Artykuły

Klata a sprawa polska

"Sprawa Dantona" w reż. Jana Klaty z Teatru Polskiego we Wrocławiu na XV Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński na swoim blogu.

XV Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych organizowany jest w tym roku w Łodzi po raz trzynasty. Jeśli ktoś jest przesądny, ma prawo tak myśleć. Tylu niespodzianek i kłopotów nie przyniosła chyba żadna z poprzednich edycji.

Po pierwsze kryzys sprawił, że trzeba było odwołać wizytę "Wymazywania" Krystiana Lupy, które mieliśmy oglądać przed dwa wieczory na scenie Teatru Wielkiego. Następnie odwołany został przyjazd teatru z Lublany, ogłoszono wreszcie, że z powodów finansowych nie przyjedzie do Łodzi "Kosmos" Jerzego Jarockiego; na szczęście publiczność nie straci okazji obejrzenia spektaklu: "Powszechny" wyśle widzów w "kosmos" - autokarami na warszawski plac Teatralny. Podróż do Teatru Narodowego nie obciąży kieszeni widzów.

Jakby tego było mało, rozchorowała się Maja Ostaszewska, skutkiem czego zagrożone zostały "Anioły w Ameryce" w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, to wie, czy nie najbardziej oczekiwany spektakl tegorocznego festiwalu. Kiedy Ewa Pilawska, dyrektor Teatru Powszechnego i festiwalu zarazem oznajmiłam, że na zastępstwo spod koła podbiegunowego zmierza do Łodzi Magdalena Popławska, sądzę, że nieliczni potrafili sobie wyobrazić ile stresów i pracy (ale także pieniędzy) musiała cała akcja kosztować organizatorów. Popławska dotarła w ostatniej chwili, "Anioły" zagrano, skończyły się o godz. 2 w nocy owacyjnym przyjęciem części widowni. Popławska musiała wracać, niedzielny spektakl odwołano. Myślę, że limit kłopotów został wyczerpany, i to na co najmniej kilka edycji do przodu.

Organizacja to silna strona festiwalu, po obejrzeniu (zresztą powtórnym) "Sprawy Dantona" wiadomo było, że artystycznie też jest świetnie. Jako osoba szalenie powściągliwa w zachwytach wobec dokonań Jana Klaty, na "Sprawę Dantona" szedłem po trosze jak na ścięcie. Obawiałem się wydziwiania, siłowej oryginalności, bezzasadnej przekory, znęcania się nad tekstem, wcale przecież nie wybitnym. Tymczasem - wyrażę się kolokwialnie, ale obrazowo i w sposób jednoznaczny - szczęka mi opadła.

Jan Klata ze "Sprawy Dantona" uczynił megawypowiedź nie tyle o rewolucji, co o mechanizmach władzy i postawach (bo przecież o ambicjach mówić byłoby zbyt wytworne) polityków, cze raczej ludzi wikłających się we władzę i w nią uwikłanych. Tekst Klata przeczytał "do tyłu i do przodu", zanalizował go jak w najbardziej skrupulatnym laboratorium, dzięki czemu synteza, jaką zrealizował ma siłę rażenia równą rewolucji, która służy reżyserowi jako jedno z narzędzi.

Artysta dystansuje się od emocji historyka, obrazując moralny rozkład ludzi znajdujących się u władzy, bądź o nią zabiegających. Rzecz okazuje się tak uniwersalna, że pod kwestie Dantona i Roberpierre'a (ale nie tylko ich) "podłożyć" możemy dziesiątki, jeśli nie setki współczesnych nam twardogłowych, przebiegłych, podstępnych, zepsutych, zmanipulowanych, manipulujących, uprawiających nieznośną minoderię przed kamerami polityków, a może - jak zdaje się sugerować spektakl - polityczków. Przecież dla nich nie ważna jest ani rewolucja, ani ludzie. Liczy się tylko jak przechytrzyć, omotać, sprytnie nakłamać, pointrygować. Ludzie i kraj to puste słowa, po których można wspinać się na coraz to wyższe stołki. A sprawiedliwość? Jest tylko wtedy gdy jest po naszej stronie.

Skarlały świat Klata lokuje w scenografii (Mirek Kaczmarek) niemal odwzorowującej brazylijskie favelas, zaludnione biedakami, ale i przestępcami, którym tu najwygodniej się ukryć przed światem. Czy nadejdzie kiedyś czas generalnego rozliczenia? Nie, bo rozliczenia następują nieustannie: raz jedni, raz drudzy na rachunku w pozycji suma mają wpisane likwidacja. We Francji Robespierre'a rozliczano za pomocą gilotyny (piły spalinowe noszone przez Jakobinów są znakomitym symbolem nie tylko gilotyny zresztą), dziś sposobów jest więcej - czasem wystarczy gazeta

Głęboka interpretacja, znakomita reżyseria, złożyły się na błyskotliwe, mądre i poruszające przedstawienie, w którym szelmowska groteska i kpina pozwalają znieść mentalność i moralność protagonistów. Blasku przydają mu występujący aktorzy na czele z doskonałymi kreacjami Marcina Czarnika (Robespierre) i Bartosza Porczyka (Desmoulins). Pyszną markietanką- filozofką jest Kinga Preis. Za Laur Konrada ("Sprawa Dantona" pokazana będzie na tegorocznych Interpretacjach w Katowicach 10 i 11 marca) dla Jana Klaty trzymam kciuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji