Jak grać Czechowa?
Dejmkowska inscenizacja "Wujaszka Wani" nie stanie się przypuszczalnie przedmiotem żadnego teoretycznego studium, ani też jak sądzić należy, nie stanie się praktycznym kanonem dla dalszych czechowowskich przedstawień. Nie dlatego jednak, że jest to zwykła poprawna inscenizacja jakich wiele na scenach warszawskich. Raczej przeciwnie. Przedstawienie w teatrze Ateneum daleko odbiega od zwykłej rzemieślniczej sztampy; jest na pewno więcej niż przeciętne, ale zarazem brak w nim wyraźnie określonej koncepcji inscenizacyjnej, co widać w scenografii. Jest to przy tym przedstawienie nie wszędzie czytelne, stąd też, mimo stwierdzającego tonu moich uwag, w wielu miejscach stanowią one zaledwie hipotezy. Otóż jak się wydaje Dejmek podszedłszy w swoim przedstawieniu z całym pietyzmem do tekstu autora, z którego nie pominął prawie żadnej kwestii, z tradycją - blisko już wiekową - teatralnych przedstawień Czechowa obszedł się dużo bardziej swobodnie, a to dlatego że postanowił Czechowa możliwie uprościć i jednocześnie uwspółcześnić. Wygląda to na program minimum, a nie na eksperyment, bo przecież Czechow niejako sam w sobie jest właśnie prosty i współczesny, ale współczesność nie jedno ma oblicze, a na osławioną prostotę sztuk rosyjskiego dramaturga składa się - co nieraz podnoszono - złożony konglomerat stylów i tonacji, który autor potrafił zazwyczaj ułożyć w całość zadziwiająco jednolitą. Dlatego też doszukując się u Czechowa najrozmaitszych aspektów współczesnych, trzeba było zachować tę całą złożoność i komplikację i szukać własnego spojrzenia na drogach pośrednich, sztucznych, właśnie teatralnych, Dejmek tę okoliczność jak gdyby zbagatelizował, wychodząc z założenia, że jeśli aktualność Czechowa nie ma być wmówiona, to da się ją przedstawić zupełnie bezpośrednio i wprost, nie szukając żadnych dróg okrężnych, nie budując Teatru. Zrewolucjonizował - bo uprościł maksymalnie formułę przedstawienia, odniósł ją do zachowanego bez jakiejkolwiek zmiany tekstu, no i sądząc po przedstawieniu z takiej niekonsekwencji wynikła klęska podwójna, bo stracił w ten soosób tak Czechow, jak teatr. Zacznijmy od Czechowa. Mówiąc w ogromnym uproszczeniu sztuki Czechowa mają dwa wymiary: jeden to wymiar realistyczny - wymiar akcji i działania, drugi - to wymiar ludzkich marzeń i nadziei, wymiar zatrzymanej akcji, wymiar milczenia i oczekiwania. Proporcje między nimi można układać rozmaicie, ale dowolność interpretacji nie może być zupełna. Przeszkadza w tym sam tekst autora, w którym zawsze jakaś względna przynajmniej równowaga tych dwu czynników jest zachowana.
Dejmek naruszył tę równowagę podkreślając zbyt silnie i zbyt jednostronnie element realistyczny, podczas kiedy u samego autora nie daje się on usamodzielnić. Beznadziejność upadlającego systemu społecznego carskiej Rosji, z końca XIX w., całkowita zależność ludzi od tego systemu, ich stopniowe załamywanie się i upadlanie - to wszystko oczywiście jest w "Wujaszku Wani". Jest też pokazany proces stopniowego dziczenia i deprawowania się ludzi pod wpływem trujących wyziewów prowincjonalnej głupoty i społecznej bierności jaka ich otacza, tak że z tak zwanych pozytywnych bohaterów sztuki zostaje z czasem tylko cień cienia ludzkiej moralności czy rozumu. Wszystko to oczywiście jest w tej sztuce, ale nie tylko to. Bo jest też jakaś próba obrony przed tym procesem, jest jakaś uparta wiara i nadzieja - głupia może - że nie jest to proces ostateczny. Jeśli z niej zrezygnować, to wówczas stracą w tej sztuce prawo obywatelstwa wszystkie osobiste nadzieje, marzenia, utopijne ideały, abstrakcyjne dyskusje, które zostały jednak w spektaklu zachowane. Ale w ogólnej perspektywie wydają się one sztuczne i afektowane, jak chore rojenia straconych ludzi, fantazmaty wymyślane dla zabicia czasu między obiadem a kolacją. Tylko czy tego wszystkiego nie za dużo? Czechow stał się trudny do słuchania. Na takiej optyce teatr stracił również. Przedstawienie jest niejednolite, nierówne pełne dysonansów i zgrzytów. Nastrój i napięcie rwie się raz po raz, potem znów zawiązuje si,. ale tylko na czas jednej scenki.
Obsada aktorska jest świetna; szczególnie dobrze wypadły wszystkie postacie potraktowane jako negatywne. Wujaszka Wanię gra Gustaw Holoubek i jego kreacja nadaje ton całemu przedstawieniu. Jest tak wyrazisty i agresywny w swoim jadzie, złośliwości, złej woli, małostkowości i tchórzostwie, że zarażać musi innych. Emerytowany profesor Sieriebriakow w wykonaniu Jana Świderskiego to również maszkara, emerytowana profesorska mumia zawistna, próżna i egoistyczna. Helenę Andriejewnę, żonę profesora, jako próżną i wyrachowaną, a w filozoficznych tyradach sztuczną i histeryczną gra Aleksandra Śląska. Halina Kossobudzka i Jan Matyjaszkiewicz w dwóch krótkich. świetnych zresztą rólkach dołączają do tego gabinetu osobliwości dwie dalsze postacie: starą Wojnicką i rezydenta Wafla.
Doktor Astrow w założeniach Czechowa miał być z pewnością postacią pozytywną i jest taką na pewno w wykonaniu Krzysztofa Chamca, ale nie jest na pewno przekonywający. Chamiec gra cały czas postać zamkniętą w sobie i skrępowaną, nie wierzy się ani w wartość jego pracy, ani w jego szlachetność, ani w jego społeczne projekty. Sonia, w wykonaniu Elżbiety Kępińskiej, jest taka jaka miała być - naturalna, naiwna i bezpośrednia. Ona sama jednak nie może stanowić przeciwwagi dla wszystkich innych postaci, choć w tym przedstawieniu ona tylko przecież stanowi alternatywę dla sylwetki Wujaszka Wani. Nie wdając się w dyskusję czy w ogóle jest to alternatywa prawdziwa, wątpić należy czy jest to alternatywa Czechowa.