Artykuły

Sprawa gejowska w Teatrze Kwadrat

"Berek, czyli upiór w moherze" w reż. Andrzeja Rozhina w Teatrze Kwadrat w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Berek, czyli upiór w moherze" według powieści Marcina Szczygielskiego opowiada o homoseksualnym copywriterze Pawle (Paweł Małaszyński) toczącym sąsiedzkie wojny z radiomaryjną Anną (Ewa Kasprzyk)

Czy warto w ogóle poświęcać uwagę ckliwej farsie gejowskiej wystawionej w Kwadracie, gdzie te same brytyjskie ramoty chodzą po dziesięć lat i gdzie "najpiękniejsi" (Małaszyński - zwycięzca plebiscytu "Vivy" 2006) grają w sztukach najpiękniejszych (Szczygielski - wraz z Tomaszem Raczkiem - "Piękna Para" 2008)? I w którym dziale powinno się o nim pisać: Kultura? Kronika Towarzyska? Społeczeństwo?

Teatr Kwadrat to miejsce dla widzów niepatrzących na recenzje czy gwiazdki, ale na obsadę (znane twarze z seriali), ceny biletów i czas trwania spektaklu. Gdzie miłośnicy teatru z tzw. środowiska nie chodzą. Ale komercja to usankcjonowana rynkowo normalność. Dlatego wystawienie "Berka" może mieć nie mniejsze - może nawet większe? - znaczenie społeczne niż głośne spektakle Krzysztofa Warlikowskiego.

Gdy film "Tajemnica Brokeback Mountain" trzy lata temu został nominowany do Oscara, dokonał się przełom. Gejowska historia miłosna zdobyła publiczność, "która płaci". Już nie w kinach studyjnych, ale w multipleksach miliony niedzielnych widzów śledziły, podjadając popcorn, dramat zakochanych kowbojów. Opowiadanie o miłości homoseksualnej stało się "jedną z opcji", a nie skandalem. Tym łatwiej mogła się przebić ambitniejsza produkcja "Obywatel Milk". Sean Penn, odbierając w Los Angeles statuetkę za rolę gejowskiego aktywisty, spokojnie zwracał się do publiczności pieszczotliwym "Wy, czerwoni homofilscy łajdacy".

A jak było w Polsce? Póki Hamlet o niedwuznacznych skłonnościach, kochankowie z "Oczyszczonych" Sarah Kane czy lesbijki z "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" Przemysława Wojcieszka trwały zamknięte w zdemonizowanym (a tylko dla nielicznych - kultowym) TR Warszawa, wszystko było w porządku. Ale nawet tam, gdy Warlikowski przygotował "Anioły w Ameryce" (wystawiane w Stanach przez każdy teatr uniwersytecki), po premierze ogłaszano z ulgą: "mistrz przeniósł temat w sferę uniwersalną...".

Sceny komercyjne pozostawały ostrożne albo obrywały. W 2006 roku Teatr Muzyczny w Gdyni, planując premierę "Klatki wariatek" (granej z powodzeniem na całym świecie farsy o chłopaku wychowywanym przez parę homoseksualistów), musiał zmierzyć się z radnymi PIS i LPR grożącymi obcięciem dotacji za promowanie "gejowskiego stylu życia". Dopiero "Darkroom" Przemysława Wojcieszka w warszawskim Teatrze Polonia (o przyjaźni geja piosenkarza i dziadka - uwodziciela słuchaczek Radia Maryja) był próbą, która obyła się bez skandalu.

Teatr Krystyny Jandy był jednak wtedy jeszcze miejscem "z ambicjami", sięgającym po teksty problemowe. Kwadrat nigdy nie tworzył wokół siebie takiej aury. Komercja jest konserwatywna (najwyżej pieprzna) i taki repertuar oferowano tu widzom. A jednak, gdy Paweł Małaszyński pręży przed lustrem obnażoną klatę, skrada się powoli, by ukraść pocałunek młodemu lekarzowi (Max Rogacki) - nikt nie wychodzi oburzony. Przełom obyczajowy?

Nauczycielka z opolskiego liceum musiała ostatnio tłumaczyć się w prasie z pomysłu wystawienia holenderskiej bajki "Król i król" (książę zamiast królewny poślubia tam... brata jednej z nich). Im więcej flirtów komercji z gejami - tym większa szansa, że i królewiczom będzie wolno kochać, kogo chcą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji