Artykuły

Przedstawienie Jacques'a Lassalle'a to robota arcymistrza

"Umowa, czyli Łajdak ukarany"w reż. Jacques'a Lassalle'a w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Nie wiem doprawdy, kogo w tym olśniewającym widowisku chwalić najpierw. Wspaniały przekład Jerzego Radziwiłowicza czy jego genialną rolę?

Zachwycającą scenografię Doroty Kołodyńskiej czy prześmiewczo wdzięczną muzykę Jacka Ostaszewskiego?

Przede wszystkim należałoby oddać sprawiedliwość fenomenalnej reżyserii Jacques'a Lassalle'a. On to swego czasu, jako szef Komedii Francuskiej w Paryżu, zaangażował do jej zespołu Andrzeja Seweryna. Przed trzema laty wystawił wspaniałego "Tartuffe'a" Moliera w warszawskim Teatrze Narodowym. Tym razem zainscenizował w nim niegraną na polskich scenach komedię "Umowa, czyli Łajdak ukarany" Pierre'a de Marivaux.

XVIII-wieczny autor napisał ponad 30 sztuk, o akcji obracającej się niezmiennie wokół tematyki dworskich flirtów, z czego do dziś popularnych jest mniej niż połowa. "Umowa" nie ma idealnej konstrukcji - dynamiczna akcja rozwija się dopiero w ostatnim, trzecim akcie - należy więc do rzadziej pokazywanych utworów francuskiego komediopisarza. Ale i w takim kształcie bawi pierwszorzędnie, zwłaszcza kunsztem przewrotnych salonowych konwersacji.

Niejaki Lelio (Grzegorz Małecki) prosi dopiero co poznanego Kawalera (Wiktoria Gorodeckaja), żeby rozkochał w sobie piękną Hrabinę (Małgorzata Kożuchowska). Sam z nią zerwać nie może, gdyż w takich okolicznościach spisana przedmałżeńska umowa przewiduje wypłatę pokrzywdzonej stronie 30 tys. liwrów. Tymczasem Lelio nie kryje, że liczy już na inną partię, swataną mu dziewczynę z Paryża, która rocznego dochodu ma dwakroć tyle, co zaręczona z nim Hrabina.

Kawaler, który de facto jest dziewczyną, bierze się do dzieła. Mimo rozmaitych qui pro quo i równie groźnych co zabawnych zagrożeń - aby utrzymać w sekrecie tajemnicę swej płci, musi się opłacać szczwanemu słudze Trivelinowi (Radziwiłowicz) - perfekcyjnie wypełnia swą misję. Do finału zaskakującego głównie tych, którzy z emocji zapomnieli pełnego tytułu dzieła.

Reżyser Jacques Lassalle harmonijnie połączył w swojej inscenizacji koronkową scenerię, jak z obrazów Fragonarda, ze śpiewną muzyką o mozartowskiej lekkości i wspaniałą, skoordynowaną grą wszystkich aktorów. Na wyróżnienie zasługuje zwłaszcza Jerzy Radziwiłowicz, który w roli filozofującego szaławiły miał jak nigdy dotąd możliwość wykazania się niepodrabialną vis comica. Małgorzata Kożuchowska zdała się wprost urodzoną arystokratką. W dojrzałym debiucie urzekała spontanicznością Wiktoria Gorodeckaja.

Niezwykłej urody okazał się pomysł spuszczania ze sznurowni przezroczystych folii z wymalowanymi na nich drzewami, które w zależności od potrzeb tworzą parkowe aleje, a nawet zagajnik. Lekkość, wdzięk, perfekcja, sukces.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji