gdzie postawić łóżko dla przyjeżdżającej teściowej? Czym posmarować język po wypiciu zbyt gorącego mleka? Lecz w trakcie najbardziej przyziemnej i banalnej rozmowy, bez żadnych przygotowań - wybucha konflikt bynajmniej nie błahy. Kobieta i Mężczyzna spostrzegają, że przestali mówić językiem tych samych myśli i uczuć. A raczej - wrażenia tego doznaje jedna ze stron, Kobieta:

jak to się stało, że nagle oślepłeś

nie widzisz mnie

ale ja ciebie widzę

(głos Kobiety przechodzi w krzyk)

o jak dobrze widzę

gdybyś wiedział

jak bardzo widzę

jak bardzo ciebie nie ma

(głos przechodzi w szept)

jak ciebie tu nie ma.

Ten konflikt uczuć, ta ich nieprzystosowalność, jest zjawiskiem zwyczajnym i częstym. Nowością jest nagły "wybuch" tej burzy - w samym "środku" zjawisk codziennych; bez żadnego przygotowania psychologicznego. To nie tylko nowoczesny "chwyt" formalny. W sztuce Różewicza nagłe zabłyśniecie tragizmu jest jednym ze zjawisk, które w niespodziewany sposób zdają się zagrażać - "małej stabilizacji". Sprawa ta, mimo pozornej prostoty, jest niezmiernie skomplikowana. Ma w sobie cechy równocześnie komiczne - i wstrząsające. Uspokajające i niepokojące. Wzniosłe i odpychające. Chwilami "mała stabilizacja" przybiera postać kołtuńskiego "zakładania nogi na nogę" (co się pojawia w Części Pierwszej, by wrócić w rozmowie Kobiety i Mężczyzny, a także w dialogu dwóch panów z Części Trzeciej). Ale sama myśl o utracie pewnych najprostszych i prymitywnych atrybutów budzi w ludziach naszej epoki tylko niepokój, ale i tęsknotę za owym minimum praw do szczęścia, która mogłyby zniknąć. Raz po raz przypominają się groźne zjawiska, które jakby nawiązywały do przezwyciężonych doświadczeń. Wystarczy spojrzeć przez okno, by na tle pięknego krajobrazu, w słonecznym powietrzu, stanowiącym atrybut "małej stabilizacji" - niespodziewanie zobaczyć skutki niewinnej zabawy dziecinnej: kotka na śmierć storturowanego przez 12-letniego chłopczyka! Daje o sobie znać okrucieństwo, nieusprawiedliwione żadnymi względami walki o byt. Ale czy istnieje ono poza nami? Czy w nas? Mężczyzna dostrzegł scenę znęcania, nie patrząc w okno. Jak kruche zdają się być podstawy uspokojenia! "Nasza mała stabilizacja może jest snem tylko?" - pytają postacie Części Pierwszej tej sztuki.

Na próżno "ktoś obcy... ubrany jak kelner... z serwetką w ręce" po zakończeniu Części Drugiej "odruchowo coś przestawia, ściera itd... jakby zacierał ślady rozmowy i obecności" postaci poprzednio występujących. Iluzją jest próba "małej stabilizacji", polegającej na niepamięci. Pewne ślady zetrzeć się nie dadzą! Odnajdujemy je w Części Trzeciej. Dwaj mężczyźni "w nieokreślonym wieku" siedzą wygodnie w fotelach. Jeden ma twarz zwróconą do widowni, drugi ku planowi tylnemu. Nie mogą się więc zobaczyć. Fotele stoją obok siebie, "ale dzieli je taka odległość, że wyciągnięte ręce siedzących nie mogą się zetknąć". Jedynym środkiem porozumienia między tymi ludźmi, związanymi wspólnotą losu, jest rozmowa.

Od razu widać, iż zagadnienie "małej stabilizacji", także i tutaj, zdaje się wysuwać na plan pierwszy. Dwaj panowie siedzą wygodnie w swych fotelach, "zakładają nogę na nogę", są więźniami osiągniętego komfortu i zajętych przez siebie stanowisk. A jednak nęka ich, nurtuje niepokój. Sami dobrze nie wiedzą, co się w nim kryje. Strach? Wyrzuty sumienia? Wstręt? Przeczucie? Wrażenie duszności? Czy zagrożenia? Słychać przeciągłe wycie syreny alarmowej, które chwilami cichnie, a chwilami się wzmaga. Coś się zbliża, czołga... co to jest? Zmasakrowane zwierzę czy człowiek, który może na próżno wołał o ratunek (jak dziewczyna z "Upadku" Camusa)? Czuje się jakiś przerażający zapach. Czy istnieje on realnie? Czy też stanowi jedynie efekt nerwowej i podnieconej wyobraźni?

Aluzje i napomknienia łączą wątek tej Części z poprzednimi. Drugi i Trzeci Pan są jakby odpowiednikami Recytatora z prologu, Mężczyzny z Części Drugiej, czy też może i Obcego z niemego "intermedium" między Częścią Drugą a Trzecią. Rozumiemy teraz lepiej słowo "świadkowie", które stanowi składowy element tytułu. Świadkami jesteśmy - my wszyscy. My, ludzie drugiej połowy XX wieku. My, uczestnicy "małej stabilizacji". My, predysponowani do przyjmowania wielkich świadectw naszej epoki. I zobowiązani do walki o spełnienie podstawowych jej zadań. Śmieszni i wzniośli równocześnie, nieraz w tych samych odruchach i niepokojach. My, których największym grzechem byłaby obojętność, indyferentyzm, bierność. My, którzy uważamy, że "ludzie są straszni... choć nie wszyscy" i że "w gruncie rzeczy są dobrzy... choć nie wszyscy", jak w swej rozmowie stwierdzają Kobieta i Mężczyzna z Części Pierwszej "Małej stabilizacji". Oto sztuka, wobec której zachowują się obojętnie nasze teatry. Czy nie zadziwiające zjawisko?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji