Artykuły

Cena ryzyka

Trudno jest dziś pisać o Stanisła­wie Przybyszewskim, trudno nie tylko dlatego, że Młodą Polskę i jej dramat dawno już uznano za przebrzmiałe, gruntownie i jednoznacznie ośmieszono, aby wreszcie odłożyć do rozmaitych staroci. Jako jeden z pierwszych znalazł się tam właśnie duchowy przywódca modernizmu, tolerowany przez lata tylko jako symbol pewnej epoki w historii literatury i kul­tury. Biografia i osobowość Przybyszew­skiego przesłoniły współczesnym jego ar­tystyczną puściznę zlewając się w znaną ze "słyszenia" legendę o "smutnym Sza­tanie" i twórcy "nagiej duszy". Nawet podjęta przez Zygmunta Grenia obrona autora "De profundis" niewiele zmieniła, bo choć Przybyszewski stał się w pewnym okresie pisarzem modnym, to i tak jego twórczość - szczególnie powieściowa - nie zdobyła z tego powodu nowych rzesz czytelników.

Inaczej było z dramatami - na fali po­wrotnego zainteresowania zyskały one po­tężnego sprzymierzeńca i obrońcę. Stał się nim teatr, poszukujący w zapomnianych ekspresjonistycznych sztukach szansy u-kazania w nowy sposób sytuacji człowie­ka, już w momencie urodzin skazanego na los tragiczny. Nieliczne realizacje sceniczne rzadko jednak kończyły się sukce­sem. Można więc podziwiać odwagę Tea­tru Ziemi Pomorskiej z Grudziądza, który zainaugurował działalność swej nowej małej sceny "Śniegiem" - jedną z wcześ­niejszych, bo wydaną w 1902 r., sztuk Sta­nisława Przybyszewskiego.

W "Śniegu", podobnie jak w wielu in­nych utworach duchowego przywódcy Młodej Polski, dominująca rola przypad­ła strindbergowskiej "fatalnej sile mi­łości". Bohaterowie "Śniegu" idą za gło­sem natury łamiąc jednocześnie obowią­zujące prawa moralne. Wynikająca z prze­cięcia tych dwóch sił sytuacja tragiczna, może i musi się rozstrzygnąć tylko w kategoriach ostatecznych. Banalny - zda­wało by się - konflikt małżeńskiego trój­kąta został tak przez Przybyszewskiego splątany, ułożony w taki system współza­leżności, że działanie każdego z bohaterów znajduje natychmiastowy rezonans w postępo-waniu partnerów. Spod pozorów, spod kostiumów i maniery wyłaniają się w miarę rozwoju akcji postaci - arche­typy personifikujące "czyste uczucia i na­miętności". Zarówno Ewa - malarka, ko­bieta fatalna, jak i zakochani w niej "mo­cny człowiek" - Tadeusz oraz cierpiący na splean jego brat - Kazimierz, to po­staci wzięte jakby z gabinetu figur wos­kowych. Między nimi nie ma miejsca na tragedię. Wnosi ją dopiero Bronka, zwy­kła, prosta dziewczyna, która "jak śnieg" miała przyprószyć wspomnienie o wielkiej miłości swego męża. Ona też płaci w dra­macie cenę najwyższą. Konstrukcja tej po­staci jest dla współczesnego widza naj­ciekawsza.

Przybyszewski jako twórca akcji dra­matycznej wyraźnie zawodzi. W sztuce nie ma właściwie wydarzeń, wszystko dzieje się w świadomości bohaterów, ich przeżycia tworzą napięcia i nastrój. Jest to więc teatr piekielnie trudny, stawiają­cy przed współczesnym aktorem próg nieomal nie do przebycia. Potknęli się o niego także realizatorzy grudziądzkiej pre­miery. Reżyser Krzysztof Rotnicki zdawał sobie sprawę, że najbardziej nieznośny dla dzisiejszego widza jest język Przy­byszewskiego hiperboliczny, pobrzmiewa­jący pustą frazeologią, obsuwający się w szmirę, zdecydowanie fałszywy. Stąd pró­by tonowania i wygładzania ostrych kan­tów, skrócenia tekstu, z odrzuceniem wszy­stkiego, co dziś mogłoby nas tylko śmieszyć. Stąd też brak określenia czasu ak­cji, która może się rozgrywać także dzi­siaj, narzucenie aktorom współczesnego, powściągliwego gestu. Ale poszukiwanie momentów, które mogłyby przybliżyć "Śnieg" do współczesności powoduje, że na plan pierwszy wysuwają się aspekty melodramatyczne. A tropienie psycholo­gicznych uwarunkowań w postępowaniu bohaterów stawia pod znakiem zapytania wprowadzenie symbolicznej postaci Makryny (Zofia Tarska). Jeśli bowiem cały dramat rozgrywa się w nas, taka perso­nifikacja śmierci czy tragicznego losu jest nie tylko niepotrzebna, ale sprawia wręcz wrażenie wyjętej z innego teatru.

Na domiar złego tekst nie zawsze daje się nagiąć do przyjętej koncepcji. Więcej - w pewnym sensie zaciera to wszystko, co w przedstawieniu wydaje się żywe i świe­że. Momentami zamiast śledzić akcję sztuki z podziwem patrzymy na aktorów stara­jących się walczyć z własnym "uwięzie­niem w języku". Efekty tych poczynań są różne. Elżbieta Strzałkowska wyraźnie sty­lizując postać Ewy, wydobyła jej tajem­niczość i egzotyczność. Biegunowo różne środki zastosował Jerzy Kozłowski w roli Kazimierza, z dużą prostotą tworząc po­stać człowieka ukrywającego swe wewnę­trzne przeżycia pod maską udanego spo­koju. Zadanie tej pary aktorów było zre­sztą łatwiejsze. Opracowany przez reży­sera język sztuki niejako determinował zastosowanie bardzo określonych środków wyrazu. Cóż jednak mieli począć pozo­stali aktorzy - Ewa Nijaka (Bronka) i Zbigniew Waszkielewicz (Tadeusz). Jak prawdziwie ukazać uczucia Bronki, jeśli ma się do dyspozycji kilometry szelesz­czących papierem wypowiedzi? Jak zagrać "mocnego człowieka", jeśli nie posia­da się jeszcze nie tylko niezbędnych umiejętności warsztatowych, ale nawet warunków?

Trudno się dziwić, że młodzi akto­rzy, debiutanci, nie znaleźli na te pyta­nia odpowiedzi. Ewa Nijaka maskowała braki spontanicznością i sporą intuicją. Zbigniew Waszkielewicz nie potrafił zna­leźć w sobie nawet takich predyspozycji. Autorka scenografii "Śniegu" Wanda Czaplanka, stworzyła na scenie dość kon­wencjonalny salonik. Zbytnie przeładowa­nie dekoracji powodowało jednak, że sprzęty w pewnym momencie wręcz przy­tłoczyły aktorów, którzy musieli z ko­nieczności ograniczyć swoje działania. Być może, efekt jest zamierzony, maksymalne zmniejszenie przestrzeni scenicznej ma sugerować uwięzienie żyjących tu ludzi. Wówczas jednak należałoby ten pomysł podkreślić inscenizacyjnie, gdyż obecnie przeciskanie się aktorów między stołem, kanapą i kominkiem sprawia raczej wra­żenie humorystyczne.

Cena ryzyka bywa czasem ogromna. Trudno jest dziś jednoznacznie określić związki Przybyszewskiego ze współczesnością. A jeszcze trudniej poddać je rygorom określonej inscenizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji