Milczenie Czechowa
Nie próbuję opisywać sztuk Czechowa, gdyż jest to niemożliwe... - (K. S. Stanisławski)
AUTOR "Wujaszka Wani", to z zawodu lekarz ciała, z powołania lekarz duszy ludzkiej. "To co dla mnie najświętsze - to ciało ludzkie, zdrowie, rozum, talent, natchnienie, miłość i jak najbardziej absolutna swoboda, wolność od przemocy i kłamstwa w czymkolwiek by się te dwie ostatnie rzeczy nie przejawiały" - pisze w liście z 1888 r. Sztuka ta od dnia swej prapremiery 26 października 1899 r. do chwili obecnej należy do żelaznego repertuaru Moskiewskiego Teatru Artystycznego, który dokonał w swoim czasie największego przełomu w pojmowaniu i realizowaniu teatru. Poprzez swoje dzieła Czechow był współtwórcą tego teatru, który wziął za swoje godło tytuł jego dramatu teatralnego - czajkę.
Obok "Czajki", "Trzech sióstr" i "Wiśniowego sadu" - "Wujaszek Wania" jest utworem scenicznym najlepiej skonstruowanym, unikającym dłużyzn, broniącym się przed nimi podobnie jak przed słowem literackim, usiłującym przekroczyć granice teatru, by zapanować niepodzielnie nad jego krainą, w której winno być ono elementem tylko równorzędnym, a czasem nawet podrzędnym.
Że zaś wszystkie osoby dramatu Czechowa są w mniejszym lub większym stopniu sędzią i podsądnym, katem i ofiarą zarazem - aktorom, przeżywającym ich role według dobrej, starej recepty, przypadło w udziale niełatwe zadanie grania podwójnego, ironicznego, przeżywania świadomości i nadświadomości kreowanych postaci. Czynią to wszystkimi dostępnymi im środkami ekspresji aktorskiej; na pierwszej płaszczyźnie wyrażając się słowami, na drugiej - każdy ich ruch, gest, cień pantomimiczny, bezruch wreszcie - są elementami współgrającymi, brzmiącymi harmonicznie w chaosie przedstawienia.
Postaci te żyją za czwartą, szklaną ścianą, niewidzialną szybą, przez którą podpatrujemy drgnienia ich życia, ich sylwetek, ich twarzy. Czasem jest to twarz zmumifikowanego trupa - matki Wani, czasem starcza twarz paralityka - Profesora; piękna i zła twarz młodej kobiety - żony Profesora; dobra i brzydka twarz młodziutkiej dziewczyny - Soni, córki Profesora; raz widzimy poczciwą i butną zarazem twarz zubożałego właściciela ziemskiego, chrzestnego ojca Soni, kiedy indziej dobrą i mądrą w swej prostocie twarz starej niani; twarz trzeźwą lub pijaną nieudacznika - lekarza; wreszcie cyniczną, złą, martwą, brzydką, pijacką, głupią, szaloną, wyniosłą, pogardliwą, nieprawdziwą; wreszcie dobrą, żywą, piękną, trzeźwą, mądrze szaloną, pokorną, prawdziwą prawdą szaleńca (bo wszyscy są tu normalnymi szaleńcami) i jak pozostałe nudną - twarz Wujaszka Wani.
Nie jest on postacią główną sztuki, choć jest postacią tytułową. Jest natomiast od początku - a właściwie nie on, lecz jego milczenie - jej ośrodkiem.
W pierwszej odsłonie Wujaszek Wania, usadowiony twarzą ku oknu, milczy z rzadka przerywając swe obserwacje sarkastycznymi półsłówkami. Ale twarz jego rejestruje wszystko: kurczy się i rozkurcza w grymasach; na koniec wypadłszy z orbity nerwów, pociąga za sobą tułów, który zwleka się ze sceny.
Osobowość Wujaszka Wani rozrasta się i rozbudowuje w miarę rozwoju akcji, plajtującej, stojącej w miejscu, więc cofającej się.
W drugiej odsłonie jeszcze nic nie jest wiadome, prócz tego, że od zjazdu profesorstwa źle się dzieje w dworku. Wujaszek Wania, rozpity, zjawia się, by wypowiedzieć swą miłość żonie profesora. Czyni to w sposób nietrzeźwy i nieopanowany. Jednakże potop słów, ruchów, gestów wywołuje w nim dopiero wiadomość o zamierzonej przez Profesora sprzedaży domu. W trzeciej odsłonie Wujaszek Wania, nawet na trzeźwo, nie potrafi już milczeć, przestaje nad sobą panować. Bowiem to, co mówi Profesor, przestaje być dla niego tylko czczą, aczkolwiek drażniącą, gadaniną, przemądrzałego, apodyktycznego sklerotyka, lecz zaczyna dotykać sprawy dla niego najważniejszej, a tak istotnej dla Czechowa, że motyw sprzedaży rodzinnego domu pojawia się w prawie wszystkich jego sztukach. W ataku szału Wujaszek Wania miota się, rycząc, wykrzykując to wszystko, co dotąd spiętrzało się i gromadziło w jego milczeniu. Doprowadzony do swych ostateczwych granic, przebija się przez nie i usiłuje zabić Profesora. Strzela dwa razy, chybia i histerycznym, cichym na powrót chichotem obwieszcza: "Nie trafiłem".
Po raz ostatni widzimy go w scenie pożegnalnej, jeszcze opornego, nie chcącego oddać morfiny lekarzowi; potem ukojonego przez Sonię, pomagającego sobie na głos w obliczaniu rachunków, na nikogo i na nic, prócz pracy, nie zwracającego uwagi.
"Wujaszek Wania" w teatrze "Ateneum" został zrealizowany przez reżysera z rzadko dziś spotykaną wobec autora wiernością. Uwzględniono prawie wszystkie didaskalia dotyczące ruchów postaci oraz rozwiązań scenograficznych - skreślono zaledwie kilka zdań. Poziom spektaklu wykazał dowodnie, że na wierności wielkim pisarzom nic się nie traci, Wręcz przeciwnie. Sama zaś wierność, jak twierdzi Ilja Iljicz, służy nie tylko sztuce, lecz jest największym bogactwem i sprawdzianem wartości człowieka. Jeżeli ktoś zdradza żonę, albo męża to stąd wniosek, że jest on człowiekiem niepewnym; może zdradzić także ojczyznę. Wiele jest jeszcze w tej sztuce sentencji godnych zapamiętania, które wypowiadali znakomici aktorzy, wierni Czechowowi, śladem i wzorem reżysera.