Artykuły

Dyskretny urok analogii

W sporze urzędników z artystami, artyści mają zawsze rację - pisze w swoim cotygodniowym felietonie pisanym specjalnie dla e-teatru Marta Cabianka

W publicznych sporach najczęściej nie wiadomo, o co chodzi. To znaczy z grubsza wiadomo, że chodzi o pieniądze, ale nie wiadomo, kto ma rację i dlaczego. Publiczne spory relacjonowane są przez media, które z reguły nie ułatwiają zrozumienia istoty konfliktu, gdyż racje stron odmalowują bardziej widowiskowo niż merytorycznie. Strony sporu z kolei przedstawiają swoje stanowiska zawile i opatrują mnóstwem szczegółów, które mącą tylko w głowach osobom postronnym. Komu by się zresztą chciało czytać te wszystkie elaboraty, listy otwarte, wypowiedzi i wywiady, w których argumenty ważą tyle, ile emotywne deklaracje, a dowody win przeciwnika - tyle samo, ile resentymenty. A kiedy nawet się przez to wszystko przedrzeć i już, już witać z własnym poglądem na całą awanturę, to i tak okaże się, że umknął nam jakiś kluczowy detal, że coś przed nami zatajono.

Dlatego lepiej jest wyrobić sobie zdanie bez tego całego ambarasu, bez wdawania się w bezstronność, tracenia czasu i bez biegania z aptekarską wagą, żeby każdemu pozwolić na położenie na szalce swojej racji. Lepiej po prostu mieć wyrobione zdanie od samego początku, a najlepiej wtedy, kiedy o konflikcie nikomu się jeszcze nie śniło. Najlepiej po prostu wiedzieć z góry, kto ma rację i tego się trzymać. W końcu i tak nic od nas nie zależy, rozstrzygać spory będzie kto inny, my zaś musimy w pierwszym rzędzie dbać o nasz wewnętrzny ład. A podstawą tego ładu jest to, że wiemy, co jest dla nas najważniejsze. Na przykład sztuka jest ważniejsza niż księgowość, wolność ważniejsza niż popularność, solidarność ważniejsza niż porządek. A skoro tak, to wniosek jest prosty: w sporze urzędników z artystami, artyści mają zawsze rację.

Niemożliwe? Absurdalne? Stronnicze? Tendencyjne? No, rzeczywiście czasem zdarzają się konflikty nieprzewidywalne, ale na ogół jest tak jak zawsze. W tym przypadku sprawdza się najlepiej zastosowanie analogii. Upadek pierwszej antrepryzy teatralnej Wojciecha Bogusławskiego "nie samej publiczności, ale raczej zbytecznej ówczasowego przedsiębiorcy teatru chciwości sprawiedliwiej przypisać należy". Ludwika Osińskiego wykańczały w Teatrze Narodowym kontrole finansowe, zmuszające go do tego, by "mieć w każdym czasie odkryte rachunki dla wielu osób", które mogły w każdej chwili użyć powziętych informacji na jego szkodę. Od nich też płynęły "niepomyślne wieści, w gruncie fałszywe i za wczesne". Tadeusz Pawlikowski przez obie swe krakowskie dyrekcje zmagał się z urzędniczą Komisją Teatralną, nękającą go za złe gospodarowanie kasą teatru. Traktowanie sztuki po macoszemu przez ojców miasta było powodem udręk Osterwy. Jak świat światem, artyści teatralni użerali się z "hydrą magistracką".

Skoro trudno jest rozstrzygnąć racje, połapać się w gąszczu przepisów i roszczeń, trzeba przyjąć, że racja będzie zawsze po stronie tych, którzy mogą przedstawić efektowną analogię z przeszłości. Dlatego dzisiaj, kiedy urzędnicy szykują się, by odwołać kolejnego dyrektora, zarzucając mu niegospodarność, możemy mieć pewność, że nawet jeśli im się to uda, to w końcu historia i tak jemu przyzna rację. Nie ma rady, bilanse i kwity nic tu nie pomogą. Zawsze ważniejsze okaże się to, czy w sporze z urzędnikami magistrackimi zespół artystyczny stanie po stronie swojego dyrektora, oskarżonego o finansową niefrasobliwość.

Kiedy nie wiadomo, jak się zachować, to na wszelki wypadek należy zachować się przyzwoicie, powiadał Słonimski. A kiedy nie wiadomo, komu przyznać rację, to na wszelki wypadek należy zawsze opowiedzieć się po stronie artystów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji