Artykuły

Festiwal Teatrów dla Dzieci. Tydzień drugi

Jeśli krakowski festiwal chciałby stać się nie tylko wypełniaczem czasu ferii dla dzieci, ale również propozycją ambitną, poszukującą i proponującą nowe teksty, niebanalne rozwiązania plastyczne czy muzyczne, warto pomyśleć nad ściślejszą selekcją zapraszanych przedstawień - o drugim tygodniu krakowskiego Festiwalu Teatrów dla Dzieci pisze Hubert Michalak z Nowej Siły Krytycznej.

Drugi tydzień krakowskiego przeglądu przyniósł kilka ciekawszych pokazów - nawet jednak te, których forma sceniczna i opowiadana treść miały jakieś ambicje, a nie były tylko pośpiesznie odrabianą pracą, nie sprawdziły się do końca w olbrzymiej sali Nowohuckiego Centrum Kultury.

Najciekawszą z przywiezionych propozycji był wyreżyserowany przez Macieja K. Tonderę spektakl Teatru Lalek Rabcio, na co dzień grającego w Rabce-Zdroju. "O!!! Czerwony Kapturek" okazał się przewrotną wariacją na temat znanej wszystkim opowieści. Nie jest jednak, jak można by się spodziewać po kilku ostatnich produkcjach filmowych, postmodernistyczną kolekcją cytatów, nawiązań i płaszczyzn intertekstualnych, nad którymi można się rozwodzić i nadymać intelektualnie. To historia bardzo prosta, której twórcy nie zapominają, że pracują w teatrze dla dzieci. Atutem spektaklu jest atrakcyjna, budowana przez najmłodszych scenografia, przypominająca dziecięce wycinanki (chętnych do jej konstruowania na scenie było zdecydowanie więcej niż przygotowanych elementów). Kompozycyjny walor przedstawienia to metapoziom. Nikt go tak nie nazywa, bo nie chodzi o budowanie konstrukcji intelektualnej. Zaletą jest jednak samo oswajanie najmłodszych z tak funkcjonującym w widowisku mechanizmem: "niegotowymi" aktorami, sprzątającym scenę woźnym, "wymyślaniem" fabuły przedstawienia itp. I ten spektakl jednak nie był wolny od uchybień, zwłaszcza w animacji lalek, niekiedy na jego niekorzyść działała też maniera aktorska.

Przy innych przedstawieniach można mówić jedynie o zajmujących, atrakcyjnych elementach - nie o całościowym ich wymiarze. Furorę wśród młodej widowni i piski zachwytu wzbudziły wielkie lalki olbrzymów niosących wzdłuż widowni Króla i Królową ("Śpiąca królewna", Teatr Dzieci Zagłębia im. Jana Dormana w Będzinie, reż. Ireneusz Maciejewski), bardzo podobał się też wielofunkcyjny, centralny element scenografii (w zależności od potrzeby służył jako łódź, jaskinia, łoże, siedzisko zbója Madeja) w "Tomciu Paluszku" (Teatr Lalek Banialuka z Bielska-Białej, reż. Witold Mazurkiewicz) czy Jerzy Zaborowski, grający tytułową rolę.

Do całości spektakli można mieć jednak zastrzeżenia podobne to tych z ubiegłego tygodnia: brak odwagi w eksperymentowaniu, niedociągnięcia estetyczne, niedbałość i brak precyzji w wykonywaniu działań scenicznych, niechęć wobec nowych tekstów połączona z uporczywym powrotem do starych, po wielokroć przemielonych już na scenie utworów.

Dorzucić do tego koszyczka warto może jeszcze przytłaczającą ilość tekstu na scenie, niekiedy banalnego czy w ogóle niezrozumiałego, jakby bez korekty (bo jak rozumieć następujące zdanie Tomcia Paluszka, wypowiadane w sytuacji niemal bezpośredniego zagrożenia, tuż po ucieczce bohatera z rąk zbója Madeja: "Chyba nie przyjdzie tu Madej/ale na wszelki wypadek/położę się tu i zdrzemnę"? Drzemka "na wszelki wypadek" to przedziwne kuriozum językowe, chyba że ma sugerować istnienie czegoś w rodzaju "drzemki obronnej").

Natrętnie powracającą wadą spektakli dziecięcych jest jednowymiarowe aktorstwo, polegające raczej na odtwarzaniu wyuczonego schematu min i gestów, niż na autentycznym odgrywaniu go za każdym razem na nowo. Kilka chlubnych wyjątków (jak wspomniany już Tomcio Paluch Jerzego Zaborowskiego czy ciepły, naturalny i pełen scenicznej energii Doktor Dolittle grany w będzińskim przedstawieniu przez Dariusza Czajkowskiego) to zaledwie drobne rysy na monolitycznej skale kiepskiego aktorzenia i porannego wyrobnictwa godzin przez artystów na etacie.

Na przekór (domniemanym) intencjom organizatorów, przegląd obnażył słabe punkty i ułomności teatru dla dzieci. Z niezrozumiałych powodów nie zaproszono np. "Tygrysków" z warszawskiego Teatru Lalka, które w stolicy robią furorę i wyprzedawane są na pniu jako spektakl przyjazny maluchom. Zapewne znalazłoby się więcej wartościowych przedstawień, obliczonych na widownię w różnym wieku i posługujących się różnorodnymi, pobudzającymi wyobraźnię formami. Jeśli krakowski festiwal chciałby stać się nie tylko wypełniaczem czasu ferii dla dzieci, ale również propozycją ambitną, poszukującą i proponującą nowe teksty, niebanalne rozwiązania plastyczne czy muzyczne, warto pomyśleć np. nad ściślejszą selekcją zapraszanych przedstawień. W przeciwnym razie impreza stanie się kolejną propozycją centrum kultury w Nowej Hucie, która będzie promować teatr promocji niewarty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji