Artykuły

"Samobójca" w Ateneum

Najpierw jest prolog muzycz­ny. Patos, odgłosy strzałów i wrzawy. Tak jakby reżyser chciał zapowiedzieć co naj­mniej... szturm na Pałac Zimo­wy. Sugestia jest nieodparta. I, oczywiście, zamierzona. Muzy­ka przywołuje "preakcję" sztuki Nikołaja Erdmana, rozgrywają­cej się już po wielkim przeło­mie. Na ścianie pokoju Podsiekalnikowów umieszczony będzie jeszcze kalendarz z datą dzien­ną z roku 1928, informacja wprost skierowana do widza.

Dopiero po tym muzycznym prologu jest w Ateneum tak jak u Erdmana. W ciemnościach pada pytanie: "Masza, śpisz?" i rozpoczyna się nocny dialog o pasztetówce. Andrzej Rozhin za­chowuje kolejność kwestii i scen. Zarówno w tym, jak i w następnych aktach. Wybiera jednak pewne warianty tekstu, których, jak wiadomo, autor na­pisał kilka. Na przykład, scenę finałową umieszcza na cmentarzu, idąc za wskazówkami wer­sji wcześniejszej. Dla porówna­nia warto dodać, że w przedsta­wieniu Jerzego Jarockiego, o którym pisał w poprzednich nu­merach mój redakcyjny kolega, takiego miejsca akcji nie ma. Zostało całkowicie ujednolicone. Jest to, powtarzająca się w ko­mediach Erdmana, modelowa wręcz przestrzeń tzw. komunałki. Scenografia Zofii de Ines Lewczuk nadaje jej cechy od­pychające. W labiryncie koryta­rzy i drzwi nie ma miejsca na jakąkolwiek intymność czy sa­motność. Wszystko staje się pu­bliczne.

Otóż w warszawskim spekta­klu zabrakło tych znaczeń. Mar­cin Stajewski zbudował dość po­nury salonik mieszczański, któ­rym można byłoby obsłużyć nie­jedną sztukę Zapolskiej. Nie ma w tej przestrzeni nawet cienia grozy, żadnej sugestii, że to miejsce kompletnego wyobcowa­nia. A nie bez powodu przecież interpretatorzy łączyli Erdmanowską "arcykomunałkę" z Kafkowskimi labiryntami. Uważając zarazem, iż "Samobójca" zasługuje na określenie "tragikomedia". Meyerhold miał powiedzieć o atmosferze tekstu: "wesołość, w której dają się słyszeć dźwięki śmierci".

Na pierwszy rzut oka w spek­taklu Andrzeja Rozhina jest właściwie to wszystko - tra­gizm i komizm, groza śmierci potwierdzona samobójstwem Fiedi Pitunina i wesołość. Tyle tylko że pomiędzy nimi brak wyważonych proporcji. Drama­tyzm budowany jest głównie ze­wnętrznymi chwytami - jak wspomniany prolog muzyczny czy wyeksponowanie "filozoficz­nych" monologów Siemiona Pod-siekalnikowa na wyciemnionej scenie. Natomiast w grze wyko­nawców dominuje komizm. Ma być śmiesznie. W tym kierunku zmierzają wysiłki aktorów, chęt­nie odwołujących się do roz­wiązań sprawdzonych przez sie­bie w innych rolach. Barbara Wrzesińska jako Masza daje ko­lejny wariant kobiety "o sercu złotym", zagubionej w rzeczy­wistości. O Serafimie Iljinicznej, gra ją Hanna Skarżanka, daje się powiedzieć tyle, że jest opie­kuńcza i zamaszysta. Większość ról, także męskich, sytuuje się w granicach dość powierzcho­wnego szkicu. Nawet Aristarch Grand-Skubik, którego gra Je­rzy Kamas. Wyróżniłabym nato­miast epizod Tadeusza Chudeckiego jako głuchoniemego chłop­ca i Grażynę Strachotę jako Kleopatrę. W obu rolach komizm oparty jest na celowości i po­czuciu miary.

Tytułowego samobójcę, na którego śmierci spekuluje całe otoczenie, gra Marian Kociniak. Ma kilka popisowych scen, zwła­szcza lekcję gry na helikonie, w której Siemion Podsiekalnikow z wyżyn uniesienia spada na dno rozczarowania. W interpretacji Mariana Kociniaka jest miejsce i na błazeństwo Erdmanowskiego "małego, zwykłe­go człowieka", i na jego lę­ki oraz cierpienie. Ze sceny Ate­neum dochodzi głównie to, co jest zjadliwym portretem miesz­czucha.

P.S. W programie przedstawie­nia znalazła się adnotacja "pra­premiera polska". Nie jest to informacja ścisła. Chronologicz­nie pierwszy był spektakl dyplo­mowy krakowskiej PWST im. Solskiego, który przygotował Jerzy Jarocki. To on wprowadził "Samobójcę" do naszego teatru - podobnie jak niegdyś "Ślub" Gom­browicza. Tyle że do teatru szkolnego, "studenckiego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji